Pasażerowie narzekają na ciasnotę, rdzewiejący tabor, spóźnienia oraz niekulturalnych kierowców. Burmistrz Mateusz Klinowski co miesiąc nakłada na przewoźnika kary i nie wyklucza jego zmiany.
Coś złego dzieje się w busach publicznej komunikacji w Wadowicach. Wczoraj postanowiliśmy sprawdzić, na ile zasadne są liczne ostatnio skargi pasażerów na jakość usług świadczonych przez firmę z Krakowa, której wożenie mieszkańców zleciła gmina. Część z nich dotyczyła m.in. chamskiego zachowania kierowców miejskiego busa.
W czasie zaledwie kilku minut jazdy z pl. Kościuszki pod dworzec PKP nasz reporter był świadkiem jednego gwałtownego hamowania, które ocaliło pieszych na pasach i kilku wiązanek inwektyw z ust kierowcy busa pod adresem: przechodniów, innych kierowców a nawet samych pasażerów. Na koniec i nasz reporter usłyszał, od niego, że ma „spadać”.
Skarg pasażerów na tę firmę jest sporo, ale docierają głównie do miejskich radnych, bo firmowa infolinia nie dość, że kosztuje prawie 3 zł za minutę połączenia, to i tak nie działa.
- Po minucie nabijania impulsów słyszymy tylko komunikat, że skrzynka z wiadomościami jest zapełniona i połączenie się urywa - rozkłada ręce Mirosław Sopiejak. Sprawdziliśmy. Tak też było wczoraj.
W dalszej części tekstu dowiesz się, jak kierowcy traktują pasażerów darmowego busa i jak z fatalnej sytuacji przewozowej tłumaczy się burmistrz Wadowic.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień