Alan Rogalski

Jesteś cukrzykiem? Trenuj!

Jesteś cukrzykiem? Trenuj! Fot. Artur Szymczak
Alan Rogalski

Mistrzostwo olimpijskie, świata i Europy - te sukcesy Michał Jeliński osiągnął z cukrzycą. Dziś gorzowianin zachęca chorych do aktywności fizycznej.

W 2003 roku poinformowano cię, że jesteś chory na cukrzycę typu pierwszego. Jak to przyjąłeś?
Wiedziałem, że stoi przede mną olbrzymie wyzwanie. Wówczas z jednej strony byłem w ogromnym szoku, z drugiej pojawiła się we mnie nadzieja: ta diagnoza wyjaśniła mi wiele wątpliwości - dlaczego źle się czułem, schudłem, czemu brakowało mi sił. Jednak do tamtej chwili w pełni zdawałem sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Oczywiście, tłumaczyłem to stresem czy też przetrenowaniem. 2003 był rokiem mistrzostw świata, na których miałem zadebiutować, oraz kwalifikacji olimpijskich do igrzysk w Atenach. Kończyłem też studia. Sporo mnie to kosztowało, nie tyle fizycznie, co bardziej psychicznie. Wiadomość o cukrzycy przyjąłem więc z ulgą. Dopiero z czasem zaczęło docierać do mnie, że to jest coś poważnego. Niemniej jednak z marszu przystąpiłem do treningu. Po rozmowie z lekarzem zrozumiałem, że aktywność fizyczna w przypadku tej choroby będzie mi sprzyjała. Aktywność, niekoniecznie sport wyczynowy. Tym niemniej trzeba było spróbować, nie chciałem się poddawać. Nie wyobrażałem sobie życia bez wioślarstwa. Później okazało się, że sport z chorobą jest do pogodzenia.

W 2003 roku jeszcze nie udało się zdobyć kwalifikacji olimpijskiej.
Tak, uczyniłem to rok później. W 2004 roku obroniłem też pracę magisterską. Już wówczas wiedziałem, że zrobiłem wielką rzecz. Może ukończenie studiów to nie jest duża sprawa w dzisiejszych czasach, ale awans na igrzyska - tak. Od tego momentu o mojej chorobie zaczęło się mówić głośniej. Na 205 olimpijczyków byłem jedynym cukrzykiem. W Atenach zająłem trzynaste miejsce, zainteresowanie moją osobą jeszcze było niewielkie. Wiadomo, zmieniło się to po igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Po zdobyciu złota koledzy z osady byli szczęśliwi, ale ja jeszcze bardziej. Jednoznacznie mogłem pokazać, że cukrzyca mnie w niczym nie ograniczyła.

Na początku nie miałeś myśli, żeby dać sobie spokój?
Ja jestem uzależniony od sportu, to moja pasja. I ot tak o miałem skończyć? Wiedziałem też, że była jakaś perspektywa rozwoju dla mnie. Znane były przypadki osób, które z tą chorobą zdobywały mistrzowskie tytuły, chociaż ja jeszcze wtedy aż tak śmiało nie marzyłem o złotych medalach.

Dziś tym swoim doświadczeniem chcesz się dzielić z młodymi sportowcami cukrzykami.

Choć nie jestem specjalistą, to moje warsztaty cieszą się sporym zainteresowaniem. Wiedza na temat cukrzycy: jak podawać insulinę, jak mierzyć poziom cukru we krwi, jak się odżywiać - jest łatwo dostępna, w teorii można nauczyć się jej w kilkanaście dni. Tyle że te zajęcia mają na celu uświadomić nie tylko pacjentów, ale również ich rodziców, a także pielęgniarki i lekarzy. Ci ostatni wiedzą całkiem sporo, ale właśnie w teorii, a wiadomo, że praktyka często z teorią różni się. Dochodzi między nami do konstruktywnych wymiań zdań. Ja dowiedziałem się o swojej chorobie w wieku 23 lat, ale największe wyzwanie stoi przed rodzicem kilkulatka. Ja byłem za siebie odpowiedzialny, w pełni świadomy tego, co się ze mną dzieje. To była moja decyzja, czy będę o siebie dbał, czy też nie. Z dziećmi jest o wiele trudniej.

Zwracasz uwagę, że w radzeniu sobie z cukrzycą, obok regularnych pomiarów cukru we krwi i zdrowego trybu życia, najważniejsza jest aktywność fizyczna.

