Jerzy Gottfried - wspaniały architekt i intelektualista, skromny człowiek SYLWETKA
Spotkanie i rozmowa z nim były wielką przygodą. Jerzy Gottfried potrafił w niezwykły sposób opowiadać nie tylko o swoich dziełach, ale i o społecznym wymiarze, społecznej służbie, jaką dla niego była architektura. Gottfried poświęcił jej swoje życie. We wtorek zmarł w Katowicach. W grudniu skończyłby 95 lat.
Od tygodni umawialiśmy się na spotkanie. Pan Jerzy przekładał, bo był wobec siebie szalenie wymagający: uważał, że musi najpierw wykaraskać się ze wszystkich drobnych dolegliwości, które go fizycznie i intelektualnie ograniczały. Grypa, która przykuła go do łóżka, już nie dała mu szansy.
Poznaliśmy się dzięki Idze Herok z Biblioteki Śląskiej. Pani Iga, osobiście zaangażowana w program ocalenia czegoś, co nazwalibyśmy niematerialnym dziedzictwem śląskiej architektury, zawsze podkreślała, że Jerzy Gottfried to przede wszystkim piękny umysł. Intelektualista, który z jednej strony chciał naprawiać świat swoją architekturą, ale z drugiej - doskonale rozumiał jej społeczny wymiar, społeczną służbę, która wiązała się z projektowaniem.
Byłem tylko pracownikiem na niwie pańskiej. Architektura to nie jest poezja, która trwa wiecznie
„W moim zawodzie wiedza musi być zrównoważona wartościami. Jeśli ta równowaga jest zakłócona, architekt zaczyna myśleć, że jest pomazańcem bożym i pozować na demiurga. A architektura jest dla ludzi” - tłumaczył z właściwą sobie skromnością. Nasze rozmowy, na podstawie których powstał pierwszy od dekad wywiad z Jerzym Gottfriedem, były niezwykłą przygodą. Pan Jerzy początkowo wahał się, czy to dobry pomysł, czy ktoś jest jeszcze zainteresowany jego wspomnieniami. A potem, na pierwszym spotkaniu w jego domu, siedzieliśmy i dyskutowaliśmy do późnego wieczora.
Fantastyczne były te jego wszystkie anegdoty z dawnych czasów: o Katowicach, które po wojnie nie przypominały miasta, o socrealizmie, o Henryku Buszce i Aleksandrze Francie, z którymi przez lata współpracował, czy o Jerzym Ziętku. Historia z wycieczki do Wiednia, w którym Ziętek chciał podpatrzeć Prater z myślą o WPKiW: Gottfried proponował pójście na kawę. Ziętek na to: „To wy skoczcie sobie na tę kawę, bo my tu, tego... idziemy na piwo”. Następnego dnia Gottfried chciał zaciągnąć Ziętka do muzeum, a ten machnął ręką: „A idźcie do tego muzeum, my tu sobie jakoś czas sami zorganizujemy”. „Wydawałoby się, że powinien był kontrolować, co i gdzie robię, ale jego to nie obchodziło, ufał ludziom. Tak samo było z projektowaniem” - opowiadał Gottfried.
Dla mnie ważniejsze od anegdot były jego refleksje na temat naszej cywilizacji, na temat dawnego i dzisiejszego Śląska, na temat ludzkich potrzeb, na które odpowiada lub nie odpowiada współczesna architektura. Był przy tym ponad kategoriami i pojęciowymi szufladkami: protestował zarówno, kiedy widziano w jego projektach socrealizm i gdy nazywano go modernistą. „W moich czasach architekt w swojej pracy analizował sytuację, dobierał do niej środki i budował na bazie tego, co było najnowsze i stwarzało nowe możliwości. Architekci zawsze mogli być beneficjentami postępu, jeśli tylko byli w stanie wykorzystać możliwości czasów. Zawsze tak było: w gotyku, w baroku, w każdej epoce” - podkreślał. Czyż nie powinno to być mottem nie tylko dzisiejszej architektury, ale i całego Śląska, który stara się na nowo zdefiniować po wygaśnięciu swej przemysłowej monokultury?
Dla mnie to zaszczyt, że miałem swój udział w przypomnieniu człowieka tego formatu. Zapamiętajmy jego architekturę, zapamiętajmy też jego słowa. Na przykład takie: „Człowiek skromny jest szczęśliwy. To nie jest cnota, to jest recepta. Ja jestem ze świata, w którym nie trzeba być celebrytą, by być kimś”. 95 lat. I ciągle piękny umysł.
Będziemy tęsknić, panie Jerzy.
W dalszej części przeczytasz obszerne fragmenty rozmowy z Jerzym Gottfriedem dla DZ z 2015 roku.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień