Jan Śpiewak: Warszawską polityką od lat rządzi deweloperski układ

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Witold Głowacki

Jan Śpiewak: Warszawską polityką od lat rządzi deweloperski układ

Witold Głowacki

Z Warszawą to jest ten problem, że nie zawsze wiadomo, gdzie kończy się mafia, a zaczyna się miasto, ratusz i miejska polityka - mówi Jan Śpiewak, który ujawnił aferę reprywatyzacyjną.

Ależ dziś pięknie. Plac Unii zalany słońcem, od dawna jest tu gdzie usiąść i pogadać. Tylko żal, że po drugiej stronie nie ma już Supersamu.
Ja go bardzo żałuję. Był miejscem, w którym całą rodziną robiliśmy zakupy. To było supermiejsce. Miało swoje genius loci - te panie, te lady, to połączenie nowoczesności ze stylem retro. Był też skwer przed Supersamem, na nim drzewa. Nawet ostatniego dnia przed zamknięciem byłem tam z mamą. Miałem wtedy z 17-18 lat. Czułem smutek - ale to, co się dzieje z Supersamem, było dla mnie na tamtym etapie zupełnie niepojęte.

Wszędzie gdzieś coś się budowało, wydawało się to takie naturalne.
Dopiero po paru latach to wszystko zrozumiałem - kiedy pojąłem, jak wielką krzywdę duszy i tkance tego miasta robi deweloperski układ. Ironią losu jest tylko to, że ten sam deweloper, który rozwalił Supersam i wybudował to szkaradztwo, chce nam właśnie zniszczyć kolejny fragment Śródmieścia w okolicach Emilii Plater, Wspólnej i Nowogrodzkiej, tam gdzie zachowała się zabytkowa zabudowa miasta. Razem z kardynałem Nyczem chce tam wcisnąć monstrualny wieżowiec, który całkowicie zniszczy charakter tego kawałka miasta. I to będzie dużo gorsza budowla niż Plac Unii (budynek postawiony na miejscu Supersamu nosi taką samą nazwę, jak plac - red.), który jakoś tam architektonicznie może jeszcze się bronić. Ale i Plac Unii z urbanistycznego punktu widzenia, na poziomie samego założenia, jest po prostu fatalny - zniszczył widok na Belweder i zaburzył cały klimat placu. Ba, deweloper nie posadził przy budynku nawet jednego drzewa. Chodziło tu tylko o to, by wyciągnąć jak najwięcej hajsu z jak najmniejszej przestrzeni.

Pracuję na Domaniewskiej, pełnej biurowców za dziesiątki i setki milionów. Spory fragment tej ulicy nadal jest pozbawiony chodnika. Deweloperów to już chyba nie interesowało.
Miasta to przede wszystkim nie interesowało. Inwestorzy są od tego, żeby budować i na tym jak najwięcej zarabiać, odpowiedzialność społeczna czy troska o przestrzeń wspólną nie jest ich naturalną cechą. Ale miasto jest od tego, żeby im twardo stawiać warunki. Tymczasem Warszawa od 10, 15, 20 lat prowadzi absolutnie prodeweloperską politykę, która sprawia, że deweloperzy de facto rządzą tym miastem. Nic w tym zresztą niezwykłego. W każdym większym polskim mieście działa układ deweloperski. I w każdym większym mieście taki układ podpięty jest pod określony, lokalny układ polityczny, który załatwia pozwolenia na budowę, plany zagospodarowania przestrzennego, często nawet grunty. Mówiłem o tym od dawna, teraz to trochę zaczyna wychodzić na światło dzienne za sprawą afery reprywatyzacyjnej - otóż z największą korupcją wcale nie mamy do czynienia w parlamencie czy w ministerstwach - tylko w samorządach.

Z ciekawymi listami w ręku Pan tu wkroczył. jeden z prokuratury, drugi z sądu...
Dwa z sądu, jeden z prokuratury. Byłem przed chwilą na poczcie.

Dobrze pamiętam? Pan ma teraz osiem procesów?
Dziesięć.

To te trzy pisma to pewnie norma dzienna?
Już bez przesady. Chodzę na pocztę mniej więcej raz na tydzień - i to jest właśnie typowa porcja. Jeśli chodzi o prokuraturę, to oczywiście pisma stamtąd dotyczą tylko spraw z zawiadomień, które składałem. Już chyba nie wszyscy pamiętają, że śledztwo w sprawie Chmielnej 70, które zakończyło się tymi wszystkimi aresztowaniami, jest właśnie z mojego zawiadomienia. Jest akcja - jest reakcja, to jest więc dla mnie całkowicie zrozumiałe.

