Jest mistrzem, choć warunki do treningu w Gorzowie ma dramatyczne
Mistrz świata w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą, rekordzista globu w obu konkurencjach - to był rok Bartosza Tyszkowskiego.
Bartek, przedwczoraj odebrałeś statuetkę na najlepszego niepełnosprawnego sportowca w naszym województwie. Co to dla ciebie oznacza?
To niezwykle cenne dla mnie wyróżnienie. Fajnie, że mogłem brać w tym udział.
Drugie z rzędu. Zostałeś też uznany najlepszym niepełnosprawnym sportowcem poprzedniego roku w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” i Telewizji Polskiej.
To niesamowite dla mnie uczucie i niesłychane przeżycie móc uczestniczyć na gali w Zielonej Górze i w Warszawie. Na tej drugiej zostałem uhonorowany wraz z Piotrem Małachowski czy Pawłem Fajdkiem.
A zatem to najlepszy okres w twoim życiu?
Z całą pewnością. Dwa rekordy świata, w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą, to niewyobrażalny sukces. Do tego mistrzostwo świata z Rosji i Kataru. Nie osiągnąłbym tego, gdyby nie ciężkie treningi z trenerem Zbigniewem Lewkowiczem.
Mówisz o wynikach, a ja myślałem, że powiesz, że to najlepszy dla ciebie czas ze względu na to, że znów sport niepełnosprawnych jest doceniany.
Na pewno. Co więcej, ja podziwiam naszych zawodników, a oni nas. Z Piotrem Małachowskim jestem w bardzo dobrych relacjach. Razem startowaliśmy na memoriale im. Kamili Skolimowskiej.
Jesteś zdania, że wizerunek sportowców niepełnosprawnych zmienia się?
Myślę, że tak, z roku na rok jest coraz lepiej. Kilka lat temu nie wyglądało to najlepiej. Zobaczymy, co będzie dalej.
Jednak nie jesteś pierwszym zawodnikiem Gorzowskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych Start, który został wyróżniony. Przed tobą byli to Maciej Lepiato, Mateusz Michalski i Tomasz Blatkiewicz. To chyba tylko potwierdza, że twój klub jest najlepszy w Polsce.
Zgadza się. Nie znam liczb, ale zdecydowana większość sukcesów osiąganych na arenach sportowych przez zawodników niepełnosprawnych należy do gorzowskiego Startu.
Pomimo tego, że warunki do uprawiania, w twoim przypadku lekkiej atletyki, nie są w Gorzowie idealne.
Są wręcz dramatyczne. Choćbym nie wiadomo jak się starał, to nie mogę wykonać takich ćwiczeń, jakie powinienem zrobić. Na stadionie w taką pogodę, jaką mamy teraz, przy padającym deszczu, nie da się biegać. Bieżnia jest zalana, co dla biegaczy jest tragedią. Naprawdę jest ciężko, ale ma to się zmienić od 2017 roku. Na szczęście od jakiegoś czasu dzięki klubowi i sponsorowi mamy siłownię, z niej możemy być dumni.
To jak ty w takich warunkach osiągasz takie rezultaty?
W tym roku mamy zapowiedziany przynajmniej jeden dwutygodniowy obóz. Teraz jedziemy do Słupska.
Na igrzyskach paraolimpijskie do Rio de Janeiro w 2016 roku udasz się jako murowany faworyt w pchnięciu kulą, choć nie wystąpisz w rzucie dyskiem. Cztery lata temu byłeś dwa razy czwarty.
Racja, ale Londyn wiele mnie nauczył. Trochę żałuję, że do poprzednich igrzysk nie przykładałem się jak teraz. Może miałbym więcej krążków. W Brazylii nie będzie dysku, pozostanie mi kula. W związku z tym przerzuciłem się na oszczep. Myślę, że mam spore szanse, nawet na medal. Jednak ja na to nie zwracam aż takiej uwagi. Po prostu lubię trenować lekką atletykę i tyle. Sprawia mi to sporą frajdę.