Jan Paweł II lubił jej dowcip. Kiedy s. Eufrozyna przebierała się za Mikołaja, śmiał się do łez
Było źle. Kiedy bracia dowiedzieli się, że Terenia chce wstąpić do zakonu, pojechali do sercanek z awanturą. Nie podobało im się, że kolejna siostra zamierza włożyć habit. Nic to nie dało. 28-letnia absolwentka farmacji złożyła śluby i przyjęła imię Eufrozyna. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jej losy ściśle zwiążą się z życiem przyszłego świętego
Przez wiele lat była sekretarką. Najpierw Karola Wojtyły, potem Jana Pawła II. Papież lubił jej dowcip. Cenił wrażliwość i inteligencję. Ufał do tego stopnia, że na jego prośbę przygotowywała projekty odpowiedzi na listy przychodzące do papieża. Raz powiedział nawet z uśmiechem, że siostra Eufrozyna pisze ładniej i lepiej od niego. To jedna z pięciu zakonnic, dzięki którym w papieskich apartamentach panowała rodzinna atmosfera. Siostry dbały nie tylko o to, co papież je i w czym chodzi ubrany. Starały się też wprowadzić go w dobry nastrój. Pomimo zmęczenia, a później choroby. Siostra Eufrozyna co roku 6 grudnia przebierała się za św. Mikołaja, wywołując uśmiech na twarzy papieża. Nawet wówczas, gdy był już bardzo chory. Ta najstarsza z „papieskich” sercanek zmarła kilkanaście dni temu…
Z workiem prezentów
- Nigdy o nikim nie mówiła źle. Sama była ascetyczna, wewnętrznie zdyscyplinowana, uzdolniona, o wielkiej inteligencji, a także poczuciu humoru. Wykazywała zacięcie literackie, o czym świadczą jej wiersze oraz teksty przedstawień artystycznych - wspomina s. Eufrozynę kard. Stanisław Dziwisz. Były sekretarz Jana Pawła II przyznaje, że to głównie sióstr sercanek zasługa, iż w papieskich apartamentach panowała ciepła atmosfera. Potwierdza to abp Mieczysław Mokrzycki, drugi sekretarz papieża Polaka, dając konkretne przykłady. - Jest szósty grudnia. Jesteśmy po kolacji, a tu dzwonek - wspomina abp Mokrzycki w książce Brygidy Grysiak „Miejsce dla każdego”.
- Patrzę, a do refektarza wchodzi Święty Mikołaj. Razem z Mikołajem także dwóch aniołów. Mikołaj dźwiga worek prezentów, krótko się przedstawia, a potem wygłasza przemówienie. O Ojcu Świętym, o jego życiu, posłudze. I kilka słów o sekretarzach. Siostra Eufrozyna, bo to ona była Świętym Mikołajem, a siostry Fernanda i Matylda aniołami - świetnie to robiła. Widać było, że papież bardzo lubił, jak przychodził do niego ten Mikołaj. Śmiał się i robił sobie żarty, choćby z ubioru s. Eufrozyny. Mówił, że broda za długa albo, że Mikołaj za duży.
Bracia zrobili awanturę
Teresa Aniela Rumian, czyli s. Eufrozyna, urodziła się w podkrakowskich Racibo-rowicach, 92 lata temu. Jej ojciec był kierownikiem szkoły. Matka nauczycielką. W domu państwa Rumianów bywał młody Karol Wojtyła. Przyszły papież do Raci-borowic przyjeżdżał jako seminarzysta w czasie wakacji 1944 i 1945 roku. Uczył się tam teologii i pisał pracę o św. Janie od Krzyża. Państwo Rumianowie byli w dobrej komitywie z miejscowym wikarym, ks. Adamem Bielą. A ten znał Karola Wojtyłę z wadowickich czasów. Przyszły papież musiał szanować tę rodzinę, bo jak twierdzi Antoni Rumian, obecnie wójt gminy Michałowice, ksiądz Karol Wojtyła w 1951 roku prowadził pogrzeb jego dziadka, ojca s. Eufrozyny, która była ciocią wójta.
Teresa Rumian, zanim została zakonnicą, skończyła studia w UJ, na wydziale farmacji. Potem przeszła obowiązkowe wówczas dla adeptów tego kierunku szkolenie wojskowe. Do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego wstąpiła najpierw jej trzy lata starsza siostra Genowefa. Jej śladem postanowiła pójść i Teresa. - Nieżyjący dziś tata opowiadał, że jak się o tym dowiedzieli, to razem z bratem pojechali do sióstr sercanek do Krakowa z awanturą, że nie pozwolą, by kolejna siostra opuściła rodzinny dom i włożyła habit. Ten ich sprzeciw jednak na nic się zdał. Ciocia Terenia - bo tak ją nazywaliśmy - 21 listopada 1953 r. wstąpiła do zakonu. Przyjęła imię Eufrozyna - wspomina wójt Michałowic.
Miała wtedy 28 lat. W zakonie spędziła 64 lata.
