Jakie były małżonki wielkich łódzkich przemysłowców
Kobiety największych łódzkich fabrykantów odgrywały ważną rolę w życiu Łodzi, choć często nie występowały publicznie, bo żyły raczej w cieniu swoich mężów. Kim była Helena, żona Gustawa Geyera? Czy Annę i Karola Scheiblerów połączyło wielkie uczucie?
O kobietach łódzkich fabrykantów nie wiemy zbyt dużo. Nie zachowało się wiele wspomnień ani pamiętników.
- Przed I wojną światową w rodzinach niemieckich kobieta żyła w cieniu męża - wyjaśnia Piotr Jaworski, wieloletni kierownik działu historii Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, dziś emeryt. - Nie były nawet wymieniane z imienia. Mówiło się na przykład pani Gustawowa Geyerowa. To nie znaczy, że nie miały wpływu na to co działo się w rodzinie, a nawet w interesach. Kobiety zawierając małżeństwo, nie tylko w niemieckich rodzinach, wnosiły posag. Mąż go przyjmował i jednocześnie odpowiadał za niego całym swoim majątkiem. Nie mógł go dowolnie wydać. W przypadku rozwodu posag był zwracany. Im większy był posag, tym bardziej mąż musiał liczyć się z żoną i jej rodziną.
Pomagały biednym
Niewiele wiemy dziś o Leonii Poznańskiej, żonie Izraela Kalmanowicza Poznańskiego. Ślub wzięli w 1851 r. Leonia, z domu Hertz, była córką Mojżesza, sekretarza szpitali żydowskich w Warszawie. Urodziło się im siedmioro dzieci. Do wspólnoty majątkowej Izrael wniósł majątek warty 500 rubli. Była to m.in. fabryka tkanin krajowych w Łodzi. Natomiast Leonia wniosła w posagu, handel towarów łokciowych, czyli sklep wyrobów bawełnianych. Ale liczyło się jeszcze coś. Silne tradycje kupieckie rodziny Hertzów i układy w środowisku warszawskiej burżuazji. Izrael zmarł w 1900 r. i podobno po jego śmierci właśnie Leonia prowadziła rodzinny interes.
Ważną rolę w życiu łódzkiego króla bawełny Karola Scheiblera, odegrała żona Anna. Pochodziła z Ozorkowa. Urodziła się w 1835 r., a jej rodzina przybyła na polskie ziemie z Saksonii. Była jedną z dwanaściorga dzieci Wilhelma Wernera, właściciela farbiarni w Strzeblewie i cukrowni w Leśmierzu. Gdy poślubiała Karola nie miała jeszcze 18 lat. W posagu wniosła 20 tysięcy rubli. Posag był dwukrotnie wyższy niż oszczędności męża. Pozwoliło to Karolowi Scheiblerowi na otwarcie pierwszej fabryki. Ksiądz Mariusz Werner był przez wiele lat proboszczem parafii ewangelicko - augsburskiej św. Mateusza przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Jest on spokrewniony z Karolem Scheiblerem. Jego rodzice byli zaś właścicielami m.in. majątku w Chodeczu. Należała do nich większość jeziora, nad którą wielu łodzian ma dziś działki.
- Anna Scheibler, żona Karola, była moją ciotką - wyjaśniał nam ks. Werner. - Mój pradziad, Christian Wilhelm Werner, który pochodził z Ozorkowa, był jej ojcem.
Ks. Mariusz nie znał cioci Anny, bo umarła w 1921 r., a on przyszedł na świat 11 lat później. Ale wiele o niej słyszał.
- Karol Scheibler umarł w 1881 r., przejęła fabrykę po jego śmierci i prowadziła przez ponad 40 lat - wspomina. - Z opowieści prababci i babci wiem, że była wielką społeczniczką. Troszczyła się o biednych, sieroty. Rodzina Scheiblerów budowała domy dla robotników, a dla ich dzieci szkoły i przedszkola.