A ta wbrew zdrowemu rozsądkowi jest ograniczana. Przecież aktywny dzień może zmniejszyć zapotrzebowanie na insulinę w ciągu doby o 20-30 %. Jeśli ktoś jechałby w całodziennym rajdzie rowerowym, to mógłby zmniejszyć zapotrzebowanie nawet o połowę, bez szkody dla własnego organizmu. Jednak zaznaczam, że jest to zarezerwowane dla wyczynowców. Sam też biegam, może nie maratony, ale jakieś biegi górskie. Nie dla miejsca, a dla samej aktywności. Przecież nie chodzi oto, by z każdego zrobić sportowca, a tym bardziej wyczynowca, wręcz przeciwnie. Wiem po sobie, jak trudny jest to chleb. Lepiej być sportowcem rekreacyjnym przez całe życie, niż wyczynowym przez pół.

Tyle że ruchu brakuje nie tylko chorym dzieciom.
Tak, zdrowym też. Nie ma ich na podwórkach, na trzepakach. Niby są orliki, ale na nich ćwiczą 30-latkowie. Nie chcę nikogo obrażać, ale po rodzicach widać, jakie mają podejście do zdrowego trybu życia. Przykład idzie z góry, o czym mówiłem w trakcie swojego wykładu. Mówi się o boomie na aktywność sportową, niemniej jednak jest jeszcze wiele do zrobienia. Człowiek jest stworzony do ruchu, nie do kanapy, nie do telewizora. Tym bardziej chory na cukrzycę.

Dziś mierzenie poziomu cukru we krwi to dla ciebie coś takiego jak mycie zębów?

Nawet nie, bo nikt nie myje zębów sześć-osiem razy dziennie. Ja zawsze powtarzam młodym osobom, że z dwojga złego lepiej chorować teraz niż trzydzieści lat temu, kiedy nie było insulin i pomiarów. O chorobie nic nie wiedziano, a wysiłek był zakazany. Cukrzyk był na straconej pozycji. Jeśli nie znalazł mądrego lekarza, a oto było trudno, to miał całe życie pod górę.

Innymi słowy, dziś z cukrzycą można się zaprzyjaźnić.
Cukrzyca to nie wyrok, przez nią się nie umiera. Ona nie boli, ale niszczy nasz organizm. Te późne powikłania są najbardziej zdradliwe. Oczywiście, przy drastycznym spadku cukru, kiedy brakuje mózgowi glukozy, człowiek czuje się bardzo osłabiony. Przy wysokich cukrach, utrzymujących się przez godzinę, też jest źle, bo zbiera nam się na wymioty. Jeśli jednak mamy prawidłową glikemię, to tej choroby nie odczujemy. Dobrze prowadzona cukrzyca typu pierwszego daje możliwość życia na poziomie nie niższym niż u zdrowego rówieśnika. Pacjent, który ma 8-10 lat, ma spore szanse, żeby żyć normalnie nawet 80 lat. Rekordzistą jest pacjent w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, który z cukrzycą typu pierwszego przeżył ponad 90 lat. Niestety, badania mówią, że liczba chorych zwiększy się o 70%. Niestety, z genetyką na razie przegrywamy.

W trakcie warsztatów ćwiczysz ze swoim synem. Bałeś się kiedyś, że Wojtka spotka to samo co ciebie?
Prawdopodobieństwo przekazania przez matkę złośliwego genów na dziecko to 3%, w przypadku ojca - 6, a obu rodziców to - 25. Kiedyś bardziej obawiałem się o swojego syna niż teraz. Gdy moja żona była w ciąży, to myślałem o tym dość często. Po urodzeniu Wojtka, cztery i pół lata temu, może z dwa razy miałem jakieś podejrzenia i zmierzyłem mu cukier. Co innego kontrolować siebie, osobę dorosłą, a co innego dziecka. Myśl o tym, że mógłby być chory, trochę mnie przeraża. Tyle że kto ma być na to przygotowany jak nie ja? 13 lat choruję i pojęcie o cukrzycy przecież mam. Pytanie tylko, czy psychicznie uniósłbym ten ciężar. Nie chciałbym być tym złym, który przeniósł na swoje dziecko chorobotwórczy gen.

[gal]16512566;16512574;16512578;16512580[/gal]

To znaczy, że im wcześniej zachoruje się na cukrzycę, tym lepiej?
Są różne teorie. Niektórzy mówią, że jak dziecko choruje od początku, to nie zna innego życia. Ja uważam, że do wszystkiego można się przyzwyczaić.

