Jedyny taki internat w Jastrzębiu. Kształcą się tu przyszli sportowcy [ZDJĘCIA]
Zespół Szkół Mistrzostwa Sportowego to jedyna placówka w Jastrzębiu-Zdroju z internatem dla uczniów. W 12 pokojach jest miejsce na łącznie 30 osób. - Jesteśmy jedną wielką rodziną - mówią uczniowie, których odwiedził nasz dziennikarz.
Uczą się wspólnie, obiady jedzą w stołówce, a wieczorami proszą dyżurnych nauczycieli o pomoc w nauce - uczniowie Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego w Jastrzębiu-Zdroju mają możliwość przebywania w internacie. To jedyne takie miejsce w naszym mieście, które powstało z inicjatywy dyrektora Zbigniewa Miłosia i wsparciu licznych sponsorów. Jest tu 12 pokojów, które pomieszczą łącznie 30 osób. - Jesteśmy jedną wielką rodziną - mówią uczniowie.
Pobudka przed godz. 7. i lecimy na śniadanie
Internat, nie akademik, tutaj nie ma co liczyć na imprezy. Jest za to pobudka fundowana przez dyżurnego nauczyciela, codziennie o godz. 6.45 - czasem później, w zależności od tego, kiedy uczniów czeka trening lub lekcje.
- Szybko się ogarniamy i schodzimy na śniadanie do stołówki. Generalnie nie mamy na co narzekać, bo jedzenie jest naprawdę dobre. Są wędliny, ser, bułki, sałatki czy kasza manna. Na obiady mamy czasem naleśniki, kluski na parze, ryby, gulasz czy kurczaka. A na kolację sałatki owocowe, zdarzy się nawet jakaś pizza. Jest pysznie, jak w domu - mówią Marlena Wyleżoł i Magdalena Żagan, kuzynki, które chodzą do pierwszej klasy gimnazjum. To ich pierwszy rok tutaj.
- Jest przytulnie, nie przeszkadzamy sobie w nauce. Wręcz przeciwnie, uzupełniamy się - mówią dziewczyny, które przyjechały do internatu z okolic Cieszyna. Magdalena jest dokładnie z Zebrzydowic, a Marlena z Bonkowa.
Lekcje i treningi, to jest ich codzienność
Całe pierwsze piętro należy do internatu. Nie trzeba więc błądzić, by dostać się do przytulnego pokoju, chyba że mogą przeszkadzać w tym zakwasy po treningu. A te uczniowie mają trzy razy w tygodniu po 2-3 godziny. Do tego dochodzi jeszcze basen i siłownia. Kuzynki z okolic Cieszyna są w drużynie siatkarskiej, chodzą na zajęcia do Siatkarskiego Ośrodka Szkolnego, który działa przy szkole. Ale zbyt długo trenować nie mogą, mają też obowiązki...
- W pokojach musimy być maksymalnie o godz. 19., bo wtedy jest kolacja. Teraz głównie przebywałyśmy w szkole, ale jak zrobi się cieplej to zaczniemy wychodzić na zewnątrz. Nie mamy na co narzekać, bo gdyby nie internat, nie mogłybyśmy się tutaj uczyć. Problem z dojazdami uniemożliwiłby nam to. Na początku tęskniłyśmy za rodzicami, ale teraz to oni częściej dzwonią do nas niż my do nich - śmieją się kuzynki.
Jurji przyjechał z Ukrainy. Świetnie mówi po polsku
W internacie znajdują się uczniowie z różnych części Polski - są z Bielska-Białej, Cieszyna, Pszowa, a nawet Zakopanego czy Nowego Targu. Znalazł się także mieszkaniec Ukrainy, Jurji Kovalenko. Najbardziej lubi grać w piłkę nożną.
- Przyjechałem do Polski dwa lata temu, miałem tutaj znajomych i oni zachęcili mnie, żebym zapisał się do tej szkoły. Warunki do nauki są w porządku, radzimy sobie, a wieczorami pomagają nam dyżurni nauczyciele. Do domu wracam, gdy jest dłuższe wolne, na przykład w święta - mówi Jurji, który w niecałe dwa lata świetnie nauczył się mówić po polsku. - Koledzy mi pomogli - śmieje się 17-latek.
Jurji dzieli pokój z 17-letnim Tomaszem Dzidą, jedynym piłkarzem w internacie. - Przyjechałem z Bielska-Białej aż tutaj, bo mój trener polecił mi tę szkołę. Nie zawiodłem się. Imprez raczej nie ma, mamy dobre jedzenie, ale słodyczy staramy się unikać. Na co dzień trenuję w piłkarskiej szkółce jastrzębskiego MOSiRu - mówi Tomek.