Andrzej Galczakandrzej.galczak@pomorska.pl

Jest z żelaza, nie klęka

Kuba Napiórkowski już po morderczych zawodach. Ma za sobą 226 km i ósme miejsce w swojej kategorii wiekowej. Fot. Fot. Arch. zawodnika Kuba Napiórkowski już po morderczych zawodach. Ma za sobą 226 km i ósme miejsce w swojej kategorii wiekowej.
Andrzej Galczakandrzej.galczak@pomorska.pl

Młody włocławianin z sukcesem ukończył morderczy triathlon.

Kuba Napiórkowski, dwudziestopięcioletni włocławianin, po raz pierwszy w życiu zaliczył triathlon. Żeby to osiągnąć musiał pokonać 226 km. Po przekroczeniu linii mety Enea Challenge Poznań nie krył zadowolenia.

- Jestem szczęśliwy - mówi Kuba. - Marzyłem żeby zrobić dobry czas i udało się, dotarłem na metę szybciej niż zakładałem. Teraz oficjalnie mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem z żelaza, a do tego dotarłem jako ósmy w swojej kategorii wiekowej.

W ogólnej klasyfikacji, na 367. zawodników, razem z zawodowcami, uplasował się na 120. miejscu.

Poznański triathlon odbywał się w ramach Mistrzostw Europy. Kuba nie był jednak klasyfikowany do tytułu mistrzowskiego. Nie miał licencji, więc nawet najlepszy czas nie dałby mu tytułu mistrza Europy. Ale na liście jego osiągnięć wynik został zapisany.

Żeby zaliczyć triathlon trzeba było pokonać trzy odcinki: 3,8 km pływania na jeziorze Malta, 180 km przejechać na rowerze, a na koniec trzeba było przebiec pełen maraton - czyli 42,2 km. Zawodnicy mieli na to limit 17 godzin. Cały dystans Kuba Napiórko-wski pokonał w 11 godzin i 8 minut.

Podczas rozmowy przeprowadzonej krótko po dotarciu na metę nasz zawodnik wspominał, że pływało mu się bardzo dobrze, natomiast musiał się hamować w czasie jazdy na rowerze. Nie chciał przesadzić, bo trzeba było zachować siły na ostatni odcinek triathlonu - maraton.

- Pierwsze dwa dziesięciokilometrowe fragmenty biegu pokonałem bez problemów, czułem się świeżo - podkreśla zawodnik. - Natomiast trzeci był dla mnie makabryczny. Na czwartym bolało mnie już wszystko, wychodziło zmęczenie wynikające z pływania i jazdy rowerem. Mięśnie były bardzo spięte i zakwaszone, ten ból nawet trudno opisać. Łapały mnie skurcze. Po prostu biegłem i cierpiałem. Ostatnie dziesięć kilometrów już tylko przetruchtałem. Ale dotarłem do mety i to z dobrym wynikiem. W zawodach zawsze walczę z nastawieniem, aby nie poddawać się. Mam wtedy bardzo mocne przekonanie, że muszę je ukończyć. Jedyną opcją jest to, że mogę zostać zniesiony z trasy.

Jakie momenty były najgorsze na tych zawodach?

- Podczas pływania i jazdy rowerem nie było źle - podkreśla Kuba Napiórkowski. - Ale na czwartej dziesiątce, gdy biegłem wzdłuż terenów zielonych, gdzie ludzie leżeli na trawie, grillowali, to przychodziły mi do głowy różne myśli. Przecież mógłbym poleżeć, a ja zasuwam grubo ponad dwieście kilometrów i jeszcze do tego dopłacam. Ciężko było.

Włocławianin start w iron manie planował już w 2012 r., gdy przebiegł pierwsze w swoim życiu 100 km. Był to ultrama-raton w Beskidzie Sądeckim, na górzystej trasie z licznymi podbiegami i zbiegami. Wtedy zapragnął dołączyć do grona ludzi z żelaza. Udało się. Dzisiaj może powiedzieć, że żelazo nie klęka.

Co dalej? Poznał swój organizm w tak ciężkich zawodach, wie co musi poprawić i planuje przygotować się do mistrzostw świata w tria- thlonie na Hawajach. Przyszłość jest przed nim. Jak do tej pory nie zrywa się, nie szarpie. Swoje przygotowania rozplanował na wiele lat. Wytrwale, z sukcesami, zmierza do celu.

Najbliższe dwa tygodnie zamierza wypoczywać w górach. Nie znaczy to jednak, że będzie leżał na stoku. Bierze z sobą niezbędny do biegania sprzęt. Zaraz po urlopie rozpoczyna intensywne treningi.

Andrzej Galczakandrzej.galczak@pomorska.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.