Niewidzialny kwartet
Jak to się stało, że trafiła do watykańskiego sekretariatu Jana Pawła II? Gdy została zakonnicą, po pobycie m.in. w Łodzi, została przeniesiona do Krakowa. Przełożona posłała ją do kurii, gdzie siostry sercanki pracowały począwszy od 1921 r. Tam zauważono jej niezwykłe zdolności językowe i wysłano do Francji, gdzie studiowała romanistykę. Później, przez dziewięć lat pracowała w sekretariacie kardynała Wojtyły, ówczesnego metropolity krakowskiego. Do Rzymu przyjechała 3 października 1978 r., by pomagać kard. Wojtyle, który pojechał tam na konklawe, w prowadzeniu korespondencji. I tak jak papież już tam została.
W Rzymie przebywała wtedy inna sercanka - siostra Tobiana Sobotka, która szykując się do wyjazdu na misje pilnie uczyła się języków. Ona również została wezwana do Domu Papieskiego. Do nich dołączyły jeszcze siostry Germana i Matylda. Sercanki z Krakowa zamieszkały na czwartym piętrze Pałacu Apostolskiego. Każda z nich miała do dyspozycji niewielki pokój z łazienką, a do wspólnego użytku oratorium, czyli miejsce przeznaczone do modlitwy. Ten „niewidzialny kwartet” - wówczas mało kto znał nawet ich imiona - miał dokładnie określone funkcje. S. Tobiana - przełożona papieskich sercanek - była pielęgniarką. Przez długie lata osobiście nadzorowała zajęcia z zakresu fizjoterapii, które papież był zmuszony wykonywać. Germana, później przy pomocy s. Melanii, pracowała w kuchni, przyrządzając papieżowi ulubione dania, np. pierogi z kapustą i grzybami. Matylda zajmowała się garderobą papieża.
Zgrany zespół
Siostra Eufrozyna została osobistą sekretarką Jana Pawła II. Przepisywała na maszynie, potem na komputerze rękopisy papieskie. W późniejszym okresie pontyfikatu czytała też papieżowi książki i czasopisma. Świetnie wykształcona, doskonale znająca język francuski, pomagała Janowi Pawłowi II w prowadzeniu korespondencji. Papież dyktował jej listy, które wysyłał do przyjaciół. Jak wspomina abp Mieczysław Mokrzycki, papież nieraz prosił s. Eufrozynę o przygotowanie projektów odpowiedzi na nadesłaną korespondencję. - Kiedyś przyszedł do sekretariatu, przeczytał projekt listu napisany przez s. Eufrozynę, spojrzał na nią, wrócił do lektury, a po chwili z uśmiechem powiedział do mnie: „Mieciu, teraz siostra Eufrozyna pisze ładniej i lepiej ode mnie!”. To jeden z przykładów, jak papież bardzo ją lubił, szanował i cenił jej pracę - wspomina w wydanej niedawno książce „Sekretarz dwóch papieży” abp Mieczysław Mokrzycki. We wspomnianej publikacji przytacza też słowa s. Eufrozyny, która opowiadała mu, że bywały sytuacje, gdy papież czytał coś, a ją prosił, by w tym samym czasie czytała mu artykuły lub inną książkę. - To dowód, że Ojciec Święty był gigantem w pracy i miał podzielną uwagę - wspomina abp Mokrzycki.
Sercanki przez cały pontyfikat papieża Polaka dyskretnie towarzyszyły mu, modląc się z nim i za niego i pomagając mu w codziennym życiu. - Ja już odmówiłem Litanię do Serca Jezusowego, a wy? - pytał żartobliwie Jan Paweł II siostry, gdy szykowały mu śniadanie w Pałacu Apostolskim. Z sercankami papież odmawiał codziennie pierwsze modlitwy. Wstawał około piątej trzydzieści. Krótko się gimnastykował. Przed szóstą był już w kaplicy, gdzie czekały na niego siostry. Czasami pojawiał się przed nimi i modlił się, leżąc krzyżem. O szóstej trzydzieści odprawiał dla sercanek mszę świętą. Po niej zakonnice szły do swoich zajęć. -Tworzyły zgrany zespół i zgodną wspólnotę. S. Eufrozynę charakteryzowały absolutna wierność i oddanie w służbie Janowi Pawłowi II, który cenił bardzo wysoko przymioty jej umysłu i serca, jej oddanie Kościołowi - mówi kard. Stanisław Dziwisz.
