Jaworznianin był asem przestworzy. Historia majora pilota Karola Pniaka
Urodził się i dorastał w Jaworznie. Na jaworznickiej ziemi spędził też większość swojego życia. Z żoną Heleną mieszkali w Pieczyskach, tam po jej śmieci samotnie wychował syna. Żył jak wszyscy dookoła - skromnie, bez luksusów. Dorabiał gdzie się dało, by zarobić na chleb. Tylko czasami, aczkolwiek z niechęcią, wspominał o tym, jak w czasie II wojny światowej zestrzelił na brytyjskim niebie kilka wrogich samolotów nieprzyjaciela... Major pilot Karol Pniak senior, bo o nim mowa, ma dziś w Jaworznie ulicę swego imienia.
Patronuje też Stowarzyszeniu Lotników Polski Południowej. Nazwisko jaworznianina wciąż budzi ogromny szacunek wśród lotniczej braci. Bowiem dowódca 308 Krakowskiego Dywizjonu Myśliwskiego przyczynił się do odepchnięcia niemieckiego ataku w bitwie o Anglię.
Do wojska zaciągnął się w październiku 1928 roku. Był jednym z pilotów tzw. Trójki Bajana, która potrafiła wykonać najbardziej skomplikowane akrobatyczne popisy. Mało kto wie, że tę umiejętność wykorzystywał do swoich "prywatnych" wypadów. Czasami wsiadał do samolotu i odlatywał w stronę Jaworzna. Robił kółka nad chrzanowskim gimnazjum (z którego notabene został wyrzucony), krążył nad swoich rodzinnym domem i robił "beczki" w kamieniołomie w Pieczyskach. Po tych niebezpiecznych ekscesach wracał do bazy. W końcu dostał za swoje. Jego ojciec miał już dość wybryków syna. Złożył więc donos na niego i Karol dostał zakaz opuszczania jednostki.
Zanim hitlerowcy przekroczyli polską granicę, jaworznianin zdążył się ożenić. Pilotowi w głowie zawróciła starsza o rok Helena Paul z Pieczysk (dziś dzielnica Jaworzna). Poznali się w budynku szczakowskiego Sokoła, na jednym z tamtejszych spotkań, a pobrali potajemnie w 1936 roku. - Ślub odbył się po cichu, bo ojciec jako adept lotnictwa miał obowiązek ożenić się z kobietą na tzw. poziomie, a więc z odpowiednim wykształceniem. Mama nie spełniała jednak tych warunków, bo nie skończyła szkoły średniej - podkreśla Karol Pniak junior, syn pilota. - Moi rodzice pobrali się w Krakowie, w małym kościółku gdzieś na Podgórzu. Tata nie przyznał się dowództwu do ślubu. Choć na pewno niektórzy domyślali się prawdy - uśmiecha się Karol junior.
Gdy wybuchła wojna Karol senior walczył na wielu frontach. Był w Afryce, zestrzeliwał samoloty nieprzyjaciela nad Anglią. - A mama czekała na niego w kraju. Przez ten czas byli małżeństwem tylko na papierze. Dopiero po zwycięstwie aliantów tata sprowadził mamę do Anglii. Na krótko. W 1947 roku wrócili do Polski - dodaje Karol junior.
Ale zanim to nastąpiło, jaworznianin dokonał kilku bohaterskich czynów... W samych superlatywach opowiada o nim sam Stanisław Skalski, czołowy polski as powietrzny z największą wśród Polaków liczbą zestrzeleń. Jeszcze przed wojną wielce go uradowało przydzielenie podchorążego Karola Pniaka do jego jednostki. Stary myśliwiec i doskonały pilot - takim już w tych czasach widział go Skalski. - Byłem zawsze w kłopocie, gdy dowódca eskadry przydzielał mi Pniaka, "by go podciągnąć" - pisze Skalski w swoich wspomnieniach. - Uważałem, że to raczej ja od niego powinienem się uczyć.
Obaj piloci zaprzyjaźnili się i uważani byli za nierozłączną parę. Skalski jako jedyna bodaj osoba w eskadrze wiedział o zawartym w tajemnicy ślubie Pniaka. W piekło powietrznej wojny września 1939 poszli razem, by już wtedy, na przestarzałych myśliwcach P.11c i wobec totalnej przewagi Luftwaffe, otworzyć swe konta zestrzeleń. Po jednej z chaotycznych powietrznych walk Pniaka, po daremnym oczekiwaniu powrotu jego maszyny na lotnisko, uznano za martwego. Ku wielkiej uldze kolegów zameldował się jednak w końcu po kilku dniach, wyjaśniając, że musiał przymusowo lądować z niemal pustym bakiem. Dopisało mu szczęście i przy drugim przymusowym lądowaniu, gdy w nocy na polu pod Dubnem samolot fiknął kozła. Cudem skończyło się na rozbitym nosie i pokaleczonych wargach.
