Już nie prawica i lewica, lecz globaliści i lokaliści [rozmowa]
Rozmowa z dr. Marcinem Kędzierskim z Katedry Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie o przyszłości Unii Europejskiej.
- We Włoszech, w wyniku przegranego niewielką liczbą głosów referendum, odejdzie premier Renzi, co znacznie wzmocni populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd. W Austrii prezydentem został wprawdzie proeuropejski Van der Bellen, ale wygrał z populistą Hoferem tylko o 31 tys. głosów. Europa skręca wyraźnie na prawo?
- To nie ma zbyt wiele wspólnego z klasycznym podziałem partii politycznych na lewicę i prawicę. Trudno np. sklasyfikować Ruch Pięciu Gwiazd jako ugrupowanie prawicowe. Dziś podział na lewicę i prawicę jest mało użyteczny do opisu rzeczywistości. Odwołałbym się raczej do opisu, którego dokonał dr Michał Kuś, który proponuje, że lepiej dziś mówić o grupach globalistów i lokalistów. Ta pierwsza dąży do utrzymania szerokiego przepływu kapitału, zwłaszcza międzynarodowego. Lokaliści natomiast chcą ograniczenia ekspansji zagranicznej, przepływu kapitału i skupienia się na utrzymaniu i tworzeniu miejsc pracy w narodowych i lokalnych społecznościach. Grupy te domagają się także ograniczenia wpływu międzynarodowych regulacji. I to jest czynnik łączący m.in. Alternatywę dla Niemiec, francuski Front Narodowy i Ruch Pięciu Gwiazd.
- Czy przypadkiem nie chodzi bardziej o bunt zwyczajnych zjadaczy chleba przeciw politycznym elitom, establishmentowi dyktującemu krzywdzące reguły ekonomiczne?
- Jest wiele cech wspólnych - bo to bunt przeciw elitom, które w dużej mierze realizują swoje aspiracje dzięki temu, że świat jest zglobalizowany. Niegdyś bogactwo kraju pochodziło przede wszystkim z pracy obywateli danego państwa. Elity, jeśli chciały pomnożyć swój majątek i wpływy, wszczynały wojny. Dziś establishment ma możliwość realizowania swoich zysków i wpływów politycznych dzięki globalizacji i nie musi wszczynać wojen. Jednocześnie, co istotne z punktu widzenia obywateli, spowodowało to rosnące nierówności, spadek dochodów osób, które nie korzystają z zysków z globalizacji.
- Niektóre dane mówią, że 1 procent najbogatszych ludzi posiada połowę globalnego bogactwa świata. To rzeczywiście wydaje się absurdalne i przywodzi na myśl kilka monarchii rządzących światem...
- Zakładając oczywiście, że w różnych krajach te dysproporcje są różne. Natomiast tendencja jest stała, ponieważ procesy globalizacyjne prowadzą do kumulacji kapitału w rękach wybranych, nielicznych grup.
- Czy to może doprowadzić do całkowitej utraty kontroli państw narodowych nad przepływem kapitału?
- Trudno powiedzieć, ale dopiero po kryzysie finansowym i gospodarczym z 2008 roku państwa narodowe próbują tę kontrolę odzyskać. Ale z drugiej strony zaangażowały się w ratowanie np. banków. Jednak obawy państw nadal rosną, przede wszystkim przed dyktatem międzynarodowch korporacji. To dziś największe wyzwanie dla demokracji - czy jest w stanie utrzymać się w starciu z korporacyjnym kapitałem.
- Jaka się w tej sytuacji rysuje przyszłość Unii Europejskiej? Możliwy jest Italexit lub jakaś głęboka reforma wspólnoty? Wielkim znakiem zapytania jest też polityka USA z nowym prezydentem.
- Od kilkunastu miesięcy, jeśli nie kilku lat, widać, że w Unii postępują procesy dezintegracyjne. Dziś niezwykle trudno powiedzieć, czy ta dezintegracja zakończy się rozpadem. Ostatecznym bastionem Unii Europejskiej jest tandem Niemcy - Francja i wspólnota będzie trwała tak długo dopóki niemiecko-francuski sojusz się nie rozpadnie. Ale i to nie jest przecież wieczne - „wielka dwójka” może się rozpaść. Wówczas będziemy mieli kres Unii, jaką znamy, chociaż na jej fundamentach może powstać coś innego.