Ciocia Anna był też bardzo religijna. Za jej namową Scheiblerowie współfinansowali budowę sześciu łódzkich kościołów - w tym ewangelicko-augsburskiej świątyni św. Mateusza przy ul. Piotrkowskiej. Dzięki niej przebudowano rezydencje Scheiblerów przy Placu Zwycięstwa.
Pamiętniki Heleny Geyer
Nieocenioną wartość mają pamiętniki jakie zostawiła po sobie Helena Geyer, która była żoną Gustawa, syna protoplasty rodu Ludwika Geyera. Pisała je przed wybuchem I wojny światowej, już jako dojrzała kobieta. Zachowały się dzięki jej wnuczce, mieszkającej w Austrii, Helenie Alicji Tauschinsky. Przekazała je Centralnemu Muzeum Włókiennictwa. Noszą tytuł „Z mojego życia”. Zostały napisane po niemiecku. Na język polski przetłumaczył je i opatrzył swoimi wyjaśnieniami prof. Krzysztof Woźniak. Helena pisała je jako blisko 60-letnia kobieta.
Helena Geyer, z domu Weil urodziła w 1855 r., w majątku Skęczniew, w powiecie poddębickim. Jej rodzicami byli Fryderyk Wilhelm Weil i Maria, z domu Reich. Maria pochodziła ze Zgierza.
- Mój ojciec był dla nas dzieci, bardzo dobry, ale niezwykle surowy i bardzo się go baliśmy - tak opisywała swego ojca Helena Geyer. - Nigdy nie odważylibyśmy rzucić mu się na szyję, tak jak robiły to moje dzieci ze swoim tatą!
Do 15 roku życia mieszkała w Skęczniewie. Następnie przeprowadziła się z rodziną do drugiego majątku ojca, który znajdował się Gajówce, koło Dalikowa. Zarządcą dóbr w Gajówce był Ryszard Geyer, najstarszy syn Ludwika. Wszyscy go bardzo lubili, bo był miłym człowiekiem. Helena zapamiętała cudowne niedziele spędzane z nim w lesie koło Gajówki.
- Ryszard starał się o katarynkę i tańczyliśmy ile dusza zapragnie - tak wspominała tamte chwile.
Ryszard oświadczył się siostrze Heleny, Oldze. Za pierwszym razem Weilówna odrzuciła oświadczyny. Ale po jakimś czasie zmieniła zdanie. Kiedy Ryszard drugi raz poprosił ją o rękę, nie odmówiła.
W czasie wesela Olgi i Ryszarda, Helena poznała brata pana młodego, Gustawa Geyera. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia!
- To uderzyło we mnie jak piorun z jasnego nieba - wspominała po latach. - Powiedziałam sobie: ten, albo żaden! Stanęłam jak sparaliżowana i nie mogłam ruszyć się z miejsca. Miałam wrażenie jakby ktoś dźgnął mnie w serce. Mój przyszły mąż był tak piękny, mądry, sprawiedliwy i dobry, że stanowił dla mnie ideał nad ideały. Przez lata byłam w nim zakochana nie wiedząc czy mogę mieć nadzieję na odwzajemnienie uczucia.
Tak więc zakochana Helena przez wiele miesięcy cierpiała z miłości. Rodzice myśleli, że jest chora. Ona swój sekret zdradziła siostrze Wandzie. Potem o tym, co czuje do Gustawa powiedziała też Oldze i Ryszardowi. Ci ostatni mieszkali już w majątku w Modlnej. Helena bardzo chętnie tam jeździła, licząc że spotka Gustawa. Ale przez dwa lata czekała na znak z jego strony. Przełom nastąpił podczas chrzcin pierwszego dziecka Olgi i Ryszarda. Helena siedziała przy stole obok Gustawa. Był miły, uprzejmy. Gdy wstał od stołu ucałował ją w rękę i uścisnął serdecznie. Serce Heleny znów biło mocniej.
