Najskuteczniejszy atak i najsolidniejsza obrona w drugiej lidze – z takimi atutami AZS UZ Zielona Góra nie mógł zmarnować szansy na awans
To był wielki sezon w wykonaniu akademików, którzy wygrali aż 24 z 26 meczów. Mało tego, od pierwszej do 20. kolejki nie stracili choćby punktu! Dość powiedzieć, że tylko trzy spotkania były na „styku”. Wszystkie na wyjeździe i w rundzie rewanżowej: zwycięstwo nad Zewem Świebodzin 24:23, porażka ze Startem Konin 22:23 i remis z ŚKPR-em Świdnica 24:24. Ale najważniejsze okazały się pojedynki z tym ostatnim rywalem, z którym nasz zespół do końca walczył o awans do pierwszej ligi. A było tak... W pierwszej rundzie AZS UZ rozbił u siebie ŚKPR 31:22 i zyskał dwa „oczka” przewagi, nie licząc przewagi psychologicznej. W drugiej obie ekipy nie traciły punktów aż do wspomnianej wpadki zielo¬nogórzan w Koninie. Wtedy drużyny zrównały się dorobkiem i stało się jasne, że o bezpośrednim awansie rozstrzygnie rewanż w Świdnicy. Akademicy nie mogli przegrać i nie przegrali. Remis w tej „bitwie” oznaczał zwycięstwo w całej „wojnie”.
Kluczy do sukcesu było kilka, ale zacząć wypadałoby chyba od czwórki z Wolsztyniaka Wolsztyn, która przed sezonem wzmocniła AZS UZ. Panowie zrobili różnicę. Bramkarz Marek Wieczorek nie tylko imponował interwencjami, ale też był zdrową konkurencją dla Marka Kwiatkowskiego. Rozgrywający Alan Raczkowiak wyśmienicie dowodził zespołem, rozdawał asysty na prawo i lewo, nie uciekał od roli egzekutora, a zdarzały się momenty, że schodził z parkietu, by z perspektywy ławki rezerwowych spojrzeć, co jeszcze można by wykrzesać z ekipy. Kołowy Mariusz Rogo¬ziński i prawoskrzydłowy Kamil Gessner świetnie ustawiali kolegów w obronie, a i w ataku byli poważnym zagrożeniem.
Tymczasem oddajmy głos trenerowi Bronisławowi Male¬mu. – Jestem usatysfakcjonowany, że zmieniliśmy filozofię gry, która mówi, że mamy z każdej piłki uderzać przeciwnika kontrą w pierwsze tempo, w drugie, a jak nie, to w trzecie. To są elementy, które uwspółcześniają piłkę ręczną – stwierdza szkoleniowiec. – Jestem zadowolony z całej drużyny, bo mieliśmy najlepszy atak i najlepszą obronę: zdobyliśmy 852 bramki, straciliśmy 586. Uzyskaliśmy blisko 83 procent skuteczności rzutów karnych, tu odpornością psychofizyczną popisali się zwłaszcza Cyprian Kociszewski i Alan Raczkowiak. To element, który ratował nas w niektórych momentach, a nad którym pracowaliśmy na treningach środowych i piątkowych.
Trener Maly chwali też najlepszych snajperów: Kociszew¬ski – 167 bramek, Marcin Jaśkow¬ski – 138, Jędrzej Zieniewicz – 118... Zwraca uwagę, że spore postępy zrobili Marcin Nowicki, Kewin Polito czy Hubert Kuliń¬ski. Że bardzo przydatny był Maciej Orliński. Że dzięki niemiłosiernie obijanym na treningach rezerwowym bramkarzom Grzegorzowi Mielczarkowi i Adrianowi Skibińskiemu akademicy byli później tak skuteczni w ataku. Że wypalił także pomysł „użyczenia szkoleniowego”, bo okazuje się, że w okolicy są utalentowane chłopaki, którym wystarczy podać rękę: Michał Wysocki, Tyberiusz Chałupka czy Kacper Machalica – juniorzy, których warto skonfrontować z seniorami na treningach i powoli wprowadzać do zespołu. Ale nie ukrywa, że konieczne będzie wzmocnienie pozycji bocznych rozgrywających. I poprawienie obrony, żeby mieć więcej alternatyw. I jeszcze ataku, który czasami powinien być szybszy, a czasami bardziej cierpliwy. To jednak zmartwienie kolejnego trenera, bo Bronisław Maly zakończył swoją misję.