Jaś wrócił do Głogowa, ale to nie koniec walki
Jaś Walos wrócił ze Stanów Zjednoczonych, gdzie poddano go specjalistycznej operacji odtworzenia kości. Chłopiec jest już w stanie samodzielnie stać, ale czeka go jeszcze rehabilitacja.
Historia Jasia jest znana chyba każdemu mieszkańcowi miasta, który choć trochę interesował się tym, co dzieje się w Głogowie. Maluszek, który urodził się bez kości piszczelowych wyjechał z rodzicami do USA, gdzie poddano go specjalistycznej operacji odtworzenia kości. Z różnych przyczyn pobyt za granicą się przedłużał, ale wreszcie przyszedł moment powrotu do kraju.
Od 7 maja, po półtorarocznym wyjeździe, Jaś jest już w Polsce. - Przestawił się bez większych problemów. Jaś przyzwyczaił się do Florydy, ze mną było gorzej. Temperatura może ta sama co u nas wiosną, ale wilgotność tam jest zupełnie inna, nie do wytrzymania - opowiada Magda, mama Jasia. - Ten etap jest już za nami. Ale przed nami jeszcze wiele. Jaś jest w stanie stać, ale czeka go długa rehabilitacja.
Chłopiec będzie musiał przechodzić przez rehabilitację praktycznie do 18. roku życia, póki będzie rosnąć. Czekają go też kolejne operacje, wydłużające nóżki. Nie będą bowiem one rosły jak u zdrowego dziecka.
Cykl zabiegów już się rozpoczął. Chłopiec będzie musiał na nie chodzić pięć razy w tygodniu, gdy jego stan się poprawi, ta liczba zmniejszy się do trzech. Co jednak z operacjami, które będzie musiał przejść Jaś? Czy konieczny będzie powrót do USA? - Tego jeszcze nie wiemy. Wszystko okaże się w trakcie rehabilitacji i rozwoju Jasia. Gdy byliśmy na Florydzie, w klinice trzykrotnie byli lekarze z Polski, którzy szkolili się tam. Może niedługo w Polsce też będzie możliwe leczenie takich przypadłości. Mówi się o uruchomieniu nowoczesnego centrum ortopedycznego pod Warszawą - przyznaje Magda Walos.
Cieszą się, że wrócili do kraju. Życie na Florydzie mocno różni się od tego, co znamy z polskich ulic. Jak wspomina pani Magda, wszyscy wydają się tam ciągle śpieszyć. - Ludzie pracują po 12 godzin, wszędzie jeżdżą samochodami, ciężko spotkać kogoś spacerującego. Potem zamykają się w domach. Nie ma tak jak u nas, że pójdzie się do koleżanki na kawę. W Polsce jest po prostu spokojniej, tak bardziej swojsko. Cieszę się, że tu wróciłam. Jaś myślał, że mieszkamy tam w USA, ale po powrocie zaczął sobie przypominać Głogów i nie ma problemów z przestawieniem się - opowiada Magda Walos.
Z pobytem za granicą wiąże się wiele wspomnień. Jedne są dobre, inne pani Magda woli wymazać z pamięci. - Takie najlepsze wspomnienie, to gdy zobaczyliśmy wreszcie nóżki Jasia bez gipsów, opatrunków i tych wszystkich urządzeń. Gdy mógł spróbować stanąć samemu - opowiada z uśmiechem głogowianka. - Najgorsze wspomnienie wiąże się z okresem po pierwszej operacji, gdy Jaś bardzo cierpiał, a my nie mogliśmy nic zrobić, aby mu pomóc. To było straszne - opowiada.
Gdy widzi się Jasia, który z pomocą mamy jest w stanie chodzić na własnych nóżkach, robi się cieplej na sercu. Kiedy wyjeżdżał z kraju, mógł jedynie raczkować, choć próbował wstawać. Ciężko jest wyobrazić sobie, jak wiele przeszedł ten dzielny chłopiec i jego rodzina od tego czasu. Pobyt w USA miał trwać niecały rok. Ale po operacjach pojawiły się komplikacje. Trzeba było przedłużyć pobyt, choć brakowało już na to zebranych w Polsce pieniędzy.
Jaś to wulkan energii. Gdy rozmawialiśmy z jego mamą, chłopiec nie mógł usiedzieć na miejscu. Interesowało go wszystko co jest dookoła. Przechodnie, kaczki, psy czy nawet kamienie. Trzeba też przyznać, że choć spędził w USA połowę swojego trzyletniego życia, dobrze radzi sobie z językiem polskim. - Ale rozumie też dobrze, gdy mówi się do niego po angielsku - dodaje ze śmiechem jego mama.
Autor: Kacper Chudzik