Potem była Bitwa o Anglię. Nieba "Wyspy Ostatniej Nadziei" Pniak nie bronił w składzie polskiej jednostki. Walczył w dywizjonach brytyjskich wyposażonych w myśliwce Hurricane, o całą epokę nowocześniejsze od P.11c, szybkie i silnie uzbrojone. Pierwszego messerschmitta 109 strącił 12 sierpnia 1940. Trzy dni później posłał do ziemi bombowego dorniera. 24 sierpnia górą okazał się messerschmitt - zestrzelony Pniak uratował się na spadochronie. 11 listopada 1940 Hurricane'y Dywizjonu 257, do którego wówczas Pniak należał, zgotowały gorące przyjęcie stosunkowo rzadkim nad Anglią gościom: Włochom. Mussolini drogo za to zapłacił, m. in. za sprawą Karola Pniaka, który zestrzelił dwa włoskie samoloty. Ostatecznie jaworznianinowi zaliczono 11/2 strącenia. Ale jak się miało okazać, podczas walk z włoskimi maszynami Karol Pniak osiągnął swe ostatnie zwycięstwa. Spotkał jeszcze Włochów w powietrzu.
Nic dziwnego, że lotnik o jego doświadczeniu i renomie znalazł się wśród specjalnie wyselekcjonowanego składu Polskiego Zespołu Myśliwskiego, wysłanego w pierwszych miesiącach 1943 r. do Północnej Afryki. Polacy z tego tzw. Cyrku Skalskiego zestrzelili tam wiele niemieckich i włoskich samolotów. Z jakiegoś jednak powodu Pniakowi nie dane było pod afrykańskim niebem powiększyć swego konta zestrzeleń. Dlaczego? Być może właśnie z powodu jego doświadczenia i dobrej marki, jaką się cieszył. To takim lotnikom powierzano odpowiedzialne misje dowodzenia wysyłaną do walki grupą myśliwców. Pod dowództwem Pniaka Cyrk Skalskiego odniósł jeden ze swych największych sukcesów. 22 kwietnia 1943 Polacy nie tylko zgłosili strącenie 6 nieprzyjacielskich myśliwców, ale i umożliwili zmasakrowanie eskortowanych przez nie wielkich transportowców Me 323 Gigant brytyjskim Spitfire'om i Kittyhawkom. Jedno jest pewne: w Afryce myśliwski refleks Pniaka nie opuścił. Pewnego razu bombardowanie lotniska, na którym stacjonowali Polacy, błyskawicznie a brutalnie przerwało im zakrapianą włoskim winem towarzyską imprezę. W mgnieniu oka wszyscy dali nura pod stoły, pozostawiając na jednym z nich ostatnią butelkę chianti, a po nalocie okazało się, że w tajemniczy sposób zniknęła. Dopiero po latach Wacław Król, kolega Pniaka i również jeden z największych polskich asów, ujawnił, że butelkę zwinął Pniak, po czym osuszyli ją w ustronnym miejscu tylko we dwójkę.
Po wojnie Karol Pniak, choć miał możliwość pozostania w Wielkiej Brytanii, wrócił do Polski, wtedy już ludowej.
- Pamiętam, że gdy zapytałam go, dlaczego to zrobił, to strasznie się na mnie zdenerwował. Krzyknął "Ty gówniaro, co ty wiesz - wspomina ……., żona siostrzeńca Karola Pniaka. - Jakbyś ty widziała napisy na murach "Polacy nie jedzcie naszego chleba! Wracajcie do kraju", to byś natychmiast to zrobiła. A ja jako Polak i dobry obywatel powiedziałem, nie zostanę tu - pani Krystyna przytacza słowa wujka. Zarówno ona, jak i jej mąż Zbigniew Witosiński darzyli wujka Karola ogromną sympatią. Był świadkiem na ich ślubie (warto podkreślić, że chrzestną pana Zbigniewa była Helena Pniak). Karol senior dużo im pomógł, zawsze mogli na niego liczyć. - Byłem jeszcze w szkole średniej, jak ówczesne władze postanowiły "załatwić" mi miejsce Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi A to oznaczało, że byłbym lekarzem na usługach bezpieki. Nie chciałem tego. Wujek od razu przystąpił do działania. Wykorzystał swoje kontakty i wyciągnął mnie z kłopotów. Choć sam nie miał lekko w kraju, w którym tępiono bohaterów wojennych jego formatu - zaznacza. Pan Zbigniew wspomina też, że Karol Pniak potrafił być duszą towarzystwa. Lubiany, uczynny, miał zawsze dobre słowo dla ludzi, których spotykał na swojej drodze. A co najważniejsze, był bardzo skromny.
- Nie lubił opowiadać o swoich przeżyciach. Odsyłał mnie do książek. Mówił, że dowiem się z nich wszystkiego, czego potrzebuję - uśmiecha się Karol Pniak junior. - A dla mnie był po prostu ojcem i najlepszym przyjacielem na świecie, a nie jakimś tam wojennym bohaterem- dodaje syn pilota.
Major pilot Karol Pniak
Urodził się 26 stycznia 1910 roku w Jaworznie. Z rodzicami Franciszkiem i Marią oraz sześciorgiem rodzeństwa mieszkali na Robaku (przy dzisiejszym skrzyżowaniu Grunwaldzkiej i Olszewskiego). Do wojska zaciągnął się w październiku 1928 roku. Trafił do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie. Uczył się m.in. w Szkole Podoficerów Lotnictwa w Bydgoszczy, Szkole Strzelania i Bombardowania w Grudziądzu i Szkole Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. Wsławił się jako pilot w bitwie o Anglię, walczył też na afrykańskim niebie. Zmarł 10 listopada 1980 roku. W jego pogrzebie wzięły udział tłumy. Na Jasnej Górze w Izbie Pamięci Narodu znajduje się tablica jego imienia.