Ale przychodzą też pisma z sądu.
Tych jest więcej. One są związane z moimi procesami. Mam ich 10, są i cywilne, i karne. No i walczę. Nie jest to zbyt przyjemne - ale mam dwóch świetnych adwokatów, którzy bez opłat, pro bono mi pomagają. Bez mecenasa Szymona Studzińskiego i Michała Gintowta bym sobie nie poradził. Gdyby nie oni, to pewnie byłbym w dużo trudniejszej sytuacji. Ale właśnie z tym trzeba się liczyć - jeśli walczysz z biznesowo-politycznym układem deweloperskim, to spotka cię odwet. Ci ludzie wykorzystują paragraf 212 Kodeksu karnego, czyli ten kuriozalny przepis, na mocy którego za zniesławienie może grozić do roku więzienia. Wykorzystują też drogę cywilną - dla nich to drobniaki, dla mnie to mnóstwo kłopotów i trudności.

Szefem rady miasta w czasach Piskorskiego był regularny gangster, który skończył po gangstersku, zadźgany nożem

Im na pewno nie chodzi o jakąkolwiek kwotę, którą mógłby zasądzić sąd.
Chodzi o to, żeby mnie zastraszyć, żeby mnie zasypać tymi pozwami, żebym utonął w procesach, pismach, procedurach. Ja mam to szczęście, że mam wsparcie. Ale są też ludzie, którzy nie mogą na nie liczyć. Podam przykład mieszkańca Odolan na Woli. To kolejna dzielnica Warszawy, która powstaje bez planu zagospodarowania przestrzennego - deweloperzy robią tam, co tylko chcą. Ten człowiek przyszedł na spotkanie komisji dialogu społecznego, żeby porozmawiać o sposobie zagospodarowania Odolan. Skrytykował jedną z deweloperskich inwestycji, pokazał na konkretnych liczbach, że deweloper dostał wszystko, co chciał, zabudował całą działkę, wyciął wszystkie drzewa i tak dalej. Poświęcił swój czas jako obywatel, zaangażował się, posprawdzał dokumenty, wypowiedział się na forum, które jest do tego przeznaczone. I dostał pozew.

Przepraszam, sąd zamierza go rozpatrywać?!
Tak. Deweloper, firma Dantex, chce od niego 20 tys. - 10 tys. na Fundację Stop Hejterom - tak, właśnie tak. (śmiech) Rozprawa pewnie nawet się odbędzie. Sądy, co swoją drogą jest paranoją, boją się umarzać takie sprawy, bo potem instancja apelacyjna może nakazać ich ponowne rozpatrzenie, to zaś psułoby sądowe statystyki.

Ale to przecież jest pozew za wypowiedź w ramach dialogu społecznego, jak sama nazwa komisji wskazuje.
Właśnie. To pokazuje skalę bezczelności deweloperów. Oni traktują miasta, Polskę i Warszawę w szczególności jak kolonię. Robią tu sobie, co chcą.

Co zrobił ten człowiek, kiedy dostał pozew? Poszedł do ratusza?
Przyszedł do mnie. Dałem mu namiar na Szymona, który zgodził się pomóc pro publico bono. Zamierzamy też opublikować list otwarty do tego dewelopera, ale prawda jest taka, że właśnie na tym poziomie trwa nieustanna walka o wolność słowa. Nie prowadzą jej, z całym szacunkiem, dziennikarze, tylko tacy aktywiści jak on. I to oni są pozywani za to, że głośno bronią interesu publicznego, za to, że nie boją się formułować jasnych opinii. Sąd powinien takie pozwy oddalać natychmiast po otrzymaniu, ale tak się nie dzieje - z powodów, o których już mówiłem. Takie sprawy to kompletna strata czasu sędziów i pieniędzy podatników, ale i liczne kłopoty i stres dla pozwanego. Proces tego rodzaju spokojnie może w Polsce trwać dwa lata albo i więcej. Ale tego typu kurioza są w Warszawie na porządku dziennym.

Gdyby nie pomoc adwokatów, wydałby Pan na te 10 procesów ogromne pieniądze.
To już jest 1000 albo i więcej godzin pracy adwokata. Przeliczmy to według najniższej możliwej w warszawskich realiach stawki, powiedzmy 200 zł za godzinę, a zobaczymy, jaka to skala. Gdybym musiał opłacać adwokatów, wydałbym na pomoc prawną równowartość kawalerki w Warszawie.

Jak wiele osób może być zastraszanych groźbami takich procesów?
Nie wiem, ile ich jest. Ale wiem, jakie działają mechanizmy, gdy jakaś starsza pani, która próbowała walczyć z deweloperem albo czyścicielem kamienic, dostaje nagle ze znanej kancelarii adwokackiej pismo z przedsądowym wezwaniem zapłaty 50 tys. zł, chyba że jednak zmieni zdanie, przestanie mówić i jeszcze przeprosi. Nie potrafimy oszacować, ile osób w takim momencie odpadło. Spotkałem się z kilkoma takimi przypadkami. Ale w jakimś sensie coś podobnego zadziałało w stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze.

Pozostało jeszcze 63% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Witold Głowacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.