Kalendarz Adama i megalityczny jard. Tajemnice neolitycznych budowli
Prehistoryczni konstruktorzy mieli zadziwiającą wiedzę na temat astronomii - dowodzą naukowcy. Jak to możliwe?
Pilot Johan Heine przez niemal dwie dekady latał nad szczytami gór Mpumalanga położonymi w północno-wschodniej części Republiki Południowej Afryki. Osobliwe kamienne kręgi i struktury, które często widywał z samolotu, mocno go zaciekawiły. W końcu udokumentował je na zdjęciach i pokazał kilku specjalistom. Ci jednogłośnie orzekli, że to „nic nadzwyczajnego” - ot, pozostałość po wioskach ludów Bantu, które około XIV w. n.e. wędrowały z północy Afryki. Pewnie do dziś ten werdykt pozostałby niepodważony, gdyby nie przypadek…
W 2003 r. w górach Mpumalanga doszło do katastrofy lotniczej. W akcji ratunkowej uczestniczył także Heine. Maszyna, której poszukiwali, rozbiła się w pobliżu krawędzi urwistego zbocza. Rannego pilota udało się w końcu odnaleźć i zabrać do szpitala. W międzyczasie uwagę Heinego zwróciła nienaturalnie ustawiona grupa wystających z ziemi bloków skalnych. Gdy tylko zakończono działania ratunkowe, przyjrzał im się bliżej. Pilot od razu zauważył, że cztery monolity wyznaczały wschód, zachód, północ i południe. Trzy inne stały obok siebie, tuż obok bloku wskazującego południe. Ponadto w zachodniej części układu znajdowała się dziwna dziura w ziemi, jakby czegoś w tym miejscu brakowało. Heine postanowił dokładniej zbadać tajemniczą kamienną strukturę.
Po miesiącach pomiarów i obserwacji doszedł do wniosku, że układ bloków, z centralnie usytuowanym „ołtarzem”, był ściśle powiązany z pozycją wschodzącego i zachodzącego słońca na widnokręgu. Wyznaczył też, które z nich wskazują czas przesileń i równonoc. Poza tym udało mu się ustalić, gdzie znajduje się brakujący element, po którym została tylko wyrwa w ziemi. Okazało się, że antropomorficzny (przypominający figurę człowieka) kamień stał u wejścia do parku narodowego Blue Swallow Reserve. Przykręcono nawet do niego tabliczkę upamiętniającą otwarcie tej instytucji w 1994 r. Skalę tego niezamierzonego „świętokradztwa” ustaliły dopiero późniejsze badania.
Gdy tylko w świat poszła fama o odnalezieniu afrykańskiego Stonehenge, do badań włączyli się zawodowi archeolodzy i astronomowie. Na początku postanowili określić wiek znaleziska. Powszechnie stosowana metoda datowania węglem C-14 nie wchodziła w grę, ponieważ nie było materiału, który mógłby zostać w niej wykorzystany. Sięgnięto więc po inne rozwiązania.
Założono, że stojące trzy w rzędzie monolity wskazywały swymi wierzchołkami pozycję trzech najjaśniejszych gwiazd konstelacji Oriona nad horyzontem. Miejsce owych ciał niebieskich na widnokręgu zmienia się w zależności od fazy precesji osi Ziemi, czyli jej zachwiań na osi obrotu wokół Słońca. Cykl precesji trwa ok. 26 tys. lat. W związku z tym naukowcy mogli obliczyć w przybliżeniu, kiedy owe budowle mogły powstać. Stwierdzili, że co najmniej 25 tys. lat temu.
Kontrowersyjny pisarz Michael Tellinger i astronom Bill Hollenbach, którzy podjęli trop Heinego, uznali jednak, że Kalendarz Adama, bo tak ochrzczono konstrukcję, jest jeszcze starszy. Biorąc pod uwagę stan erozji skał i obliczenia astronomiczne ocenili, że obiekt ma więcej niż 75 tys. lat. Krótko mówiąc, jest to zdecydowanie najstarsza megalityczna budowla na Ziemi - piętnaście razy starsza niż brytyjskie Stonehenge i o 60 tys. lat starsza niż neolityczna świątynia w tureckim Göbekli Tepe, najbardziej wiekowy obiekt tego typu odnaleziony do tej pory na świecie. Czy więc mamy do czynienia z przewrotem kopernikańskim w badaniach nad historią ludzkości?
Raczej nie. O ile ponad wszelką wątpliwość Kalendarz Adama jest dziełem człowieka, to sposób, w jaki datowali znalezisko panowie Tellinger i Hollenbach, jest w świecie naukowym uważany za całkowicie niewiarygodny. „Mniemanie, wbrew przyjętej teorii ewolucji, że dziesiątki tysięcy lat temu ludzie ustawili ten obiekt bez posiadania jakichkolwiek twardych dowodów, to nonsens” - napisał po wizycie w RPA na swojej oficjalnej stronie brytyjski badacz neolitu Andrew Collins. „Tu potrzeba szeroko zakrojonych badań archeologicznych”.
