Juliusz, nie Juliusz, liczy się kultura [KOMENTARZ]
Dla osoby niedoświadczonej sytuacja nie była komfortowa. Gala literackiej nagrody, teatralna scena, obok wyróżniana pisarka.
Wiceprezydent Łodzi, Adam Wieczorek, zestresował się niepomiernie i podczas przemowy podczas wręczenia Łódzkiej Nagrody Literackiej w Teatrze Nowym wyszło mu, że Tuwim (Julian, poeta, pisarz, łodzianin, jeden z tych, którymi się chwalimy) ma na imię Juliusz. Szybko się zorientował, wybrnął z tego jak potrafił, przekierowując uwagę z siebie na bohaterkę wieczoru. Zdarza się (choć niesmak pozostał), niejeden raz nie potrafimy sobie przecież przypomnieć nazwiska znanego aktora, co to go mamy na końcu języka...
Potknięcie wiceprezydenta można jednak czytać w szerszym kontekście. Otóż kultura stresuje naszych włodarzy, bo - jak można zauważyć - w większości (od najważniejszych począwszy) nie jest w zakresie ich prywatnych zainteresowań (poza obowiązkami). Jeśli nie wiąże się z gwiazdami itp., nie jest ich światem, w którym poza oficjałkami chcą bywać. A skoro kulturą nie żyją (przynajmniej w części), to wygląda ona w Łodzi, jak wygląda. Julian „Juliusz” Tuwim to już tylko jeden z tych, których się w nowiutkich służbowych tabletach nie czyta.