Już nigdy nie powiem, że umieram z głodu
Spotkałam pięknych ludzi, którzy chcieli dzielić się ze mną wszystkim tym, co mają - mówi Anna Starmach po powrocie z Etiopii. Pojechała tam jako ambasador Światowego Programu Żywnościowego
- Czego szukali kucharze w jednym z najbiedniejszych krajów świata?
- Na początku też pomyślałam, że przecież można było wysłać do Etiopii dziennikarzy, sportowców albo lekarzy. Przedstawiciele World Food Programme kupili bilety europejskim kucharzom i na tym chyba polega przewrotność tej akcji. Próba zwrócenia uwagi ludziom, którzy gotują wymyślne potrawy i przyrządzają wyrafinowane dania w restauracjach z gwiazdkami Michelin, że wciąż są miejsca, gdzie umiera się z głodu. Są rodziny, dla których łyżka ciepłej zupy jest niczym gwiazdka z nieba. Projekt został nazwany „What food means”, czyli co oznacza jedzenie, czym ono dla nas jest. I właśnie takie pytanie zadano nam wszystkim przed przylotem do Etiopii.
- Co odpowiedziałaś?
- To, co zwykle, że jedzenie jest dla mnie wszystkim. Sztuką, pasją, sposobem spędzania czasu, pretekstem do rozmów, przekazywaniem miłości i dzieleniem się z najbliższymi. Że całe moje życie kręci się wokół stołu, a ja mogę godzinami opowiadać o tym, co mnie inspiruje, jakich zapachów szukam i za czym jeżdżę na krańce świata.
- To samo pytanie zadano ci także pod koniec pobytu. Odpowiedź była inna?
Tak, bo w Etiopii uświadomiłam sobie, że zapomniałam, i chyba nie tylko ja, czym to jedzenie naprawdę jest. Jaka jest jego podstawowa funkcja. Zapomniałam, że jest pożywieniem, produktem, który zaspokaja głód, ratuje od śmierci. W Afryce zrozumiałam, że żyjemy w luksusie, który pozwala nam myśleć o posiłkach w tak różnych kontekstach. I choć pojechałam do Etiopii przygotowana, po lekturze książek, z których próbowałam zrozumieć ten kraj i jego historię, to tak naprawdę nie miałam pojęcia z czym się zetknę. Bo trafiłam do przepięknego miejsca, do pięknych ludzi, którzy codziennie muszą walczyć z okrutnie niewdzięczną i trudną ziemią.
- Pierwsza Twoja myśl po wylądowaniu?
- Lądujesz, jest 40 stopni, sucho, nie widzisz ani grama zieleni i myślisz sobie „Jak ci ludzie mogą tu w ogóle żyć”? Jak to się stało, że się tu osiedlili. My, Polacy, coraz częściej lubimy narzekać na klimat; bo za dużo albo za mało pada, wiosny nie ma, a zimy są za ciepłe lub za zimne. W Etiopii zrozumiałam, że nie mam prawa skarżyć się na pogodę i zrozumiałam coś jeszcze ważniejszego; jak wiele istnień zależy od naszej pomocy. World Food Programme to największa organizacja walcząca z głodem na świecie, która istnieje dzięki dotacjom ONZ i UE i trzeba mówić głośno, jak bardzo jest ważna i niezbędna.
- Ludzi zabija tam susza?
- I są to niewyobrażalne klęski. Porównywaliśmy dwie susze, tę z roku 84/85, kiedy nie udało się uratować setek tysięcy ludzi, z ostatnią, z 2015 roku. To były porównywalne kataklizmy. Na szczęście dwa lata temu do mieszkańców dotarła pomoc. I dzięki niej ludzie przeżyli. Przez kilka miesięcy, sześć, siedem milionów ludzi otrzymywało pomoc, tony pożywienia, wodę, leki. To była walka o każde życie. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy są dziś niebywale wdzięczni za to, że ktoś ich wówczas dostrzegł, że byli dla kogoś ważni. To dumny naród, który nie wyciąga ręki dlatego, ponieważ jest leniwy i woli prosić niż pracować. 95 procent mieszkańców Etiopii to rolnicy, którzy oddaliby wszystko, by uprawiać swoją ziemię i zbierać plony.
