Jakub Chrenowicz: Dyrygent sam nie wydaje żadnego dźwięku, a kreuje brzmienia - mówi laureat Medalu Młodej Sztuki "Głosu Wielkopolskiego"
Rozmowa z Jakubem Chrenowiczem, dyrygentem, laureatem Medalu Młodej Sztuki "Głosu Wielkopolskiego" w kategorii "Muzyka klasyczna".
Czym jest dla ciebie Medal Młodej Sztuki?
Przede wszystkim wielkim zaszczytem i bardzo ważnym dowodem uznania w moim rodzinnym Poznaniu.
Dlaczego zostałeś dyrygentem?
Pamiętam, że chciałem być dyrygentem, od kiedy tylko muzyka zaczęła mnie bardziej interesować. Myślę, że pociągała mnie możliwość wpływania na sposób gry i kreowania brzmienia najwspanialszego muzycznego organizmu - orkiestry. Jest to zresztą sytuacja paradoksalna, ponieważ sam dyrygent nie wydaje żadnego dźwięku, aby muzyka zabrzmiała, potrzebni są mu inni ludzie i tych ludzi musi przekonać do swojej idei. Zespół nie tylko trzeba namówić, by zagrał tak, jak dyrygent sobie życzy, ale tak natchnąć muzyków, by uznali, że ta właśnie interpretacja jest jedyną możliwą. Ten swobodny cytat z Henryka Czyża dość trafnie ujmuje mój stosunek do zawodu dyrygenta.
Dyrygujesz z pamięci czy z nut?
Dyrygując każde dzieło, należy znać partyturę doskonale, i na pamięć. To, czy leży ona przed dyrygentem w czasie koncertu, ma znaczenie drugorzędne. Nieznajomość partytury będzie zauważalna, nawet jeśli dyrygent jej nie otworzy i będzie się starał udowodnić, że potrafi „taktować” z pamięci, natomiast doskonałe przygotowanie i opanowanie dzieła można zauważyć również wtedy, gdy partytura jest otwarta. Zadyrygowałem bez partytury bardzo wiele poważnych dzieł symfonicznych, choćby Koncert na orkiestrę Bartóka, w tej chwili nie uważam, aby artystycznie było mi to pomocne, na ogół dyryguję więc, mając przed sobą pulpit (co nie znaczy „z nut”).
Czy zanim zostałeś dyrygentem, były jakieś instrumenty?
Najpierw rodzice zapisali mnie do Poznańskiej Szkoły Chóralnej. Śpiewanie w Poznańskim Chórze Chłopięcym było przede wszystkim narzędziem pedagogicznym, które miało kształtować młodych ludzi poprzez muzykę, wyrabiać charakter, wrażliwość, pracowitość, uczyć odpowiedzialności za siebie i kolegów. Ja zakochałem się w muzyce i kontynuowałem naukę na poziomie szkoły średniej. Uczęszczałem do VIII Liceum Ogólnokształcącego im. A. Mickiewicza, które wspominam z wielkim sentymentem, równolegle będąc uczniem Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w Poznaniu w klasie fortepianu Hanny Morawskiej- #-Bernackiej. Pamiętam, gdy po koncercie z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej i Aleksandrem Gavrylyukiem pani profesor przyszła do mnie i powiedziała: „Gdybym wiedziała, że ty naprawdę chcesz zostać dyrygentem, nie zmuszałabym cię do ćwiczenia”. Mogłem tylko odpowiedzieć, że właśnie ćwiczeniom na instrumencie zawdzięczam to, że mogę stać na podium dyrygenckim i akompaniować znakomitemu soliście.
Dyrygujesz w filharmoniach, dyrygujesz w operze. Jakie są różnice?
