Jedynym utrapieniem trwającego od poniedziałku w Szklarskiej Porębie zgrupowania kadry była pogoda. Poza tym dopisywały humory, a wszyscy podkreślali świetną atmosferę na zgrupowaniu.
Za Bolesławcem i dalej próżno szukać białego puchu. Śniegu brak także w okolicach pensjonatu Orla Skała, gdzie drugi rok z rzędu zamieszkali żużlowcy. Aura wiosenna, plus osiem i mokro. Zawodników spotkaliśmy w trakcie śniadania. Siedzieli w grupkach, zajadali tradycyjne dania, popijali soki i kawę. Bez szumu, spokojnie. Wokół dzieciaki i inni goście pensjonatu, ale żużlowcy wyróżniali się czerwonymi koszulkami z orzełkiem i znakiem PZMot. Bez nich też byśmy ich poznali.
- Zgłębiam tajemnice chińskiej wiary - zadrwił na przywitanie Patryk Dudek.
Kiedy Bartek Zmarzlik i Maksym Drabik już wychodzą, Jarosław Hampel dopiero zmierza na śniadanie. To nie przypadek. Część grupy za chwilę wsiada do aut i śmiga w kierunku Harrachova. To amatorzy zjazdu, wśród których są Zmarzlik i Drabik, a także Krystian Pieszczek i trener kadry Marek Cieślak. Otaczamy szkoleniowca przy drzwiach, z nartami w ręku. - Wszyscy są na obozie i wszyscy zdrowi. Pogoda jest jaka jest, czyli jesienna. Jeździliśmy wczoraj na nartach biegowych w Jakuszycach. Było dobrze, chłopcy potrenowali. Później mieliśmy zajęcia w hali, które poprowadził Mariusz Cieśliński - powiedział Cieślak. - Lepiej, żeby była piękna zima. Mamy nadzieję, że w Jakuszycach do końca będzie można pojeździć, bo tego śniegu jest dużo. W Czechach trasy są robione i tam jest twardo.
Na piętrze pensjonatu zatrzymujemy Piotra Protasiewicza, który właśnie skończył posiłek. Nie spieszy się, bo grupa biegaczy wyjeżdża pół godziny po „alpejczykach”. Zaczepnie pytam, czy ma już dość tych zjazdów. Okazuje się, że „PePe” nie chce szusować po mokrym śniegu i woli się trochę pomęczyć w Jakuszycach. - Nie mam problemów jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne. Nadążam na nartach, ogólnie jestem w bardzo dobrej formie. Widać to podczas treningów. Chłopaki też są dobrze przygotowani kondycyjnie i w dużym gazie. Jedynym problemem są kontuzje, których nie zdążyli jeszcze do końca wyleczyć, ale z tym także dają sobie radę. Na obozie jest trochę inaczej niż podczas przygotowań indywidualnych. Po pierwsze, w innych warunkach. Po drugie, możemy poświęcić czas tylko na treningi - ocenił najbardziej doświadczony żużlowiec kadry narodowej.
Kiedy rozmawiamy z panem Piotrem, po zewnętrznej próbuje nas wyprzedzić Patryk Dudek. Blokujemy, bo już wcześniej chcieliśmy zapytać o nową fryzurę. Boki podgolone, a na czubku głowy mała fantazyjna cebulka z dłuższych włosów. - To wynik przejścia na nową religię. Zgłębiam tajemnice chińskiej wiary - zadrwił na przywitanie. - Nie chcę wyglądać jak wszyscy dookoła, więc jest inaczej.
Dudek prowadzi nas do pokoju, który dzieli z Grzegorzem Zengotą. Na podłodze porozkładane kombinezony, skarpety, rękawice... „Duzers” natychmiast wyjaśnił, że żużlowcy nie są bałaganiarzami. Wszystko przez ogrzewanie podłogowe, które uczestnicy obozu bardzo sobie chwalą. Poza tym „dwójeczka” przestronna, z toaletą i małym balkonikiem. - Ta zima nie jest zbyt udana dla narciarzy, ale trzeba sobie jakoś radzić. Trasy biegowe są przygotowane tak, że można z nich korzystać. Ośrodek, w którym jestem pierwszy raz, przytulny. Trochę niepotrzebne są tylko te dojazdy, bo jesteśmy uzależnieni od aut, ale radzimy sobie z tym. Moje przygotowania różnią się od tych tutaj. Mogę na przykład pograć zimą w piłkę. Jest nas więcej, więc można popykać w nogę. W większej grupie lepiej się ćwiczy, bo zawsze to więcej humoru, można pogadać i szybciej czas leci - skwitował Dudek i dodał, że czuje się nieco zajechany po wcześniejszym zakopiańskim obozie z akrobatami, ale nie forsuje się na pokaz i z głową buduje formę na koniec marca.
No właśnie, nim zdążyliśmy się obejrzeć, wszyscy wskoczyli do aut i pognali na narty. My za nimi. W Jakuszycach szaro i odwilż, ale na trasach leżał ubity, bardzo śliski śnieg. Żużlowcy przypięli narty i odjechali. Korzystając z chwili czasu, przeprawiliśmy się na drugą stronę gór, do Harrachova. Tam tradycyjnie zdecydowanie więcej śniegu, ale też mokro i dwa stopnie na plusie. Na słynnym „mamucie“, którego widać z każdego punktu w miasteczku, przebijały szare plamy, ale to nie zniechęcało sporej liczby narciarzy. Wśród nich widzieliśmy także naszą grupkę. Część zawodników powoli pakowała już narty, a inni właśnie śmigali z góry.
- Pogoda może nie sprzyja narciarzom, ale dla mnie jest w porządku. Nie lubię niskich temperatur. Motory oczywiście wygrywają z nartami, ale lubię biegówki czy zjazdy. Może nie jestem takim entuzjastą, żeby jeździć co weekend przez całą zimę, ale ten obóz, potem może klubowy i wystarczy - ocenił Zmarzlik.
O 13.30 kadra szła jeść obiad, później odpoczynek i zajęcia w terenie. W biegach nie uczestniczył kontuzjowany Adrian Cyfer, a Jarosław Hampel oszczędzał nogę i wskoczył na rower.
- Czuję, że wszystko jest dobrze i daję radę jeśli chodzi o tę kontuzjowaną nogę. Uczestniczę w zajęciach. W poniedziałek biegałem na nartach, a w hali nie grałem tylko w nogę. Reszta ćwiczeń wprowadzonych przez Mariusza Cieślińskiego została wykonana normalnie. Jest intensywnie, ale to bardzo dobrze - wyjaśnił „Mały”.
- Mam kontuzję łąkotki bocznej. Została zszyta i dopiero tydzień temu zdjąłem z nogi ortezę. Mam nadzieję, że za dwa miesiące będę w stu procentach sprawny - usprawiedliwił się Cyfer. I właśnie tej pełnej sprawności na początku i na końcu sezonu 2016 życzyliśmy żużlowcom, wyjeżdżając do domu.