Po kilku tygodniach została zaproszona na bal do Ozorkowa. Organizował go Karol Schlosser. Był na nim też Gustaw Geyer. Ku szczęściu Heleny tańczył tylko z nią. Ten bal miał miejsce w styczniu 1873 r. Tego samego roku latem, Gustaw poprosił Helenę o rękę. Zaręczeni byli trzy miesiące. A 20 listopada 1873 r. miał miejsce ślub Heleny Weil i Gustawa Geyera. Na drugi dzień młoda para pojechała do Łodzi. Została serdecznie przywitana przez teściową, szwagrów oraz pracowników Gustawa.
- Kiedy się pobraliśmy mój kochany mąż żył na skromny poziomie i pracował z ogromnym wysiłkiem, by wydźwignąć przedsiębiorstwo zmarłego ojca, podupadłe na skutek nieszczęścia - wspominała żona Gustawa Geyera. - W pełni mu się to udało, lecz okupił to swoim życiem. Może wyczerpująca praca szkodziłaby mu mniej, gdyby nie wiele zmartwień, na które był narażony głównie ze strony swoich dwóch braci, z którymi wspólnie prowadził przedsiębiorstwo i którzy mu ogromnie dokuczali z zazdrości, że jest dyrektorem i kieruje całością firmy. Mój kochany mąż miał bardzo zgodny charakter i nigdy nie był porywczy.
Gustaw i Helena mieli dziewięcioro dzieci. Pierwsza urodziła się Maria. Był rok 1875. Potem na świat przyszło jeszcze sześć córek Geyerów: Zofia, Helena, Wanda, Stefania, Janina i Emilia. Niestety, Stefania żyła tylko trzy dni. Helena była przekonana, że dziewczynkę otruła akuszerka, która towarzyszyła jej od pierwszego porodu. Miała być zła, że Geyerom nie urodził się syn. Był to rok 1882, niezwykle nieszczęśliwy dla Geyerów. W sierpniu ich dzieci, czyli Maria, Zosia i Wanda, jechały do teatru. Helena czuła się źle, więc została w domu, miała jednak przeczucie, że wydarzy się nieszczęście. Zosia wypadła z powozu. Doznała poważnych obrażeń. Nie pomogła nawet interwencja znanego w Łodzi lekarza, szwagra Heleny, Karola Jonschera. Zosia zmarła. Miała 5 lat. Ale i los w końcu uśmiechnął się do Geyerów. W 1886 r. przyszedł na świat ich pierwszy syn, Gustawa Wilhelm. A po dwóch latach kolejny - Robert, którego Niemcy zamordowali po wkroczeniu do Łodzi w 1939 r.
W 1893 r. Helena została wdową. Gustaw od dłuższego czasu chorował na serce. Pojechali więc ma leczenie do Friedrichrody. Po kuracji lekarze stwierdzili, że serce łódzkiego fabrykanta jest zdrowe, ale ma nabrzmiały żołądek. Jeden z lekarzy zaczął go masować. Po tym masażu Gustaw poczuł ogromne bóle. Wrócili do Łodzi. Gustaw leżał trzy tygodnie w łóżku. Niestety, nie udało się go uratować. Zmarł 13 listopada. Helena musiała przejąć zarządzanie fabryką koronek. Z czasem pomagał jej w tym zięć, Władysław Gettlich, mąż Wandy.
- Te pamiętniki pokazują Helenę jako wrażliwą kobietę, ale słabą psychicznie - mówi Piotr Jaworski. - Często popadała w depresję. Wtedy tygodniami nie wstawała z łóżka.
Wielką miłością Alfreda Biedermanna, syna Roberta, znanego łódzkiego fabrykanta, była jego druga żona Marta Anna, z domu von Beres. Po 20 latach małżeństwa sporządził testament. Cały majątek zapisał właśnie jej. Pięcioro dzieci miało otrzymać tylko ustawowo obowiązującą część.