A jak zachęcić do aktywnego trybu życia pacjenta, który wywiesił białą flagę?
Wyzwaniem jest już zachęcenie otyłego, zakompleksionego chłopca do zajęć fizycznych. Jednak są tacy cukrzycy, którzy świetnie sobie radzą. Ostatnio poznałem pięciolatkę, która sama podaje sobie insulinę, pod okiem rodzica. Jednak są i piętnastolatki, za które wszystko robią rodzice. Przede wszystkim nie można zrażać się niepowodzeniami.

Dziś można stawiać cię jako wzór postępowania. Niejedną osobę podniosłeś na duchu.
To jest dla mnie spora wartość. Mało jest sportowców z cukrzycą. Po Pekinie dostawałem wiele wzruszających e-mali, liczne wiadomości w serwisach społecznościowych z informacją, że dałem ludziom nadzieję. Szczególnie rodzicom tych najmłodszych dzieci, którym nagle cały świat wali się na głowę. Mój przykład jest dla nich ogromną szansą. Spotykam się z młodzieżą w szpitalach, poradniach, w Dniu Dziecka czy w mikołajki. Co jakiś czas ktoś szczerze dziękuje mi za to, co czynię. To powoduje, że chce mi się to robić. Czuję, że to jest moje zadanie. Pomimo tego, że zachorowałem, to miałem wiele szczęścia. Z cukrzycą poradziłem sobie, bo trafiłem na właściwe osoby w moim życiu. Nie mam tu na myśli wyłącznie żony Kamili, ale również zawodników z osady, najpierw dwójki, a następnie czwórki. Kilka razy wyciągnięto do mnie pomocną rękę, teraz ja chcę się odwdzięczyć.

Rozmawiał Alan Rogalski

Zdjęcia i film z warsztatów poświęconych młodym zdolnym sportowcom chorym na cukrzycę na NASZEJ STRONIE.

Alan Rogalski

W "GL" przez siedem lat


 


W „Gazecie Lubuskiej” pracowałem od sierpnia 2015 do grudnia 2022 r. Najpierw będąc współpracownikiem, a następnie zostając etatowym jej pracownikiem.

Przed tym współpracowałem z zachodniopomorskim serwisem sportowym „Ligowiec.net” i „Głosem Szczecińskim”. Byłem też dziennikarzem „Kuriera Myśliborskiego” i „Wieści Myśliborskich” oraz redaktorem oficjalnej strony internetowej Klubu Koszykówki King Szczecin. Odbyłem także staż zawodowy w TVP Szczecin. Jestem absolwentem dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Szczecińskiego oraz politologii na tej uczelni.


W "Gazecie Lubuskiej" pisałem o sporcie w Gorzowie i na północy województwa. A więc o koszykarkach AZS AJP Gorzów czy żużlowcach Stali Gorzów. Również o gorzowskich piłkarzach Stilonu i Warty oraz piłkarkach TKKF Stilon Gorzów czy Ladies Soccer Team Gorzów, ale nie tylko. Bo dzieliłem się z Wami swoimi wrażeniami m.in. z dyscyplin olimpijskich, takich jak kajakarstwo (Anna Puławska, Wiktor Głazunow czy Oleksii Koliadych i in.) czy wioślarstwo (Olga Michałkiewicz, Katarzyna Boruch i in.).


Przekazywałem Wam emocje również z innych sportów, także spoza Gorzowa, jak np. z siatkówki w Sulęcinie, kolarstwa w Strzelcach Kraj. czy też saneczkarstwa z Nowin Wielkich. Spotykaliście mnie do tego na biegach i na różnych zajęciach, na których promowany jest zdrowy styl życia. 


A jak nie pisałem o tym, to robiłem zdjęcia czy nagrywałem filmy. I tak jak każdy kibic - zawsze dopingowałem naszych zawodników!


Obsługiwałem np.:



Przygotowywałem też w ramach współpracy z Polskapress materiały dla PZPN m.in.:



Na co dzień wokół futbolu


Jestem instruktorem rekreacji ruchowej oraz trenerem UEFA C piłki nożnej, stąd też jeśli pozwala mi na to czas, z chęcią spędzam go aktywnie, biegając za piłką, głównie z dziećmi.

Z wykształcenia jestem nie tylko dziennikarzem, ale również politologiem, więc nie jest mi obojętna lokalna i krajowa polityka. Ukończyłem "Puszkina", czyli gorzowskie I LO.

Na co dzień mieszkam w oddalonym 40 km od Gorzowa 11-tys. Myśliborzu, stolicy powiatu na Pomorzu Zachodnim. 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.