Janusz Leon Wiśniewski: My, Słowianie, uwielbiamy smutek w literaturze
Często mnie pytano, czym jest szczęście. Wtedy odpowiadałem i potwierdzę pani dzisiaj, że szczęście to jest brak nieszczęść - mówi pisarz Janusz Leon Wiśniewski.
Jak kochają dziś młodzi ludzie i jaka jest w tym rola internetu?
Kochają, a przynajmniej, moim zdaniem, pragną kochać tak samo, no, może nie jak ich dziadkowie, ale jak ich rodzice. Internet wbrew pozorom wcale w tym nie pomaga. Kontakty w internecie są bardzo powierzchowne. Tak naprawdę tylko bezpośrednie kontakty prowadzą do jakichś trwalszych związków. Pewnie można znaleźć je i w internecie, ale uważam, że osobiste relacje powinno się prowadzić w życiu realnym. Dziś młodych ludzi internet sam znajduje, przez te wszystkie „Facebooki”, „Messengery”, „Snapchaty” i inne media, co sprawia, że wszyscy są ze sobą nieustannie połączeni, znają swoje lokalizacje, nie mając nawet okazji za sobą zatęsknić. Tymczasem - i takie jest moje zdanie - tęsknota w związku jest bardzo potrzebna. Z drugiej strony uważam - mimo tego co się sądzi o współczesnej młodzieży, że jest na przykład mało romantyczna - to młodzi ludzie bardzo tęsknią za poważnymi, głębokimi związkami.
Pokazują to Kuba i Nadia, bohaterowie pana najnowszej książki „Koniec samotności”.
To nie jest para wymyślona! Moi bohaterowie mają swoje prototypy istniejących ludzi.
Zanim o tym porozmawiamy, to ciekawa jestem, czy dzisiaj nie ma już szans na taką internetową miłość, jaką opisał pan prawie 20 lat temu w „Samotności w sieci”, na punkcie której to książki oszalały miliony czytelniczek w wielu krajach.
Tak faktycznie było. Ale gdyby ta książka wyszła dzisiaj, byłaby śmiesznie stara i zacofana, a w pewnym sensie też nierealna. W 2001 roku, kiedy została wydana, a pisana była jeszcze wcześniej, bo pod koniec lat 90., była czymś zupełnie nowym. Ludzie mieli szczątkowy dostęp do internetu. To był czas, kiedy był jeden numer internetowy w Polsce, na który wszyscy musieli dzwonić, jeśli chcieli się połączyć. Adresy e-mail rozdawała jedynie Wirtualna Polska. Nic dziwnego, że nastąpiło zachłyśnięcie się nowoczesnością; tym, że można było prowadzić rozmowy w internecie, nie będąc blisko siebie. Internet to zapewniał. Moja książka uzmysłowiła ludziom, że służy on nie tylko do wyszukiwania informacji, nie tylko do hakowania, ale również do tego, że zapoczątkować pewną relację emocjonalną. To było wtedy bardzo nowe, bardzo ważne i unikalne, zwłaszcza w Polsce. Sukces mojej książki polegał również na tym, że byłem pierwszym autorem, który pokazał, że takie emocjonalne związki, które można nazwać miłością, poczynały i niekiedy budowały się w internecie.
Ludzie wtedy porozumiewali się przez tak zwany IRC Internet Relay Chat. Bohaterowie „Samotności w sieci” również?
Moi bohaterowie porozumiewali się wtedy za pomocą ICQ; nazwa pochodziła od angielskiego wyrażenia I seek you. To był pierwszy komunikator internetowy stworzony przez dwóch studentów z Izraela, pierwsze narzędzie powszechnie dostępne, które miało rodzaj interfejsu. Cały program mieścił się na dyskietce 3,5 cala, którą można było nosić z sobą i jeśli w kawiarence internetowej był uprzejmy pan czy pani, to pozwalali tę dyskietkę włożyć do komputera i uruchomić ten program. Sam to robiłem, więc wiem (śmiech).
Zawarł Pan w książce rozmowy, jakie prowadził wtedy z kobietami przez ICQ?
Nie prowadziłem wtedy wielu takich rozmów z kobietami. Robili to moi znajomi, którzy stali się pierwowzorami moich bohaterów. To nie ja jestem głównym bohaterem „Samotności w sieci”. Mogłem w rzeczywistości obserwować tę miłość, ten związek, bo przyjaźniłem się z pierwowzorem książkowego Jakuba, do dziś mamy kontakt; przyjaźniłem się również z główną bohaterką. Byłem niejako powiernikiem jednej i drugiej strony. Uczestniczyłem w rozmowach z nim i z nią, z innymi kobietami też, ale także wykorzystywałem ICQ do celów zawodowych.
Kiedy wyszła „Samotność w sieci” dostał pan od czytelniczek 15 tysięcy maili. Czy pan w ogóle na nie odpowiadał?
Te maile nie dotyczyły mojej osoby, w żadnym wypadku. Ludzie pisali mi o swoich związkach, dzielili się własnymi historiami miłosnymi. Na początku odpowiadałem na wszystkie. Uważałem, iż pozostawienie któregokolwiek byłoby dowodem arogancji. Niegrzeczne. Po pewnym czasie zrozumiałem, że tak być nie może, że to kradnie mi czas, że zwolnią mnie z pracy (śmiech)
Aha! Zwierzali się panu?
Właśnie. To były niesłychane historie. Tych maili przyszło 18 tysięcy. Zresztą część z nich zostało zawartych w kolejnej książce. Stało się bowiem tak, że po dwóch latach od wydania książki, wydawnictwo, które znało reakcję czytelników na świecie na tę książkę, zapytało, czy nie chciałbym tych maili jakoś skomentować. Zrobiłem to, poświęcając na to prawie rok pracy. Z tej ogromnej liczby maili wybrałem część tych najbardziej interesujących i skontaktowałem się z każdą z tych osób. Choć wtedy nie było RODO, to poprosiłem o udostępnienie ich maili razem z adresami. Jedni chcieli, inni nie. Z tego powstała druga część książki, która nazywa się „Samotność w sieci. Tryptyk”. Trzecią częścią jest tak zwany postepilog, czyli to, co działo się 15 minut później w życiu głównego bohatera. Rok temu leciałem z Astany, stolicy Kazachstanu, do Warszawy, zwróciła się do mnie stewardessa, zapraszając mnie do pierwszej klasy. Byłem zaskoczony, ale okazało się, że czytała moje książki i chciała mi opowiedzieć, że jej koleżanka, też stewardessa, napisała do jednego z mężczyzn, który zgodził się na to, abym w książce opublikował jego maila. I od 6 lat są jednym z najszczęśliwszych małżeństw, jakie spotkała w swoim życiu.
W tych mailach ludzie prosili pana o ciąg dalszy „Samotności w sieci”?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień