Kadencje w samorządach. Czy to jest zmiana dobra dla Polski, czy tylko dla PiS-u?
Rozmowa z Joachimem Wojtalą, który czwartą kadencję pełni funkcję burmistrza Gogolina.
Czuje się pan zagrożony po zapowiedziach Jarosława Kaczyńskiego, że burmistrzowie i wójtowie będą mogli pełnić swoją funkcję tylko przez dwie kadencje?
Przede wszystkim pamiętam, że gdyby nie demokracja i bezpośrednie wybory burmistrzów i wójtów, nigdy bym nie dostąpił zaszczytu pełnienia funkcji burmistrza, co rozumiem jako pełnienie służebnej roli wobec mieszkańców. A jeśli wójtowie i burmistrzowie mają nimi być tylko przez dwie kadencje, prawo nie powinno działać wstecz. Zatem nowe zasady powinny obowiązywać od nowych wyborów. Uważam, że wręcz obraźliwe jest sugerowanie, iż przez to, że ktoś dłużej sprawuje funkcję, dochodzi do układów, nepotyzmu i stagnacji w gminie. Mam żonę, córkę i syna, brat ma trzech synów i nikt z najbliższej rodziny nie jest przeze mnie zatrudniany. Choć w każdej kadencji pojawiają się nowe zadania i jedni pracownicy odchodzą, drudzy przychodzą.
Ale bywa i tak, że w gminie rządzonej latami przez jedną osobę pojawia się kumoterstwo i zamknięty świat „swoich”, do którego nie sposób wejść. Efektem takiego zabetonowania bywa i to, że wójt latami nie ma kontrkandydata. Nikt już nie wierzy, że można go pokonać.
Startowałem w wyborach cztery razy i zawsze miałem kontrkandydatów, czasem rywalizowało nas czworo, czasem dwoje. Ale jeśli już ma być tak, że ograniczamy wybór wójta i burmistrza do dwóch kadencji, to ten, kto się zdecyduje startować, musi o tym wiedzieć. Raz jeszcze powtórzę, prawo nie powinno działać wstecz. A może warto skorzystać z wzorów dostępnych na Zachodzie. W naszej partnerskiej gminie w Bawarii każda kadencja trwa sześć lat, bo wiele zadań, także wynikających z przynależności do Unii, wymaga więcej czasu. A jeśli ktoś zdecyduje się mieszkańcom przez dwie kadencje służyć i zawiesza karierę zawodową, korzysta z ustawowego zabezpieczenia aż do osiągnięcia wieku emerytalnego.
Ale w innych sferach życia dwukadencyjność działa dobrze. Choćby rektorem uniwersytetu można być przez dwie kadencje, a potem trzeba mieć przerwę. Świat - w tym przypadku akademicki - się od tego nie zawala.
Ja nie twierdzę, że świat się skończy. Upieram się tylko przy jasnych zasadach gry. I obawiam się, że przy obecnym Trybunale Konstytucyjnym za chwilę może się okazać, że już nie będę mógł w wyborach wystartować. Pytam: dlaczego? Zgadzałem się być burmistrzem na innych zasadach.
Zresztą dwukadencyjność też ma swoje wady. Sądzi pan, że w drugim czteroleciu wójt może się mniej starać, skoro i tak wie, że musi oddać urząd?
Nie tylko to. Po pierwsze, burmistrz czy wójt pracujący z dłuższą perspektywą nie może wprowadzać jakichś wydumanych idei, bo może być tak, że sam je będzie musiał realizować. Musi być odpowiedzialny, bo kto nie potrafi patrzeć do przodu, ten ma blisko problemy. Trzeba się liczyć ze zmianami - także w składzie rady. Sam byłem w takiej sytuacji, że stałem na czele samorządu bez większości w radzie. To uczy szanować wszystkich, każdemu poświęcać tyle samo czasu itd. A jak wójt wie, że druga kadencja kończy jego urzędowanie, to jak będzie zabetonowany, to nabierze zadań i kredytów, a następca niech się potem martwi i pokazuje, co potrafi. A jak już się pozbiera i ten pasztet przełknie, to poprzednik po odczekaniu jednej kadencji znów wystartuje i pewnie wygra. To będzie osłabienie demokracji.
Ale doświadczenie z innymi pomysłami PiS pokazuje, że ich wejście w życie jest tylko kwestią czasu.
I wtedy się decyzji parlamentu podporządkuję. Tylko uważam, że byłoby lepiej, gdyby to zostało skonsultowane z samorządami, a i wyborcy też powinni mieć szansę określenia, kiedy i w jaki sposób to powinno nastąpić.
A może będzie tak, że burmistrz po dwóch kadencjach nie będzie mógł zostać na trzecią, ale dostanie szansę bycia zastępcą burmistrza? Wpływ na gminę zachowa i finansowo dużo nie straci.
Mam do swojego zastępcy zaufanie i jeśli ja tego wózka dalej ciągnąć nie będę mógł, być może on to zrobi. Choć nie wiem, czy w ogóle by chciał. Nie rozmawialiśmy o tym. Ale pytam: Czy naprawdę o to nam chodzi, żeby się w trzeciej kadencji zamieniać rolami?
Jeśli nie o to, to o co - według pana - chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu?
Najmniej „stołków” PiS ma właśnie w samorządach szczebla gminnego, powiatowego i wojewódzkiego i po mojemu chodzi o to, by dobrych wójtów i burmistrzów, którzy mieliby szanse znów wygrać, odciąć i dać szansę swoim kandydatom. Nie mam nic przeciw kandydatom PiS. Trzeba się w kampanii z nimi zmierzyć, a społeczeństwo niech wybierze. Tylko jeśli ta zasada naprawdę jest dobra dla Polski, a nie tylko dla partii prezesa Kaczyńskiego, to rozciągnijmy ją szerzej: dwie kadencje dla wójtów, ale też radnych, dla starostów, a ostatecznie także dla posłów. Nie sądzę, by tego chciał. Więc pytam raz jeszcze: Czy ma być dobrze dla Polski, czy tylko dla PiS-u?