- Umieją tę pomoc wykorzystać?
- World Food Programme - oprócz tego, że dokarmia potrzebujących i rozdaje żywność, dba także o zwierzęta. I dzięki temu, że udało się uratować krowy, kozy, kury, ci ludzie mogą dziś, jutro i pojutrze istnieć. Patrzeć z nadzieją w przyszłość i pomagać innym. Tak - pomagać, bo choć to jeden z najbiedniejszych krajów na świecie, daje schronienie około milionowi uchodźców z Somalii, Sudanu, Erytrei. Ci ludzie żyją w obozach dzięki Światowemu Programowi Żywności.
- Byłaś w tych obozach?
- Tak; to jedne z najokrutniejszych miejsc, które kiedykolwiek widziałam. Poznałam uchodźców z Erytrei, którzy żyją w warunkach polowych od dziesięciu lat. Nie mogą wrócić do kraju, bo wymordowano ich synów, wujków i kuzynów. Uciekli i żyją pod szmatami, płachtami. Na pustyni, gdzie nie ma jednego krzewu, ani jednego drzewa. Nie mają pracy i każdego dnia walczą o przeżycie. W obozach rodzą się ich kolejne dzieci, w nich żegnają tych, którzy tam umierają.
- Ile kosztuje utrzymanie jednego uchodźcy dziennie?
- Niecałe 40 eurocentów, czyli 1, 10-1,20 zł. Pozwala to zapewnić im skromną egzystencję. Hasło „warto pomagać” nabiera na tej ziemi całkiem innego wymiaru.
- Dotarliście także do koczowników. Jak oni żyją?
- Tak jak w czasach Chrystusa. Są niezależni, a cały swój dobytek przenoszą na wielbłądzie. W namiocie zrobionym z patyków i skór mieszka po 14, 15 osób. Nie mają nic, ale mówią, że jeśli mają co jeść i nie są głodni, to tak, jakby mieli wszystko. WFP pomaga im także w ten sposób, że stworzył sieć przenośnych klinik. Dzięki nim udało się uratować setki dzieci i dorosłych, którzy dziś wydają się naprawdę szczęśliwi.
- Mówisz, że niełatwo jest pomagać Etiopii. Dlaczego?
- W kraju nie ma dróg, rozbudowanych lotnisk, komunikacji. Dotarcie do koczowników nie jest proste, czasami dojeżdżaliśmy pięć, sześć godzin do miejsc, do których nie prowadzą żadne drogi. Było warto, choćby dlatego, by zobaczyć jak traktują żywność. Kiedy gotowaliśmy w ich domach, opierając się na najprostszych składnikach; zbożach, warzywach, widzieliśmy jak wykorzystują każdy gram. Z wielkim szacunkiem podchodzą do każdego źdźbła, grama mąki. Mając bardzo niedużo, potrafią się dzielić. Nikt nie przyjmował mnie nigdy w taki sposób. Dając wszystko, co posiada; upieczony chleb, miskę zupy, dwa jajka. I dając siebie, swoją szczerą historię, w której jest i śmierć głodowa, i ból wdowy, która nie ma czym nakarmić swoich dzieci. Nigdy nie powiem już, że umieram z głodu, bo nigdy z głodu nie umierałam. I warto o tym pamiętać. Zwłaszcza teraz, przed świętami, kiedy każdy rozmawia jaką pekluje szynkę, gdzie kupuje kiełbasę do żurku. Może warto przy stole pomyśleć, że na świecie są ludzie, którzy śnią o kromce chleba.
Światowy Program Żywnościowy (ang. World Food Programme, WFP) - agencja ONZ, a także największa organizacja humanitarna świata powołana do zwalczania globalnego głodu. WFP pomaga tam, gdzie zagrożone jest ludzkie życie, zwłaszcza jeśli ludzie nie są w stanie samodzielnie wytwarzać żywności lub nie mogą zapewnić jej sobie
i rodzinie. Przede wszystkim w sytuacjach kryzysowych, podczas wojen i katastrof naturalnych, a także po ich ustąpieniu, by pomóc społeczności w odbudowie normalnego życia.