Przed jastrzębskim sądem ruszył proces Damiana M., złomiarza, który mógł doprowadzić do wykolejenia pociągu towarowego z węglem. – Pełny skład mógł spaść z wiaduktu na drogę, którą górnicy jadą do pracy! – dowodzi jastrzębska prokuratura.
Jak złomiarz z Jastrzębia mógł wykoleić pociąg!
Przed jastrzębskim sądem ruszył proces Damiana M., złomiarza, który mógł doprowadzić do wykolejenia pociągu towarowego z węglem. – Pełny skład mógł spaść z wiaduktu na drogę, którą górnicy jadą do pracy! – dowodzi jastrzębska prokuratura.
Oskarżony to 26-letni Damian M. Wedle ustaleń prokuratury, 2 sierpnia 2014 roku w rejonie ul. Górniczej dróżnik zauważył podczas rutynowej kontroli na torowisku brak niezwykle ważnego urządzenia – z rozjazdu kolejowego wymontowano urządzenie nazywane „kierownicą”, które jest niezbędne do utrzymania ruchu.
- Właśnie brak tego urządzenia skutkowałoby wykolejeniem pociągu. Tak jest wiadukt i skarpa. Więc skład mógł nawet wylądować na drodze, ulicy Węglowej, gdzie jeżdżą samochody. A to ruchliwa trasa – wyjaśnia nam prokurator Jacek Rzeszowski, szef Prokuratury Rejonowej w Jastrzębiu-Zdroju.
Policja szybko ustaliła, kto stoi za kradzieżą. To złomiarz, Damian M., którego zatrzymano. Nie miał świadomości, jakie zagrożenie mógł spowodować. Z początku przyznał się do tego, że w nocy wymontował urządzenie, a z rana, z pomocą wózka, wywiózł to z kolegą to do skupu złomu. Potem zmienił zeznania i zapewniał, że urządzenie znalazł na pobliskiej hałdzie.
– Dostał zarzut stworzenia katastrofy w ruchu i spowodowania zagrożenia dla zdrowia i życia wielu osób. Grozi mu do 10 lat więzienia – dodaje Rzeszowski. Oskarżony jest z wykształcenia mechanikiem samochodowym, okazuje się, że na swoim koncie ma już wyrok za wyłudzenie. Nie ma stałego miejsca pracy.
Okazuje się, że na śląskich szlakach kolejowych niemal codziennie grasują złomiarze, a straty wynikające z ich działalności są ogromne. – W ubiegłym roku na szlakach Śląska odnotowaliśmy 1190 kradzieży i dewastacji, nasi funkcjonariusze zatrzymali 201 sprawców. Spowodowali łącznie 3 mln 427 tysięcy złotych strat – wyjaśnia nam st. insp. Paweł Boczek, rzecznik prasowy Straży Ochrony Kolei. Łącznie na Śląsku infrastruktury torowej strzeże 444 funkcjonariuszy SOK, 81 działa w rejonie Częstochowy, 198 – Tarnowskich Gór i 165 – Katowic. Codziennie mają pełne ręce roboty: na mapie jest kilka „ulubionych” przez złodziei miejsc. – 95 zdarzeń mieliśmy na linii 137, na trasie Katowice-Legnica, w rejonie Kędzierzyna-Koźla. Bardzo wiele kradzieży ma miejsce na trasie nr 131 w rejonie Chorzowa Batorego, na linii 140 z Katowic do Nędzy. Kłopoty są w rejonie Rybnika i Leszczyn – wyjaśnia nam Paweł Boczek.
Złomiarze opanowali także linię 132 (Bytom-Zabrze Biskupice), tam trzy czwarte zdarzeń to kradzieże sieci trakcyjnej, nr 62 (Dąbrowa Górnicza-Strzemieszyce-Sosnowiec), podobnie na nieczynnej linii Bielsko-Biała-Cieszyn.
- Łupem złodziej pada wszystko, co da się spieniężyć. Kable, części torowisk, „dropsy”, czyli żeliwne obciążniki sieci trakcyjnej. W ubiegłym roku prowadziliśmy 1484 kontrole w skupach złomów. Na sprzedaży fragmentów naszej infrastruktury zatrzymaliśmy 41 osób, także 2 skupujących – dodaje Paweł Boczek.
Walka jest coraz skuteczniejsza, bo wszystkie najważniejsze magistrale kolejowe są monitorowane, w strategicznych miejscach stosowane są foto-pułapki, które reagują na ruch. Są montowane na słupach, drzewach i tak maskowane, by sprawcy ich nie widzieli. W ruchu są też mobilne centra monitoringu – to samochody wyposażone w kamery z możliwością obserwacji na dużych zbliżeniach.