- Nie jest to spowodowane moją złą wolą - tłumaczył potem taką treść testamentu Alfred Biedermann. - Lecz skutkiem życzenia okazania żonie wdzięczności, że nadała sens mojemu życiu.
Marta wniosła mu posag liczący pół miliona rubli. Nie spisali intercyzy, a majątek nie został właściwie zabezpieczony. Co może być powodem takiego zapisu w testamencie.
Alfred i Maria Biedermannowie mieli troje dzieci: urodzoną w 1900 r. Margę Zofię, dwa lata starszego Alfreda Roberta i Roberta Arno, który na świat przyszedł w 1909 r. Z pierwszego małżeństwa miał dwóch synów: Rolfa Alfreda, urodzonego w 1893 r. oraz dwa lata młodszego Helmuta Hansa Ludwika. Po narodzinach młodszego syna doszło do dramatu. Jego matka Zofia Malwina dostała tzw. gorączki popołogowej i zmarła. Była ona jedyną córką Ludwika i Matyldy Meyerów. Ludwik Meyer był znanym łódzkim przemysłowcem. W jego dawnej fabryce stojącej przy ul. Piotrkowskiej jest dziś Grand Hotel.
Paulina Biedermann, była jedną z wielu córek Roberta. W domu wszyscy mówili na nią Paula. Dziewczyna marzyła, by zostać nauczycielką. Ale te plany nie spodobały się rodzicom. Choć uczyła się w szkole w Dreźnie i przygotowywano ją do roli guwernantki. Po powrocie do Łodzi zakochała się w Alfredzie Krusche. Ten nie spodobał się jej rodzicom. Znaleźli jej innego kandydata na męża. Był nim Józef Richter, starszy od niej o osiem lat przedstawiciel znanej rodziny fabrykantów, która do Łodzi przybyła z Czech. Paulina miała 17 lat, gdy się zaręczyli. Nie skończyła 18 lat, gdy została żoną Józefa Richtera. Ślub wzięli 8 stycznia 1886 r. w luterańskim kościele św. Trójcy na pl. Wolności w Łodzi. Od rodziców w posagu Paula dostała 15 tys. rubli w gotówce i ponad 6 tys. w sprzętach domowych i osobistych. Józef Richter oświadczył przed notariuszem, że nie posiada żadnego majątku. Jednak kilka miesięcy po ślubie dostał od ojca rodzinną tkalnię, która mieściła się przy ul. Placowej 17/19 (dziś ul. Skorupki) i wtedy stał się bardzo bogatym człowiekiem.
- Wszystkie córki Biedermannów wychodzące za mąż otrzymywały prawie jednakowy zestaw domowego i osobistego wyposażenia - pisała w książce „Biedermannowie. Dzieje rodziny i fortuny” Wanda Kuźko. - W aktach notarialnych umów przedślubnych z niemiecką dokładnością wymieniano najdrobniejsze nawet przedmioty. Wyposażenie domowe liczyło 263 pozycje, podzielone na grupy. Zastawa stołowa to sześć kompletów sztućców, talerzy, półmisków, salaterek, w kolorze niebieskim, poziomkowym, różnobarwnym i ażurowe.
Paula prowadziła w swym domu spotkania literacko - muzyczne. Zapraszała na nie swoje rodzeństwo, w tym brata Alfreda, który bardzo lubił wizyty w domu siostry.
Marga Zofia, córka Alfreda i Marty, skończyła jedno z łódzkich gimnazjów. Dosyć późno, bo w wieku 28 lat, wyszła za mąż. Jej mężem został Jan Teodor Ender, współwłaściciel T.A Pabianickiej Fabryki Wyrobów Bawełnianych Krushe i Ende. A Marga była znakomitą partią. W posagu wniosła warte 576 tys. zł akcje TA „Saturn” oraz akcje Elektrowni Zgierskiej o wartości 360 tys. zł. Choć Jan Ender nie był biedny. Majątek wniesiony przez niego do małżeństwa wynosił 600 tys. zł. I były to udziały w pabianickiej firmie. Jak zaznaczała w swej książce Wanda Kuźko rzadko się zdarzało, by pan młody wymieniał w umowie przedwstępnej sprzęty domowe. A tak było w tym wypadku.
