Janusz Stachyra: Podstawą jest wygrywanie u siebie
Janusz Stachyra po raz kolejny wraca do Stali Rzeszów, której poświęci cały swój czas i serce. Wierzy w młodych zawodników. Nie boi się wyzwań. - Zrobię wszystko, aby kibice się nie nudzili - zapewnia nowy szkoleniowiec "Żurawi".
Będziesz prowadził pierwszą drużynę i szkółkę żużlową Stali Rzeszów?
Tak, jak tylko będzie możliwość, nie będzie kolizji z meczem lub zajęciami pierwszej drużyny, będę jeździł z naszymi juniorami na wszystkie zawody. Moim celem jest, aby robili krok po kroku do przodu. Trzeba im poświęcać dużo czasu, jak dziecku, jak się ich nie wychowa, to wiadomo, co się dzieje. Ulica...
W szkółce jest paru utalentowanych chłopaków...
Jest, ale bez pracy nie ma kołaczy. Trzeba im poświęcić dużo uwagi i serca. Dam im jedno i drugie, aby za młodu skórka nasiąkła żużlem. Kiedyś będą z tego owoce. Będziemy się mieli kim cieszyć, wiązać nadzieje na przyszłość.
Jak z Wiktorem Lampartem?...
Jak Wiktorem, który przez dwa lata pierwsze szlify zdobywał pod moimi skrzydłami.
Twój kolejny już powrót do Stali, kibice przyjęli ciepło. Jedna z opinii jest taka, że teraz zawodnicy nie będę narzekać na tor. W przygotowaniu nawierzchni jesteś specem...
Zawsze starałem się tak zrobić tor, aby był równy, gładki, do walki, aby zawodnicy nie jeździli gęsiego, by ta walka była. By kibice z przyjemnością przychodzili na stadion. Już dziś serdecznie ich zapraszam. Zrobimy wszystko, aby się nie nudzili. Cieszę się, że miło mnie wspominają, bo jak jeździłem, to starałem się dostarczać im trochę adrenaliny.
Oj, pamiętam. Mało było takich walczaków, jak ty.
Dzisiaj większość zawodników usprawiedliwia się mówiąc, a to tor mi nie pasował, sprzęt mi nie pasował, ale ja jestem w porządku. Moim zdaniem trzeba zacząć od siebie, a potem od reszty. Uderzyć się w pierś. Czy jestem wypoczęty, wytrenowany, odpowiednio przygotowany, nastawiony psychicznie do zawodów i czy dzisiaj mogę się ścigać z rywalami. To jest ważne, bo sprzęt jest w miarę porównywalny, tylko sztuką jest dopasowanie tego sprzętu do toru. To jest sztuka. Dzisiaj liczy się moment startowy, do trzydziestki, a potem, jak ktoś umie jechać, prowadzić motocykl, popełni jak najmniej błędów - bo jest to gra błędów - wygra bieg.
Drużynę otrzymałeś w spadku lub w prezencie. Jak ją oceniasz?
Na pewno będziemy walczyć, nigdzie tanio skóry nie sprzedamy, będziemy robić wszystko, aby wygrywać mecze u siebie. To jest podstawa, bo jak nie umiesz wygrać meczu w domu, to jak możesz wygrać na wyjeździe?
Mówi się, że jak ty jesteś w Stali, to na pewno wróci do niej też wkrótce syn Dawid, zwłaszcza, że w kadrze brakuje Polaka?...
Nie. Rozmawiałem z Dawidem. On musi najpierw przelecieć sezon przez drugą ligę. Jak wróci do kraju, to ma już wykupiony bilet i w grudniu poleci do Argentyny na 13 meczów. Wróci pod koniec lutego. Podpisał kontrakt w Opolu, niech w Kolejarzu przejedzie 14 meczów i pokaże, że nie potrzebuje troskliwego oka taty, mojego płaszcza ochronnego. Niech sobie wypracuje pozycję i miejsce w szyku. Ja nie będę nikogo holował, prowadził za rękę, bo strzeliłbym sobie samobója. Kiedyś może się mówiło, że Janusz faworyzuje Dawida. Nigdy tego nie robiłem i nie mam zamiaru robić. Takie są sportowe zasady.
Masz pomysł na czwartego zawodnika, którego wymaga regulamin?
Mam. Dobrze się wszystko układa. Naszą ofertę pan „X” powinien na dniach kliknąć i podpisać. Brakuje nam jednego zawodnika. Karol Baran zrobił nam psikusa. Nie wiem, jak się toczyły rozmowy, ale wziął umowę do podpisania i już nie przyjechał. Nie wiem, o co poszło, ale profesjonaliści tak nie postępują. Ja rozmawiałem z prezesami trzy minuty. Dogadaliśmy warunki i biorę się do roboty. Wiem, co mam, czym dysponuję. Lekko nie będzie. Legia jest, jaka jest. Legia Warszawa miała Realowi w Madrycie nie strzelić bramki, pech chciał, że był karny...
Z kim w Rzeszowie chciałbyś porozmawiać o przyszłości żużla?
Z panem prezydentem Tadeuszem Ferencem. Uważam go za bardzo dobrego gospodarza miasta, cenię jego wkład w to, co się stało w Rzeszowie i co się dzieje. Byłem w paru miastach. Widziałem ulice, domy, chodniki, bloki. W porównaniu z Rzeszowem to Sajgon. Nie żebym cukrował. Szacun. Ulice oświetlone, bloki docieplone, wymalowane, jest czysto, schludnie. W innych miastach ręce opadają. Ostatnio pracowałem w Częstochowie, święte miasto, pielgrzymki, ale ręce opadają. Jaki pan, taki kram.
Co chcesz powiedzieć kibicom z Rzeszowa?
Chciałbym, aby uzbroili się w cierpliwość, byli wyrozumiali, bo jak powiedziałem, lekko nie będzie. Cel? Trzeba walczyć o czwórkę. Jak wyjdzie w praniu? Zobaczymy, ile trzeba będzie użyć proszku i jakiego. Jestem pewien, że nasza młodzież ruszy. Mam plany i sposoby. Trzeba ją uzbroić w sprzęt i trzeba jej startów, częstotliwości jazdy, konfrontacji z rówieśnikami, aby umiała znaleźć się, kiedy będzie ciasno w łuku, by się nauczyła ścigania, by się po płotach nie woziła, tylko wracała zdrowo do domu, aby im to weszło w krew, w nawyk.