Jason Doyle zwyciężył w Grand Prix Czech
Jason Doyle wygrał pierwszy raz w karierze, a młodzi Polacy odpadali jeden po drugim. Bartek Zmarzlik wykruszył się dopiero w półfinale.
Praska Marketa (to popularne w Czechach imię, odpowiednik naszej Małgorzaty) miała w sobotę jedną kluczową cechę. Najczęściej wygrywali ci, którzy ruszali z pierwszego pola. Na palcach można policzyć wyjątki. Zdarzyło się nawet Doyle’owi. W czwartym biegu „Kangur” ruszał w żółtym kasku i pokonał jedynie Macieja Janowskiego. Później Australijczyk prezentował się już równo i bardzo dynamicznie niezależnie od pola. Wygrał zasłużenie. Już stojąc na podium mówił do Grega Hancocka, że to po prostu nieprawdopodobne. - Poczułem jak to jest stanąć na najwyższym podium i przypuszczam, że mogę to znów zrobić - powiedział Doyle cytowany przez speedwaygp.com, oficjalny serwis GP. - Moja siostra i jej mąż przyjechali do mnie na turniej w Horsens. Nie poszło mi tam tak jak chciałem. W Pradze był mój ojciec. Żałuję, że nie dojechała narzeczona. Bardzo liczę jednak na powtórkę tego sukcesu i to, że wtedy będzie już ze mną - dodał zwycięzca.
Niestety, na pudle zabrakło biało-czerwonych. Najbliżej szczęścia był komplementowany i niesamowicie skuteczny w rundzie zasadniczej Zmarzlik. Lubuszanin zatrzymał się na półfinale, w którym ruszał z pola A. Był to przywilej wybierającego na początku kolejki. Polak zdecydowanie przegrał start i natychmiast miał przed sobą nie tylko Doyle’a, ale także największą niespodziankę imprezy Chrisa Harrisa. Naszego zawodnika chciał wyprzedzić jeszcze Tai Woffinden, ale spowodował upadek Zmarzlika i został wykluczony. W powtórce „Orzełek” znów źle wystartował i definitywnie odpadł z turnieju. Pozostał ogromny niedosyt, bo miejsce w finale wydawało się zagwarantowane.
Piotr Pawlicki i Maciej Janowski borykali się z problemami sprzętowymi, popełniali błędy na trasie i po czterech seriach mieli po pięć „oczek”. Kluczowy był wyścig XVII, w którym obaj jechali. Zwycięstwo oznaczało półfinał. Cóż, naszych pogodził Nicki Pedersen, a biało-czerwoni stoczyli między sobą pojedynek o punkt, który nic im nie dawał w kontekście praskiego turnieju.
Poza Harrisem, który dosłownie wdarł się na pudło w ostatniej chwili, na pochwałę zasłużyli Fredrik Lindgren i Niels Kristian Iversen. Dosiadający GTR-a Szwed przypomniał, że lubi przyczepne, nieco trudniejsze tory, na których można się zaczepić bliżej bandy. „Puk” to z kolei człowiek-cień. Dynamiczny i szybki prezentował się naprawdę świetnie. To była naprawdę udana impreza.
Wyniki zawodów w Pradze:
1. Jason Doyle (Australia) 17 (1, 3, 3, 2, 2, 3, 3),
2. Greg Hancock (USA) 18 (3, 1, 3, 3, 3, 3, 2),
3. Chris Harris (Wielka Brytania) 10 (1, 1, 0, 2, 3, 2, 1),
4. Niels Kristian Iversen (Dania) 11 (3, 3, 1, 1, 1, 2, 0),
5. Bartosz Zmarzlik 13 (3, 2, 2, 3, 2, 1),
6. Fredrik Lindgren (Szwecja) 11 (2, 3, 1, 2, 2, 1),
7. Tai Woffinden (Wielka Brytania) 9 (3, 3, 2, 0, 1, w),
8. Nicki Pedersen (Dania) 8 (2, 2, d, 1, 3, d),
9. Andreas Jonsson (Szwecja) 6 (0, 2, 3, 0, 1),
10. Peter Kildemand (Dania) 6 (2, w, 1, 0, 3),
11. Piotr Pawlicki 6 (2, 1, 0, 2, 1),
12. Antonio Lindbaeck (Szwecja) 5 (0, 2, 0, 3, 0),
13. Maciej Janowski 5 (0, d, 2, 3, 0),
14. Matej Zagar (Słowenia) 5 (1, 0, 3, 1, 0),
15. Chris Holder (Australia) 4 (0, 0, 2, 1, 2),
16. Vaclav Milik (Czechy) 3 (1, 1, 1, 0, 0).
Klasyfikacja generalna (po czterech turniejach):
1. Hancock - 56,
2. Woffinden - 48,
3. Holder - 44,
4. Doyle - 42,
5. Janowski - 41,
6. Zmarzlik - 38,
7. Lindbaeck - 35,
8. Kildemand - 34,
9. Pedersen - 32,
10. Lindgren - 32,
11. Zagar - 31,
12. Iversen - 30,
13. Jonsson - 28,
14. Pawlicki - 23,
15. Harris - 20.