Samo dyrygowanie jest oczywiście jedno czy to w teatrze, czy w filharmonii. Na estradzie koncertowej orkiestra występuje w roli gwiazdy wieczoru, to jej - i tylko jej - grę chce podziwiać publiczność. W operze dyrygent jest odpowiedzialny za połączenie tego, co odbywa się na scenie (czy to śpiew, czy taniec) z grą orkiestry. Zapewnienie komfortu śpiewakom, tancerzom jest niezwykle istotne w pracy dyrygenta w operze, ale z prowadzeniem spektakli wiąże się także - a właściwie przede wszystkim - potrzeba wykreowanie wielkiej formy. Sądzę, że pomimo wszystkich pozamuzycznych elementów teatru (jak reżyseria, scenografia, światła itd.), dyrygent ma ciągle bardzo duży wpływ na kształt całego przedstawienia i to od jego sprawnego prowadzenia często bardzo rozbudowanego aparatu wykonawczego zależy jakość spektaklu. Opera to wspaniałą przygoda, ponieważ mimo przeprowadzonych prób na scenie niekiedy dzieją się rzeczy nieprzewidziane i dyrygent powinien umieć na nie zareagować, czasem wyprowadzić współwykonawców z opresji.
Jesteś poznaniakiem, prowadzisz klasę na poznańskiej uczelni, dyrygujesz w całej Polsce i w świecie. Czy jest jakaś orkiestra przypisana tobie na stałe?
Od dwóch sezonów jestem pierwszym dyrygentem Filharmonii Koszalińskiej im. Stanisława Moniuszki. W Koszalinie mamy imponującą tradycję muzyczną, filharmonia szczyci się 63 latami historii. Gramy dla niezawodnej i wymagającej publiczności, która wypełnia po brzegi przepiękną, wybudowaną przed ok. czterema laty nowoczesną, znakomitą pod względem akustycznym i pięknie wkomponowaną w otaczający ją park salę koncertową. Większość naszych słuchaczy to posiadacze abonamentów, co świadczy o bardzo wysokim poziomie życia muzycznego w mieście. Cieszę się niezmiernie, że mogę pracować z tym zespołem, mieć wpływ na poziom artystyczny instytucji, zapraszać świetnych solistów i kształtować repertuar. To daje mi ogromną satysfakcję i poczucie, że moja praca służy całemu środowisku muzycznemu miasta.
Dyrygowanie wiąże się z wieloma wyzwaniami. Jakie było do tej pory twoje największe wyzwanie jako dyrygenta?
Miałem zaszczyt, szczęście i wielką radość wielokrotnie pracować ze znakomitymi zespołami, by wymienić Orkiestrę Filharmonii Narodowej, NOSPR, Sinfonię Varsovię. Dyrygowałem orkiestrą Gran Teater del Liceu. Bywało, że koncerty były bardzo - nazwijmy to - prestiżowe. Pracowałem ze sławnymi solistami. Spektakl Casanova w Warszawie w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej, którego byłem kierownikiem muzycznym, przez prestiżowe czasopismo „Dance Europe” został wskazany jako jedna z kilku najlepszych światowych premier baletowych sezonu. Uważam jednak, że największe wyzwanie dyrygenta to koncentracja na codziennej pracy. Każda próba musi być przeprowadzona na najwyższym możliwym poziomie, każdy koncert czy to w dużym, czy w małym ośrodku muzycznym powinien być wykonany tak, jakby kolejnego już miało nie być. Najważniejszy jest ciągły rozwój i jakość tak zwanego „zwykłego dnia”.
Czy masz zainteresowania pozamuzyczne?
Tak, są dla mnie niezwykle ważne. Jeszcze kilka dni temu jeździłem na nartach. Wraz z żoną, która jest moją ostoją, wsparciem w życiu, w górach i w muzyce, zdobyliśmy między innymi Mont Blanc, Kazbek (Kaukaz Wysoki), kilka czterotysięczników w masywie Monte Rosa oraz wiele innych, pięknych gór.
Jakie ostatnie koncerty były dla ciebie szczególnie ważne?
Z pewnością lutowe koncerty abonamentowe z Orkiestrą Filharmonii Narodowej. W 110. rocznicę śmierci Mieczysława Karłowicza wykonaliśmy między innymi „Odwieczne pieśni”. W miniony czwartek dyrygowałem podczas koncertu inauguracyjnego Poznańskiej Wiosny Muzycznej. Wykonaliśmy Koncert Kontrabasowy Tadeusza Zygryda Kasserna, w którym partię solową zaprezentował znakomity Donat Zamiara. Poza tym w programie znalazły się kompozycje Katarzyny Taborowskiej-Kaszuby (prawykonanie) oraz utwór Lidii Zielińskiej „Melodramat”, a także dzieła Wojciecha Kilara i Jana Astriaba.