Kamienice Amber Gold pod młotek. Ile odzyskają oszukani przez twórców piramidy finansowej?
Miliony złotych dla ofiar gdańskiej piramidy finansowej mają pochodzić z nieruchomości w centrum miasta, które właśnie trafiają na rynek.
Spichrzowa 21 już sprzedana, w kolejce dwie kolejne kamienice: przy Stągiewnej 11/1, a później 11/2. Sprzedaż budynków po Amber Gold pomaga odzyskać miliony złotych dla poszkodowanych klientów spółki Marcina i Katarzyny P., ale te miliony to tylko drobny ułamek kolosalnych roszczeń.
- Przetarg na nieruchomość przy Spichrzowej został już rozstrzygnięty. Najwyższa zaoferowana cena to około 2,1 mln zł, czyli więcej niż kwota, na jaką ją wyceniono. Akt notarialny zostanie podpisany do 5 marca - tłumaczy Józef Dębiński, syndyk masy upadłościowej po piramidzie finansowej. - Na początku drugiego kwartału tego roku, w kwietniu zamierzam ogłosić przetarg na kamienicę przy ul. Stągiewnej 11/1, gdzie cena wyjściowa wynosi 2,6 mln zł, a ta przy Stągiewnej 11/2, gdzie mieści się siedziba syndyka, zostanie zlicytowana z końcem procesu odzyskiwania wierzytelności - zapowiada.
Jak tłumaczy „likwidator bałaganu” po Amber Gold, wartość tego drugiego budynku przy Stągiewnej szacowana jest na ok. 2 mln zł, a wszystkie przetargi mają formę pisemną. Syndyk pod nadzorem sędziego komisarza ogłasza przetarg, chętni składają oferty, a po ich komisyjnym otwarciu za zwycięską uznana zostaje ta, której autor zaproponował najwyższą cenę.
Józef Dębiński zastrzega, że nie może ujawnić przyszłego właściciela Spichrzowej 21. - To podmiot gospodarczy - ucina.
Jak dotąd w poczet 584,5 mln zł wierzytelności wobec kilkunastu tysięcy poszkodowanych klientów pozostałych po spektakularnym bankructwie gdańskiego parabanku udało się zabezpieczyć ok. 44 mln zł. Mniej więcej połowę tej kwoty próbowały zająć Urząd Skarbowy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych, jednak sąd pierwszej instancji uznał ich roszczenia za nieuzasadnione.
Równocześnie syndyk właśnie od fiskusa domaga się 11,8 mln zł zabezpieczonych przez pomorską skarbówkę, jako rzekomą należność za podatek dochodowy Amber Gold od osób prawnych za lata 2009-2010. Likwidator jest przekonany, że pieniądze powinny trafić do ofiar spółki, a jego pogląd potwierdziło orzeczenie sędziego, na które urząd może jednak wciąż złożyć zażalenie do drugiej instancji.
W tej chwili wszystko wskazuje na to, że z majątku parabanku uda się odzyskać maksymalnie około 90-95 mln zł, czyli niespełna jedną szóstą zaległości. Oszukani odzyskają więc najpewniej mniej niż jedną szóstą zainwestowanych kwot.
Równolegle z próbą naprawy sytuacji klientów piramidy finansowej przed Sądem Okręgowym w Gdańsku toczy się proces Marcina i Katarzyny P. - małżeństwa twórców parabanku oskarżonego m.in. o oszustwa i pranie brudnych pieniędzy. Grozi im do 15 lat więzienia.
Okoliczności działania Amber Gold badają również posłowie ze specjalnej sejmowej komisji śledczej. Przed komisję wzywani są m.in. gdańscy prokuratorzy, którzy - mimo sygnałów - nie ujawnili procederu na czas, urzędnicy, m.in. z Komisji Nadzoru Finansowego.
Z kolei śledczy z Prokuratury Regionalnej w Łodzi prowadzą postępowanie, w którym analizują np. związki głośnej spółki z rajami podatkowymi (pieniądze miały być tam wyprowadzane za pomocą powiązanych z AG linii lotniczych). Pomóc prześwietlić firmę ma pomoc prawna, o jaką prokuratorzy zamierzają się zwrócić do Niemiec.
Sprawę spółki dodatkowo gmatwa pozostawiony po jej upadku chaos w dokumentach. Przykładowo na rozliczeniach księgowych państwo P. zarabiali minimalną krajową, gdy przykładowo - według ustaleń - Marcin P. podejmować miał z siedziby spółki kwoty dziesiątki i setki razy przekraczające 1278 złotych.