Miejmy nadzieję, że wkrótce dowiemy się więcej o afrykańskim Stonehenge. Tymczasem, zanim odkrycia z RPA zrewolucjonizują naszą dotychczasową wiedzę na temat neolitu, przyjrzyjmy się budowlom megalitycznym, które są badane przez naukowców od dawna. Oto najciekawsze fakty i teorie z nimi związane.
Kolebka cywilizacji
W Göbekli Tepe - pośród wzgórz tureckiej Anatolii, tuż przy granicy z Syrią - amerykańscy naukowcy prowadzili powierzchowne badania archeologiczne już w latach sześćdziesiątych XX w. Na zboczu jednej z górek znaleźli sporo wapiennych płyt. Uznali, że to pozostałość po średniowiecznych cmentarzach i odpuścili sobie dalsze prace.
Zdaniem prof. Klausa Schmidta, który odkrył Göbekli Tepe, ludzie pielgrzymowali tu z odległości nawet 150 km
W połowie lat dziewięćdziesiątych na tym samym stanowisku pojawił się niemiecki archeolog Klaus Schmidt i dokonał przełomowego odkrycia. Ocenił, że niektóre płyty są starsze, niż wcześniej podejrzewano, i zaczął kopać. Intuicja go nie zawiodła. Odkrył kamienny krąg o średnicy ok. 30 metrów, na którego obwodzie znajdowały się sześciometrowe filary z wyrzeźbionymi na nich sylwetkami lwów, lisów, węży i mnóstwa innych stworzeń.
Od tamtej pory Schmidt znalazł pięć podobnych kręgów na tym samym zboczu, a przy użyciu georadaru ustalił położenie innych 14 kręgów w najbliższej okolicy.
Nasi przodkowie z epoki neolitu budowali na zachodnich krańcach Europy struktury z kamiennych bloków ważących nawet po 350 ton. Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób przetransportowali i wznieśli takie konstrukcje, jak wysoki na 20 m Le Grand Menhir Brisé w Bretanii czy olbrzymi grobowiec Newgrange w Irlandii |
Po przeprowadzeniu dokładnych badań datował powstanie Göbekli Tepe na około 10 tys. lat p.n.e. Turecki kompleks stał się tym samym najstarszą odnalezioną budowlą stworzoną przez człowieka. Na tym doniosłość odkrycia niemieckiego naukowca się nie kończyła. Na stanowisku znaleziono zwierzęce kości, ale ani śladu domów czy innych oznak stałego osadnictwa. Oznaczało to, że ludzie, którzy je wybudowali, byli zbieracko-łowieckimi nomadami. Obalono tym samym powszechnie przyjęte w świecie naukowym przekonanie, że pierwsze megalityczne konstrukcje powstały dopiero po osiedleniu się ludzi. „Najpierw były świątynie, potem miasta” - podkreślał archeolog w swojej książce „Budowniczowie pierwszych świątyń”.
Schmidt nazywał Göbekli Tepe katedrą na wzgórzu. Uważa, że była miejscem pielgrzymek ludzi zamieszkałych w promieniu 160 km. Znalazł tu całe stosy kości zwierząt - jeleni, dzików, wołów i kóz - złożonych przez nich w ofierze przodkom lub bóstwom.
Według naukowca najstarsza znana świątynia była związana z kultem zmarłych. Zwierzęta, tak kunsztownie wyrzeźbione na filarach, miały chronić ciała ważnych ludzi, szamanów lub przywódców pochowanych w niszach za kamiennymi ścianami.
Skąd się wziął megalityczny jard?
Odkrycie niemieckiego naukowca bardzo poprawiło naszą opinię o poziomie rozwoju technicznego i duchowego naszych najstarszych przodków. Podobnie może nastrajać nas odkrycie poczynione przez prof. Alexandra Thoma, inżyniera z uniwersytetu w Oksfordzie. Naukowiec przez lata badał olbrzymie megalityczne kręgi i inne struktury budowane w czwartym i trzecim tysiącleciu przed naszą erą na zachodnim wybrzeżu Europy, od północnej Hiszpanii poprzez Wyspy Brytyjskie do basenu Morza Bałtyckiego. Precyzyjnie mierzył i oglądał obiekty takie jak Stonehenge, megality z bretońskiego Locmariaquer (najwyższy miał 20 m wysokości!) czy Ring of Brodgar na Orkadach. W końcu doszedł do wniosku, że wszystkie te budowle powstały przy użyciu jednej standardowej jednostki miary wynoszącej 82,96656 cm. Thom nazwał ją megalitycznym jardem. Tylko skąd się ona wzięła?
Badacz zdawał sobie sprawę, że z pewnością nie stworzył jej na przykład jeden szaman czy druid, który przyciął kłodę drewna na odpowiednią długość, ogłaszając ją tysiące lat temu neolitycznym wzorcem z Sèvres. To niemożliwe, by taka miara rozprzestrzeniła się po tak wielkim obszarze i przez dziesiątki pokoleń zachowała taką dokładność.
