Jednoręcy bandyci nielegalni i już ścigani. Ale jeszcze nie zniknęli
Od piątku ustawianie i zarabianie na automatach do gier niskich wypłat jest nielegalne. Za czerpanie dochodów z maszyn grozi grzywna.
- Co chwilę ktoś tu wchodzi. Najczęściej to młodzi ludzie. Wejdzie taki, za kwadrans, pół godziny wychodzi - mówi właściciel punktu usługowego na Starym Mieście w Bydgoszczy.
Wskazuje niepozorny kiosk, stojący w rzędzie kilku podobnych przy ulicy Krętej. Na budce zapraszająco świeci się neon z napisem „Otwarte”. Poniżej napis „24 h”. Ale rolety spuszczone. Pierwsze wrażenie takie, że jest punkt nieczynny.
W środku nikogo nie ma. Stoi samotny, błyskający kolorowo automat „Apollo Games”. Na ekranie wyświetla się napis „Wypłata 215.00 PLN”, poniżej w czerwonej ramce jednak widnieje komunikat: „Wypłacanie trwa zbyt długo. Zapytaj obsługę”.
Tyle, że to punkt samoobsługowy. Klienci, którzy chcą zagrać na pieniądze na „jednorękim bandycie”, po prostu sami wchodzą do kiosku i wrzucają monety, by spróbować szczęścia.
Na ścianie obok drzwi naklejki informujące, że „Lokal jest monitorowany” i znajduje się pod opieką firmy ochroniarskiej. Rzeczywiście, nad wejściem wisi kamera. Pewnie podłączona do sieci agencji ochrony. Nigdzie nie ma żadnego kontaktu do firmy, czy do właściciela automatu.
- Z całą pewnością można przyjąć, że wszelkie maszyny niskich wygranych, które teraz stoją w kioskach, sklepach, na stacjach paliw i w innych miejscach poza kasynami, są nielegalne - mówi starszy aspirant Mariusz Ziarnowski, rzecznik prasowy Służby Celnej w Toruniu.
Dlaczego? 18 grudnia (w ostatni piątek) wygasła ostatnia ważna licencja na automat w naszym regionie. Została wydana jeszcze tuż przed wejściem w życie „Ustawy o grach hazardowych” z 2009 roku. Ten akt prawny radykalnie ograniczył możliwość umieszczania automatów o niskich wygranych nazywanych „jednorękimi bandytami”.
Od tamtego dnia nie wydawano nowych pozwoleń na ustawianie maszyn w kawiarniach, dyskotekach, pubach czy na stacjach benzynowych. Nowe licencje otrzymywały tylko automaty, które miały trafić do kasyn.
- Rzeczywistość jednak jest inna. Maszyny masowo sprowadzano z Niemiec i Holandii - mówi jeden z celników.
Od początku roku celnicy w całym województwie kujawsko-pomorskim zabezpieczyli 1381 automatów „niskich wygranych”. Jednoręcy bandyci trafili do magazynów służby celnej. Zabrano je ze sklepów monopolowych, pubów, stacji paliw i innych miejsc, w których - w świetle prawa - zostały ustawione nielegalnie.
Celnicy nie wiedzą, ile jeszcze maszyn zostało na hazardowym rynku. Ale zapewniają, że co do tych automatów, które pojawiają się w nowych miejscach, można mieć pewność, iż są nielegalne.
- Za ustawianie automatów bez pozwolenia grozi kara grzywny albo kara wymierzona przez sąd - tłumaczy Mariusz Ziarnowski. - To, jaka kara zostanie wymierzona właścicielowi, zależy od tego, czy w toku postępowania okaże się, że czerpanie korzyści z maszyny stanowiło stałe źródło utrzymania, czy też nie.
Grzywny, które grożą właścicielom nielegalnie ustawionych automatów, zaczynają się od 12 tys. zł.
Jeszcze do marca tego roku spierano się, czy ustawa antyhazardowa jest zgodna z Konstytucją. Ostatecznie jej zgodność z ustawą zasadniczą potwierdził Trybunał Konstytucyjny.