Jakub Popielarz, były piłkarz Lechii Gdańsk, szkoli dzieci w Krośnie
- Praca z dziećmi jest najlepszą, jaką tylko mogłem sobie wymarzyć i wyśnić - mówi Jakub Popielarz, były piłkarz Stali Mielec, Lechii Gdańsk oraz Stali Stalowa Wola, który obecnie prowadzi Krośnieńską Akademię Piłkarską Bardomed.
Rozmawiamy niemal siedem lat po twoim debiucie w Ekstraklasie. Grałeś wówczas w Lechii Gdańsk. Najpierw kilka występów z ławki rezerwowych. Później debiut w pierwszym składzie w wygranym meczu przeciwko Polonii Warszawa. Wydawało się, że twoja kariera układa się wzorowo. Co poszło nie tak, że ostatecznie twoja przygoda z ekstraklasą skończyła się nie tak, jak pewnie to sobie wyobrażałeś?
Złożyło się na to wiele czynników. Przede wszystkim doznałem groźnej kontuzji, która wyłączyła mnie z gry na wiele miesięcy. Dla zawodnika młodego, który co dopiero przebijał się do składu, kontuzja jest najgorszą rzeczą, jaka może cię spotkać. Ja wtedy byłem właśnie w takiej sytuacji. Miałem 20 lat. Wchodziłem do zespołu, czułem zaufanie trenera. Wtedy jednak przytrafiła się kontuzja.
Jakby tego było mało, zmienił się wówczas trener. Tomasz Kafarski, który na Ciebie stawiał został zwolniony.
To był kolejny czynnik który przechylił szalę na moją niekorzyść. Nie trenując nie mogłem się pokazać nowemu szkoleniowcowi z dobrej strony. Zszedłem na dalszy tor. Do tego doszyły problemy z menedżerem, który delikatnie mówiąc, nie wywiązał się ze swoich obietnic. Wtedy postanowiłem, że trzeba wrócić na Podkarpacie. W głowie pojawiły się również pierwsze myśli o założeniu swojej akademii.
Zanim trafiłeś do Gdańska zdobyłeś Mistrzostwo Polski Juniorów Młodszych w barwach Stali Mielec.
Była to trochę szkoła życia, która pomogła mi później w procesie adaptacyjnym w Gdańsku. Do Mielca trafiłem mając 13 lat. Trafiłem do obcego miasta, musiałem szybko się zadomowić i zacząć sam dbać o siebie. Na pewno, że już w tak młodym wieku byłem zdany na siebie, ukształtowało mnie jako człowieka. Co do samego złotego medalu mistrzostw Polski, to uważam, że zdobyliśmy ponieważ tworzyliśmy świetnie uzupełniający się kolektyw. W szatni również panowała znakomita atmosfera.
Wasze losy potoczyły się różnie. Na dłuższą metę udało się zaistnieć tylko tobie. Kilka występów w Wiśle Kraków zaliczył jeszcze Kamil Rado.
Ciężko jednoznacznie to zdefiniować, dlaczego nie potrafiliśmy nasze sukcesy w piłce juniorskiej, przekłuć na seniorskie granie. Z tego co się orientuje, to kilku kolegów gra jeszcze w drugich, trzecich ligach i niżej. Na pewno po takim sukcesie, każdy inaczej wyobrażał sobie swoją przyszłość. Może czasami po prostu nie wszystko idzie, tak jakbyśmy sobie to wymyślili.
Tobie udało się odnaleźć swoją drogę po zakończeniu przygody, jako profesjonalny piłkarz. Już od trzech lat prowadzisz z sukcesami swoją Akademię Piłkarską. Taki pomysł długo kiełkował w twojej głowie?
To była naturalna kolej rzeczy. Jeszcze gdy grałem w Lechii przyjmowałem zaproszenia do Krosna, do szkółek piłkarskich. Bardzo podobała mi się praca z dziećmi. Ich pasja, zaangażowanie i marzenia. Gdy zdecydowałem, że nie będę kontynuował swojej kariery piłkarskiej wiedziałem, że chcę poświęcić się trenowaniu dzieci. Tak powstała Krośnieńska Akademia Piłkarska Bardomed.
Wszystko zaczęło się w twoim rodzinnym Krośnie.
Tak akademię dla dzieci prowadzę w dwóch punktach głównych. Moim rodzinnym Krośnie i w Gorlicach. Poza tym dzieci mają możliwość uczestniczyć w treningach w siedemnastu lokalizacjach. Powstały one po to, aby każde dziecko mogło chodzić na treningi, trenować piłkę nożną i rozwijać się sposób prawidłowy. Wiadomo, że nie każdy rodzić ma czas i możliwość przywozić dziecka do Krosna i Gorlic. Dlatego to moja akademia postanowiła, że to trenerzy będą przyjeżdżać do danych miejscowości i prowadzić tam zajęcia. W poprzednim roku zorganizowaliśmy taką inicjatywę, właśnie dla tych dzieci, czyli Ligę Lokalizacji. Tam dzieci z poszczególnych miejscowości mogły ze sobą rywalizować. Był to pomysł, który bardzo spodobał się i dzieciom i ich rodzicom. Przy okazji wielkie słowa podziękowania dla Karpat Krosno i MOSiRu Krosno, z którymi blisko współpracujemy.
Doświadczenie nabyte w Mielcu i Gdańsku się przydaje?
Oczywiście, że tak! Tak jak powiedziałem wcześniej, pobyt w Mielcu i Gdańsku wiele mi dał i ukształtował mnie jako człowieka. Tam zdobyłem podwaliny do swojej pracy trenerskiej. Musimy pamiętać, że praca z dziećmi to nie tylko sam trening. To również to co mówimy do dziecka, co chcemy przekazać, w jaki sposób na nie oddziałujemy. Sam na swoim przykładzie wiem, że te czynniki trzeba ze sobą połączyć. Nie zawsze jest tak, że zawodnik zrobi karierę. Często niestety jest tak, że nadchodzi rozczarowanie. Myślę, że Ci chłopcy będą wiedzieli o tym, że oprócz treningów musi być również nauka w szkoła, to nawet jeśli nie pójdzie ze sportem, to zawsze będą one mieć inne perspektywy.
Z perspektywy czasu, nie żałujesz, że twoja kariera piłkarska nie potoczyła się inaczej?
Absolutnie nie. Praca z dziećmi sprawia mi mnóstwo radości i nie zamieniłbym ją na żadną inną.