Kaczyński samcem alfa w stadzie zwanym Polską. Po Kocurze zostaną tylko wióry
Nie jest ważne, jak skończy się saga z rekonstrukcją rządu Prawa i Sprawiedliwości (bo przecież nie koalicji, gdyż Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro nie mają w niej wiele do gadania).
Ważne jest to, że wielotygodniowy maraton plotek i przecieków, ekscytujący i wyczerpujący polityków opozycji oraz dziennikarzy, był tak naprawdę teatrem jednego aktora: Jarosława Kaczyńskiego.
To on decydował, jaki płomień spekulacji rozniecić, i to on jako jedyny miał z tego ubaw. Kaczyński jest dziś jedynym liczącym się w Polsce politykiem, mającym na głowie co najwyżej problem prezydenta Andrzeja Dudy, który choć sam niewiele może stworzyć, to jednak posiada zdolność blokowania niektórych ważnych posunięć prezesa PiS.
Nie zmienia to faktu, że Kaczyński jest zdecydowanym samcem alfa w stadzie zwanym Polską i żadna lektura „Atlasu kotów” na sali sejmowej mu nie zaszkodzi. Co najwyżej może wzbudzić rozkoszne mruknięcie u Kocura.
No ale dość tych „pochwał”. Czy to się Państwu podoba, czy nie - żaden Kocur nie jest wieczny, zwłaszcza jeśli nie uprawia żadnego sportu, żyje w stresie i nie ma bliskich. W końcu będzie musiał odejść na emeryturę i abdykować na rzecz młodszych. Idę o zakład, że nawet gdyby prezes namaścił w końcu następcę i kazał swoim wyznawcom przysięgać mu wierność, cała układanka rozpadnie się dzień po tym, jak lidera zabraknie.
Nie chcę powtarzać za Ludwikiem Dornem, że szef PiS-u jest otoczony burakami i eunuchami. Raczej powiedziałbym, że kręcą się wokół niego przeciętniacy bez wyrazu, za to z wybujałym ego. I przy pierwszej okazji wezmą się za łby, a z partii władzy zostaną tylko wióry.