Thom od razu założył, że odpowiedzi na pytanie o pochodzenie owego jarda należy szukać na nieboskłonie. Neolityczni budowniczowie byli jego uważnymi obserwatorami. Wzniesione przez nich obiekty są ściśle powiązane z ruchem Słońca, Księżyca i gwiazd. Na przykład jeden z szybów w Newgrange, olbrzymim grobowcu korytarzowym położonym we wschodniej Irlandii, został tak zbudowany, by wpuszczać światło Wenus do głównej komory grobowca dokładnie raz na osiem lat, odmierzając czas równie precyzyjnie jak zegary atomowe. Skoro byli zdolni do tworzenia takich rozwiązań, to jakie obserwacje mogły przyczynić się do reprodukcji przez nich jednakowej jednostki miary?
Thom zmarł w 1985 r., nie znalazłszy rozwiązania tej zagadki. Jego teoria jest w świecie nauki skazana na banicję, ponieważ jest niezgodna z przyjętą przez historyków opinią o możliwościach intelektualnych prehistorycznych ludzi i powszechnie akceptowaną teorią rozwoju naszego gatunku. Poza nim znalazło się jednak dwóch pasjonatów, którzy podjęli próbę uzasadnienia odkryć oksfordczyka.
Christopher Knight, pisarz i badacz masonerii, i Alan Butler, z wykształcenia inżynier, od lat piszą popularno-naukowe książki, przez złośliwych klasyfikowane w dziale science fiction, dotyczące pradziejów ludzkości. W książce „Pierwsza ziemska cywilizacja” stawiają oni sensacyjną tezę, niczym Tellinger i Heine, że w rzeczywistości nasza cywilizacja jest tysiące lat starsza, niż nam się wydaje. Jednym z przytaczanych przez nich dowodów na technologiczny geniusz twórców owej tajemniczej kultury jest właśnie uniwersalna miara - megalityczny jard. Dowodzą oni, że powstała ona przez użycie… wahadła. W celu zapoznania się z ich rozbudowaną teorią zachęcam do lektury ich przystępnie napisanego dzieła.
Megality pomagały prażeglarzom?
Pod zupełnie innym kątem badał europejskie budowle megalityczne Peter Davidson, zmarły w 2010 r. brytyjski inżynier. W serii artykułów publikowanych w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku dowodził, że większość tych niesamowitych obiektów służyła naszym przodkom jako pomoc w nawigacji morskiej. Wskazywał, że choć wiele z tych niesamowitych budowli, jak Stonehenge, Avebury czy groby w Newgrange, powstało w głębi lądu, to jednak zaskakująco wiele z nich, w tym te najbardziej okazałe, jak wspomniany menhir z Locmariaquer czy monolity z Callanish na Hebrydach, znajdują się nad brzegiem morza. Co ważne, w odróżnieniu od tych śródlądowych wielu nadmorskich obiektów w żaden sposób nie można powiązać z obserwacjami astronomicznymi. „Człowiek nie podejmowałby się tak wielkich inwestycji jak ustawianie około trzech tysięcy głazów w bretońskim Carnac, gdyby nie miało to dla jego życia ogromnego znaczenia” - podkreślał Davidson.
Sieć osadnicza, badania obiektów neolitycznych i artefakty wykopane po obu stronach kanału La Manche oraz Morza Irlandzkiego jednoznacznie dowodzą, że terytoria te pozostawały ze sobą w stałym kontakcie drogą morską. Było to w owym czasie, gdy do dyspozycji podróżników pozostawały tylko prymitywne łodzie, śmiertelnie niebezpieczne. Davidson twierdzi, że ludzie postanowili sobie to ryzyko ograniczyć. Sterczące na horyzoncie głazy miały ułatwić prażeglarzom nawigację „z jednej piaszczystej plaży na drugą”. Badacz pisał: „Rozmieszczenie nadmorskich megalitycznych budowli i artefakty znajdowane przez archeologów wskazują, że już w okresie neolitu rutynowo korzystano z morskich szlaków na Atlantyku, od bretońskiego Carnac do szkockich Hebryd. To zmienia nasze spojrzenie na praczłowieka i znaczenie podróży w jego życiu”.
Czekając na kolejne Göbekli Tepe
Pomimo dziesiątek lat badań i wykopalisk naukowcy wciąż nie wyjaśnili wielu tajemnic tkwiących w megalitycznych budowlach. Jak widać, pole do interpretacji świadectw materialnych pozostawionych przez naszych przodków nie zmniejsza się, co stanowi idealną glebę dla twórców i wielbicieli fantastycznych teorii, takich jak szerzona przez Tellingera o pracywilizacji przybyłych z kosmosu Anunnakich.
Cierpliwym i rozsądnym pozostaje więc czekać na kolejne odkrycie typu Göbekli Tepe, które rzuci zupełnie nowe światło na nasze mniemanie o ludzkim gatunku. Czy będzie nim Kalendarz Adama? Przekonamy się niebawem.