Rozwód był sensacją
W środowisku łódzkich fabrykantów czasem dochodziło do rozwodów, choć każdy traktowano jako towarzyską sensację. Karol Rajmund Eisert był między innymi właścicielem dużej fabryki bawełnianej, powojennej „Norbelany”. To on należał do ludzi, którzy zakładali szpital w „Kochanówce”, ufundował szkołę w Dlutowie. Do niego należały majątki w Dłutowie i Rydzynach koło Pabianic. Był też kolekcjonerem dzieł sztuki. Przed wybuchem II wojny światowej, w 1938 r, podarował tworzonemu właśnie w Łodzi Muzeum Kultury i Sztuki, które było protoplastą łódzkiego Muzeum Sztuki, 22 obrazy ze swej kolekcji. Jego pierwszą żoną została Maria Emilia Geyer, wnuczka Ludwika Geyra. Ślub wzięli w 1894 r., a już po czterech latach rozwiedli się. Rozwód wywołał dużą sensację.
Helena Geyer w pamiętnikach pisała, że Maria miała 16 lat, gdy chciała się zaręczyć z o wiele starszym od siebie mężczyzną, okulistą z Gdańska, Wicherkiewiczem. Poznała go podczas wakacji w Sopocie. Był przystojny, grał na fortepianie. I jak pisała Helena, mógł zawrócić w głowie każdej dziewczynie. Ale kawaler ten nie spodobał się Gustawowi. Ku zaskoczeniu rodziny Wicherkiewicz poprosił go o rękę Marii. Geyer zgodził się. Tyle, że narzeczony był katolikiem, zaznaczył więc, że dzieci będą wychowane w wierze luterańskiej. Okulista na początku oponował, ale potem się na to zgodził. Maria była zaręczono z nim przez rok. Ale narzeczony stawiał coraz to nowe żądania i zaręczyny zerwano. Po śmierci ojca zaręczyła się z Karolem Eisertem. Kiedy jeszcze jej ojciec Gustaw żył, Maria dała Eisertowi kosza. Nie kochała go. Jednak po śmierci Gustawa Karol znów poprosił ją o rękę. Tym razem kobieta go nie odrzuciła. Od razu zaznaczyła, że przyjmuje zaręczyny z szacunku dla zmarłego ojca, a nie z miłości .
- To był bardzo smutny ślub, bo odbył się w obecności tylko najbliższych rodzin - wspominała Helena. - Małżeństwo nie było udane. Po dwóch latach moja córka rozwiodła się. Jej mąż był prostym, niewykształconym człowiekiem. W związku z rozwodem przeżyłam bardzo wiele kłopotów i nieprzyjemności. Moja córka wróciła do mnie.
Jej drugim mężem został Teofil Maks, fabrykant ze Zgierza, który z bratem prowadził niewielką wykończalnię.
- Są bardzo szczęśliwi, niestety nie mają własnych dzieci, wychowują dwójkę przybranych - zapewniała matka Marii. Tymczasem i to małżeństwo się rozpadło. Trzecim mężem Marii został Bohdan Zbrożek.
Karol Eisert też długo nie rozpaczał po rozwodzie z Marią. Jego drugą żoną została Maria Małgorzata Feder. Ślub wzięli w 1904 r. Ale po dziewięciu latach Maria zmarła. Po jej śmierci Karol po raz trzeci stanął na ślubnym kobiercu. Tym razem miłość i wierność małżeńską obiecywał Elen Christensen. Elen była Dunką i przepiękną kobietą. Karol został konsulem Królestwa Danii w Łodzi. Elen i Karol mieli dwóch synów: Torbena i Pawła. W 1935 roku Ellen nagle umarła. Stało się to na skutek nieszczęśliwego wypadku.