Dała się poznać telewizyjnej publiczności w serialu „Blondynka”. Dziś zachwyca jednak śpiewem.
Ponoć jesteś bardzo uczuciowa.
Jestem emocjonalna. Czasami pewnie za bardzo. Często się wzruszam i odbieram emocje innych. Nauczyłam się już na szczęście chronić siebie i często kieruję się w życiu intuicją. Jest bardzo dobrym doradcą.
W codziennym pędzie, pracy zawodowej jest czas i miejsce na ten romantyzm?
Jeśli się go dostrzeże w małych rzeczach, gestach, momentach, to może nam towarzyszyć każdego dnia. Ja sama mam problem z docenianiem tych małych rzeczy. Ale niekiedy udaje mi się zatrzymać i zobaczyć, jak dużo piękna jest wokoło mnie. Ilu wspaniałych ludzi mnie otacza, jak dużo niezwykłych momentów było moim udziałem i ile jeszcze sama mogę zrobić. Zarówno dla siebie, jak i dla innych.
Pochodzisz z Warszawy.
Urodziłam się w stolicy i wychowałam na Saskiej Kępie. Mieszkałam w różnych dzielnicach, ale nigdy nie czułam więzi z tym miastem. Chyba tam nie pasuję. Teraz mieszkam w Gdańsku i czuję, że to dużo lepsze miejsce dla mnie... Gdańsk jest miastem wyjątkowym. Nie tylko ze względu na dostęp do morza, które bardzo kocham i które mnie zawsze inspirowało, ale ze względu na spokój. Bywam wariatem emocjonalnym, więc spokojny dom powoduje, że łagodnieję. Mam wrażenie, że jak przyjeżdżam do stolicy, zaczynam szybciej mówić, mam tyle spraw do załatwienia. W Gdańsku mogę odpocząć, pospacerować po plaży, po lesie.
Urodziłam się w Warszawie, ale nie czuję więzi z tym miastem. Gdańsk jest dla mnie dużo lepszym miejscem
Łagodna i zamyślona jest twoja płyta „Parsley”. Choć powstała z inspiracji podróżą po Azji, to ja słyszę tam dużo Kalifornii. Tego słońca, luzu.
Podróż po Azji pozwoliła mi zajrzeć w głąb siebie i trochę zmusiła do zaakceptowania tego, co tam zobaczyłam. A ujrzałam swoją słabość, niekonsekwencję, brak pewności siebie. Jak już się z tym zmierzyłam, okazało się, że często w życiu polegałam na innych. Poczułam, że płyta, którą tak chciałam nagrać od tylu lat, nie powstała, bo nie potrafiłam zaufać samej sobie.
Masz muzyczne idolki, które cię inspirują?
Jedną jest Amy Winehouse. Justyna „Jucho” Chowaniak z Domowych Melodii, która wzrusza mnie do łez swoimi balladami przy delikatnym akompaniamencie pianina.
W „Parsley” słychać inspiracje muzyką retro.
Słucham różnorodnej muzyki. Uwielbiam polskie przedwojenne piosenki Bodo, Ordonówny, Fogga, melodie pisane przez Henryka Warsa, amerykański swing lat 40., ale i jego późniejszy powrót w latach 90.
Nagroda, którą niedawno dostałaś od Akademii Muzycznej Trójki za „unikatową wrażliwość i udowodnienie sobie i światu, że można inaczej”, to chyba spore wyzwanie.
Chyba jestem jeszcze za młoda na misje. Na razie robię swoje. Płyta powstała z potrzeby serca.
A na co dzień więcej w tobie mocno działającej kobiety czy romantyczki bujającej w obłokach?
Jestem przedziwnym połączeniem tych dwóch pań - totalnej pracoholiczki, ogarniaczki, kreatorki i tej drugiej, która zapada na kilka miesięcy w sen zimowy i odpływa myślami gdzieś, gdzie jest ciepło, nie odbiera telefonów i jest sama ze sobą. Wciąż się uczę żyć w tych dwóch nieprzystających do siebie rzeczywistościach.