Józefowo. Sąsiedzki zatarg o szambo
Wnuk z wysypką na skórze i dwie wymarłe rodziny pszczół. A wszystko przez to, że Stanisław Wrona nie może się doprosić sąsiada o uszczelnienie szamba, które zalewa mu studnię
Farfocle i woda śmierdząca szambem. Tylko tego mogę się spodziewać, kiedy wyciągnę wiadro ze studni - żali się Stanisław Wrona, mieszkaniec Białegostoku. Bo we wsi Józefowo, niedaleko Gródka białostoczanin ma rodzinny dom. Problem tkwi w tym, że studnia jest tam jedynym źródłem wody.
- Nie będę przecież przywoził tu wody w pięciolitrowych baniakach. Na ile mi to wystarczy? - pyta Stanisław Wrona.
Bo z wodą wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że sąsiedzi obok mają nieszczelne szambo, które zanieczyszcza studnię. - Wiedziałem o tym już od pięciu lat, ale dopiero tego lata zaczęło mi to naprawdę przeszkadzać - mówi Stanisław Wrona.
I szczególnie wspomina dwa incydenty.
- Latem ubiegłego roku przyjechała do mnie córka, która na co dzień mieszka za granicą i przywiozła ze sobą wnuka. Tak się cieszyłem - opowiada.
Ale krótko. Bo kiedy cała rodzina zdecydowała się na wspólny wypad na wieś mały szybko zachorował.
- Córka wykąpała go właśnie w wodzie z tej studni i na skórze zaraz pojawiła się jakaś okropna wysypka - opowiada białostoczanin.
I dodaje, że lekarze za źródło choroby uznali właśnie wodę z bakteriami. Pan Stanisław już wtedy wiedział, że musi jakoś porozumieć się z sąsiadami. A następna taka przykra sytuacja tylko go w tym utwierdziła.
- Na wsi hoduję pszczoły. Żeby mieć miód muszę najpierw nakarmić owady - mówi Stanisław Wrona.
I tłumaczy, że robi to cukrem rozpuszczonym w wodzie. Na jego nieszczęście tym razem skorzystał z wody ze studni.
- Efekt był taki, że dwie najsłabsze rodziny wymarły. Lekarz weterynarii powiedział, że to może być właśnie zanieczyszczona woda. Same straty - denerwuje się Stanisław Wrona.
Dlatego najpierw chciał porozumieć się z sąsiadami.
- Prosiłem, chodziłem, rozmawiałem. Chciałem, żeby uszczelnili szambo na własną rękę. Ale niestety bezskutecznie - opowiada.
My również byliśmy na miejscu i próbowaliśmy się skontaktować z sąsiadami. I chociaż wszystko wskazywała na to, że ktoś jest w domu, to nikt nie zdecydował się otworzyć nam drzwi.
Pan Stanisław też kilka razy pocałował klamkę i postanowił zainterweniować urzędników.
- Dlatego wysłałem pismo do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Białymstoku - opowiada Stanisław Wrona.
- A my zgodnie z procedurą przekazaliśmy je do urzędu gminy. Bo to nie leży w naszych kompetencjach - mówi Marcin Dziedzic WIOŚ.
I tłumaczy, że to wójt odpowiada za utrzymanie czystości i porządku w gminie. A tym samym za gospodarkę odpadami i gospodarkę ściekową.
- Dlatego po otrzymaniu pisma wszczęliśmy postępowanie - wyjaśnia Wiesław Kulesza, wójt gminy Gródek.
W październiku pracownicy urzędu przeprowadzili kontrolę.
- Moim zdaniem niekoniecznie prawidłową. Bo sprawdzali szczelność na pełnym szambie. To przecież nic nie wykaże - mówi Stanisław Wrona.
Faktycznie, kontrola wykazała, że umiejscowienie szamba jest zgodne z przepisami. Co innego, jeśli chodzi o przestrzeganie przez sąsiadów obowiązku wywożenia nieczystości.
- To przecież podstawowy warunek szczelności. A okazało się, że sąsiedzi nie mają wszystkich faktur na wywóz - opowiada Stanisław Wrona. I dodaje, że w dokumentacji przyznają się do wywożenia szamba na swoje nieużytki.
- To niezgodne z prawem. Ustawa o nawozach i nawożeniu mówi, że pola można nawozić tylko obornikiem w okresie od marca do końca października - tłumaczy Marcin Dziedzic.
Dlatego koniec końców sporem sąsiadów zajęła się policja.
- Sprawa została zbadana i trafiła do sądu okręgowego z wnioskiem o ukaranie sąsiadów. I zakończyła się wyrokiem grzywny - mówi Wiesław Kulesza, wójt gminy Gródek.
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego nakazał sąsiadom uszczelnić szambo.
- Jestem przekonany, że tego nie zrobią, skoro już tyle czasu proszę - mówi Stanisław Wrona. I dodaje, że najlepiej by było, gdyby inspektorat nakazał sąsiadom zasypać szambo.- Tam są stare rury, które nie nadają się już nawet do wymiany - twierdzi.
Pan Stanisław z bezsilności złożył już nawet skargę na wójta gminy Gródek. Bo uważa, że nie wywiązał się ze swoich obowiązków. - Rada gminy uznała ją za bezzasadną - mówi Wiesław Kulesza. - A sam zainteresowany nie uczestniczył w sesji.
Stanisław Wrona tłumaczy, że radni spotkali się w mało dogodnym terminie - tuż przed sylwestrem. I dlatego nie przyjechał.
- A poza tym przestałem już wierzyć, że cała sprawa zakończy się dla mnie pomyślnie - dodaje.
Dlatego zacisnął zęby i rozpoczął kopanie studni głębinowej. W innym miejscu. Z dala od sąsiadów.