Jeden test na 1700 osób w regionie to stanowczo za mało!
Do 27 marca w 4,5-mln woj. śląskim wykonano zaledwie 2655 testów na obecność koronawirusa. Wychodzi na to, że jeden test przypadł na 1700 mieszkańców. To skandalicznie mało, choć zgodnie z wytycznymi, bo testy robi się u osób, u których wystąpiły objawy i po zakończeniu choroby, by stwierdzić, że pacjent jest zdrowy.
Tysiące osób przebywających na kwarantannach nie ma w ogóle robionych testów, w tym wielu medyków. Nie ma ich wykonywanych np. personel szpitali onkologicznych, choć apelują o to fundacje zajmujące się chorymi na nowotwory.
W Gliwicach samorząd wziął sprawy w swoje ręce i urządzeni e do wykonywania tzw. szybkich testów kupił za 200 tys. zł dla Szpitala Miejskiego nr 4, wykorzystując środki z pieniędzy przeznaczonych na działania kryzysowe. Dzięki temu chorzy podejrzani o zakażenie koronawirusem będą liczniej diagnozowani i izolowani.
Obecnie w Polsce wykonuje się tzw. testy PCR (pobiera się wymaz z gardzieli, a na wynik czeka się do kilkunastu godzin). Ministerstwo Zdrowia zastanawia się jednak nad zakupem testów, takich jak w Gliwicach, czyli serologicznych. Dają niemal błyskawicznie wynik i byłyby niezwykle przydatne do badania personelu, który na co dzień styka się z chorymi, w tym z wieloma bezobjawowymi. - Konieczne jest zapewnienie w pierwszej kolejności testów na nosicielstwo wirusa SARS-CoV-2 wśród personelu medycznego w szpitalach onkologicznych, wyposażenie ich wszystkich w profilaktyczne maseczki, rękawiczki jednorazowe oraz środki dezynfekujące - apeluje Fundacja Alivia, opiekująca się chorymi na nowotwory. - Pacjenci onkologiczni z obniżoną odpornością to grupa wyjątkowo narażona na zachorowania wirusowe. Wśród nich szczególnie zagrożeni są chorzy z nowotworami krwi, w trakcie podawania chemioterapii lub po przeszczepie szpiku kostnego.
Szczególną ostrożność muszą też zachować osoby, które zakończyły leczenie, a których odporność nadal może być osłabiona. Największą grupę chorych na raka stanowią osoby w podeszłym wieku. Tymczasem mamy przykład Korei Płd., gdzie zachorowań było tyle, ile we Włoszech, ale tam testy można było wykonać na każdym rogu ulicy. W efekcie ten kraj bardzo dobrze poradził sobie z pandemią. U nas jest za mało laboratoriów i fachowców.
- Rządzący zakłamują rzeczywistość i nie mówią o prawdziwej skali problemu. Chorych jest znacznie więcej. Poza tym często do kart zgonów wpisywana jest inna przyczyna niż COVID-19 - ocenia posłanka Monika Rosa z Koalicji Obywatelskiej.
Jak twierdzi Naczelna Rada Lekarska, rosnące statystki zakażeń wskazują, że nasz kraj znajduje się w fazie dynamicznego rozszerzania się epidemii i najbliższe 30 dni okaże się kluczowe w walce z wirusem. - W środowisku lekarzy powszechnie wiadomo, że nasz kraj nie jest dostatecznie dobrze przygotowany do walki z rozprzestrzenianiem się epidemii koronawi-rusa. O wszelkich brakach sprzętu, złej organizacji, niedostatku regulacji prawnych przedstawiciele samorządu lekarskiego na bieżąco informują i alarmują władze odpowiedzialne za ochronę zdrowia - czytamy w apelu NIL do premiera Mateusza Mora-wieckiego, w którym środowisko medyczne domaga się ogłoszenia stanu klęski żywiołowej i protestuje przeciwko zamykaniu ust medykom, którzy pokazują prawdę o warunkach pracy w szpitalach, przychodniach i pogotowiu.