To był znak
Po śmierci Jana Pawła II s. Eufrozyna i s. Tobiana wróciły do Krakowa z nowym metropolitą arcybiskupem wówczas Stanisławem Dziwiszem, który poprosił je, by pracowały w jego sekretariacie. S. Eufrozyna przychodziła na Franciszkańską 3 codziennie, aż do 21 maja 2014 r. Wówczas, ze względu na stan zdrowia, zamieszkała we wspólnocie sióstr sercanek, w ich domu przy ul. Garncarskiej. Ale i tak często bywała w kurii. Kard. Dziwisz, a ostatnio abp Jędraszewski prosili ją o przetłumaczenie niektórych listów czy dokumentów pisanych po francusku. Jeśli chodzi o znajomość tego języka, wciąż nie miała sobie równych. Niemal co tydzień bywała też w rodzinnych Raciborowicach. - Przywoziłem ją do nas samochodem - wspomina Antoni Rumian, bratanek s. Eufrozyny, wójt gminy Michałowice. - Z podziwem patrzyłem, jak ciocia Terenia zgrabnie i szybko się porusza. Taka była żywotna. Byłem pewien, że dożyje setki - mówi.
Cztery dni przed śmiercią siostra Eufrozyna była jeszcze w sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Wstąpiła też do Wadowic. Po powrocie wyznała swojej przełożonej: „Ojciec Święty się do mnie uśmiechnął!”. Okazało się, że to był znak…
Salutowała do welonu
W niedzielę, 13 sierpnia, s. Eufrozyna z bólem w podbrzuszu trafiła na ostry dyżur do szpitala wojskowego w Krakowie. Lekarze stwierdzili niedrożność jelit. Zmarła po operacji. Serce nie wytrzymało. Mało kto wiedział, że było słabe. Lekarze już jakiś czas temu namawiali ją na zabieg. Zwlekała. - Nigdy specjalnie nie dbała o siebie. Myślę, że ta zwłoka wynikała z jej głębokiej wiary. Nie bała się śmierci. Może nawet czekała na nią. Dla niej śmierć to było przejście do domu Ojca. Pewnie nawet uśmiechała się na myśl o życiu wiecznym, w którym spotka wszystkich swoich najbliższych, najbardziej ukochanych spośród rodziny zakonnej, świeckiej i papieskiej, na czele z Janem Pawłem II - podsumowuje Antoni Rumian.
Na jej pogrzebie kard. Dziwisz powiedział: „Lampa życia Siostry Eufrozyny płonęła jasno i dysponowała zawsze sporym zapasem oliwy”. - Czym była ta oliwa? To była jej miłość Boga i człowieka, Kościoła i Zgromadzenia, które stało się dla niej drugą rodziną z wyboru. Ta miłość wyrażała się w jej pobożności, w jej modlitwie, w wierności łasce powołania zakonnego. Ta miłość wyrażała się w reprezentowanej przez nią wielkiej kulturze ducha, wrażliwości i delikatności sumienia, skromności - mówił wzruszony kardynał.
O tym, że nigdy nie łaknęła pochwał czy zaszczytów, świadczy fakt, iż nie obnosiła się z wyróżnieniami, które ją spotkały. Mało kto bowiem wie, że s. Eufrozyna była zakonnicą ze stopniem majora Wojska Polskiego! W szeregi rezerwy WP dostała się już po studiach, gdy przeszła specjalne szkolenie wojskowe. W maju 2004 r., w obecności Jana Pawła II, w Watykanie otrzymała nominację na stopień kapitana, wręczoną przez abp. Sławoja Leszka Głodzia, wówczas biskupa polowego Wojska Polskiego. W 2006 r. została mianowana przez Ministra Obrony Narodowej na wyższy stopień wojskowy - majora. - To chyba jedyny tego rodzaju wypadek w naszej najnowszej historii - podkreśla kard. Dziwisz. Rodzina dowiedziała się o tych nominacjach dopiero po fakcie. Antoni Rumian widział, jak na jednym ze zdjęć z tej uroczystości „ciocia Terenia” w habicie, z lekkim uśmieszkiem na twarzy, salutuje abp. Głodziowi, przykładając dłoń do charakterystycznego dla sercanek biało-czarnego welonu, który nosiła na głowie.
Sercanki, zakonnice w habitach z wyhaftowanym symbolem Serca Jezusa, są dobrze znane pod Wawelem. Przy ul. Garncarskiej 24 mają swój dom generalny. W Krakowie prowadzą przedszkole, do którego trzeba zapisywać dzieci z kilkuletnim wyprzedzeniem, internat dla studentek, pracują jako orga-nistki i zakrystianki. Pomagają księżom w kancelariach parafialnych. M.in. w sanktuarium św. Jana Pawła II. Papież Polak to ich szczególny patron. Wszak przez 27 lat były u jego boku w Watykanie. Wcześniej pracowały w kancelarii kard. Karola Wojtyły przy Franciszkańskiej 3, gdzie wróciły po śmierci papieża razem z kard. Stanisławem Dziwiszem. Na całym świecie jest ich prawie pół tysiąca, ponad 350 mieszka w Polsce. Najwięcej, bo 150, w archidiecezji krakowskiej. Kraków jest dla sercanek szczególnym miejscem również z tego powodu, że w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ul. Garncarskiej, w kaplicy św. Józefa Sebastiana Pelczara, założyciela zgromadzenia, jest trumna ze szczątkami wyniesionej dwa lata temu na ołtarze siostry Klary Szczęsnej.
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 18
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto