Język i dąb. Jak poprawnie odmieniać w języku polskim
Szanowni Państwo, gdzieś na wsi pod Krakowem zobaczyłam na płocie duży napis, który mnie zelektryzował: „Kupię dęba”. Oczywiście, nie dlatego zostałam tym uderzona, że akurat mam do sprzedania pewną ilość dębów i zwietrzyłam dobry interes, ale z powodu przypadku użytego przez autora ogłoszenia. I znów - nie chodzi mi o zjawisko przypadkowości, na przykład w działaniu, lecz o przypadek w deklinacji, czyli odmianie stosowanej w języku polskim.
Przypomniało mi się też usłyszane: „Zabiorę ze sobą smartfona”, „Wyślę ci esemesa”, „Zjadłam kebaba” czy „Wyrwałam zęba”.
Krótko mówiąc, coraz rzadziej używamy biernika (kogo? co?), a w to miejsce posługujemy się dopełniaczem (kogo? czego?). A przecież nie chodzi o to, że ktoś chce wyrwać tylko kawałek zęba czy zjeść jedynie cząstkę kebabu.
Wówczas użycie dopełniacza byłoby uprawnione. Jeżeli jednak ten ktoś ma zamiar kupić całe drzewo (lub sporą ilość dębiny), to bez-względnie powinien się posłużyć biernikiem: „kupię dąb” lub „kupię dębinę”.
Czy to przemożny obecnie wpływ popularności języka angielskiego, w którym niemal nie stosuje się odmiany przez przypadki, powoduje, że lekceważymy jedną z podstawowych zasad gramatyki naszego języka? - nie wiem. Ale widzę, że zjawisko to się nasila.
A co by było, gdyby takimi słowami podać tę niewesołą wiadomość: „Przegraliśmy mecza”?
Obserwuję też już od dawna, że kolejnym „niekochanym” przypadkiem jest wołacz (o!). Nie ma zwyczaju zwracania się do kogoś: „Józku!” czy „Basiu!”, lecz: „Józek!”, „Basia!”.
Wszystko to jest zwykłym niechlujstwem językowym, czyli brakiem kultury języka, a chyba nie muszę nikogo przekonywać, jak ważnym jest on elementem naszego życia, naszego współistnienia, wzajemnego zrozumienia.
Jak napisała wybitna badaczka literatury profesor Jadwiga Puzynina: „Język jest częścią kultury. Jest przez nią uwarunkowany, ale też ją warunkuje”. A więc jest to sprzężenie zwrotne: zły, niechlujny język wpływa na znaczące ułomności w naszej kulturze.
A poza tym dostaję gęsiej skórki, gdy słyszę owo: „Zosiaaa!”.