Jakiś drań zabił kotka. Właścicielka prosi: - Pomóżcie złapać sprawcę!
Kitka miała dziewięć miesięcy. Była oczkiem w głowie pani Karoliny i jej córki. Teraz obie płaczą. Ktoś strzelił do Kitki...
Czytelniczka Karolina z Gorzowa ledwie może mówić. Bo gdy dopytuję o Kitkę, drży jej broda, oczy zachodzą łzami i głos się jej łamie. A to dlatego, że Kitka była jak członek rodziny, który stał się oczkiem w głowie dla naszej Czytelniczki, ale przede wszystkim dla jej ośmioletniej córeczki. - Tak ciężko było jej powiedzieć, że Kitki już nie ma... - mówi pani Karolina.
Dwa strzały
Spotkamy przy czteropiętrowcu na ul. Pułaskiego. Pani Karolina mieszka na parterze. Kot miał z mieszkania specjalne wyjście.
Nie, absolutnie nikomu nie przeszkadzał, bo zaraz koło bloku jest spora, zarośnięta skarpa. Poniżej stoją już tylko jednorodzinne domy, a potem znajduje się ul. Wyszyńskiego.
Zazwyczaj było tak: kot rano wychodził sobie na przechadzkę, w ciągu dnia wracał, zjadał posiłek i grzecznie spał. Taki niezakłócony porządek trwał miesiącami. Do wtorku. Kitka nie przyszła na posiłek. To zdziwiło właścicieli, ale nie niepokoili się. Do chwili, aż po południu okoliczne psy zaczęły ujadać. I ruszyły w kierunku zarośniętej skarpy. Pani Karolina za nimi. Tam zobaczyła konającą Kitkę.
Natychmiast zawiozła ją do weterynarza. Okazało się, że zwierzę ma dwie rany postrzałowe z wiatrówki. Jeden ołowiany śrut przebił płuco, drugi był w boku. Uszkodził jelito. Nadzieja była tylko do środy. - Kitka nie przeżyła - poinformował Czytelniczkę weterynarz. Poleciało morze łez...
Policja już pracuje
W dzień śmierci Kitki pani Karolina zawiadomiła policję. Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Marcin Maludy potwierdził, że jest zgłoszenie. - To dopiero początek naszych działań. Prowadzi je pierwszy komisariat. Sprawę traktujemy jak zawsze poważnie. Na pewno będzie przesłuchany weterynarz, postaramy się ustalić, kto w okolicy ma wiatrówkę. Nie było, nie ma i nigdy nie będzie naszej zgody na okrucieństwo wobec zwierząt - podkreśla rzecznik.
3 lata więzienia grożą za dręczenie zwierząt. Najczęściej sprawy kończą się wyrokiem w zawieszeniu
Przypomnijmy: to właśnie policjant z patrolu uchronił tok temu od śmierci psa skatowanego koło Kłodawy. Gdy mundurowy przyjechał na interwencję, nie pozwolił weterynarzowi uśpić pobitej suczki! Trafiła do lecznicy, wyzdrowiała, a teraz ma nowy dom. Jednak to raczej wyjątek, niż reguła. Bo przecież w ostatnich latach doszło do kilku innych postrzeleń zwierząt (w okolicy ronda Santockiego, na Górczynie, na Sadach), a przy ul. Pułaskiego, tam, gdzie ktoś postrzelił Kitkę, wcześniej zniknęły w dziwnych okolicznościach przynajmniej dwa koty.
Pomóż policji
Zgodnie z przepisami za okrucieństwo wobec zwierząt grożą nawet trzy lata więzienia. - Mam nadzieję, że złapią tego, kto zabił Kitkę. I apeluję do właścicieli innych kotów w okolicy ul. Pułaskiego. Uważajcie na swoje zwierzęta! - mówi pani Karolina.
Liczy na to, że ktoś coś zauważył, a może słyszał o jakimś domorosłym snajperze. Każda taka informacja może pomóc policji namierzyć drania.