Jak Zbigniew Religa, dobrze znany kardiochirurg, został gwiazdą wśród gwiazd?
Pierwsze koncerty charytatywne „Serce za serce” elektryzowały całą Polskę. Odbywały się na przełomie listopada oraz grudnia i tego dnia należało być w Zabrzu. Zbigniewowi Relidze udało się sprowadzić największe sławy światowej opery.
- Łączcie mnie z Barbarą Piasecką-Johnson, ale sprawdźcie najpierw, która jest godzina w Jasnej Polanie - powiedział prof. Zbigniew Religa do swoich pracowników z Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu. Była wczesna wiosna 1992 roku.
Piasecka-Johnson należała do najbogatszych kobiet świata i mieszkała w posiadłości Princeton, którą nazwała Jasna Polana. Prof. Religa spytał ją, czy zna Luciana Pavarottiego, jednego z najwybitniejszych śpiewaków XX wieku, bo chciałby go zaprosić do Zabrza na koncert charytatywny, organizowany przez jego Fundację.
Milionerka odpowiedziała, że nie zna, ale jest zaprzyjaźniona z żoną Placido Domingo, Martą. Gotowa jest pomóc w nawiązaniu kontaktów z tym wybitnym tenorem.
Placido Domingo mógłby być?
- spytał profesor przez ramię Tomasza Belera, wówczas dyrektora Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu, gdzie zaplanowano ten koncert.
Beler przypomina, że wówczas zaniemówił z wrażenia. Zaproszenie Placido Domingo wydawało się wówczas niemożliwe. Artysta tej klasy ma kalendarz wypełniony na kolejne 3-4 lata. Tymczasem koncert z jego udziałem miał się odbyć w Zabrzu już 5 grudnia 1992 roku. Jakim cudem? Tego nie wiemy, kto bardziej oczarował artystę podczas bankietu w Wiedniu, wydanego z okazji 25-lecia pracy Placido Domingo w Operze Wiedeńskiej: prof. Religa czy Barbara Piasecka-Johnson. Bo właśnie wtedy doszło do ich wspólnego spotania i wówczas omówiono wzajemne oczekiwania.
Prof. Zbigniew Religa był człowiekiem niezwykle odważnym, ambitnym i nigdy nie dawał za wygraną. Bez tej jego odwagi 5 listopada 1985 roku w Zabrzu nie doszłoby do pierwszego w Polsce udanego przeszczepu serca. Był już wtedy gotowy do podjęcia ryzyka i tak zdeterminowany, że nikt nie mógł go powstrzymać przed operacjami dającym ludziom nowe życie.
W 1991 roku Religa założył w Zabrzu Fundację Rozwoju Kardiochirurgii, gdzie chciał realizować swoje marzenia o robocie kardiochirurgicznym, sztucznym sercu. Była jego ukochanym dzieckiem. Dziś Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii nosi imię profesora.
Koncerty „Serce za serce” postanowiono organizować od 1992 roku z myślą o honorowaniu osób, firm i instytucji, które najhojniej wspierają postęp prac naukowo-badawczych w tejże Fundacji. Dla dalszego rozwoju kardiochirurgii były potrzebne duże pieniądze. W ogóle działalność Fundacji prof. Religi była możliwa m. in. dzięki ofiarności darczyńców. Autorytet profesora i coraz większa liczba udanych przeszczepów serca sprawiły, że sponsorów naprawdę nie brakowało.
Cóż to była za sensacja
Odwagi i determinacji wymagało też sprowadzenie do Zabrza wielkiego artysty Placido Domingo. Zbigniew Religa był już znany nie tylko w Polsce. Po spotkaniu w Wiedniu wiedział o jego medycznych osiągnięciach także światowej sławy tenor. Cóż to była wówczas za sensacja, że artysta tej miary wystąpi na Śląsku! Nie w Warszawie, ale w Zabrzu.
Obsada jego koncertu była całkowicie gwiazdorska, począwszy od gwiazdy polskiej kardiochirurgii Zbigniewa Religi. Plakat i bilety zaprojektował mistrz Andrzej Pągowski. Statuetki wręczane sprzymierzeńcom Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii przygotował artysta Bronisław Chromy. Przedstawiają klepsydrę oprawioną w srebro, bo walka kardiochirurga to nieustanna walka z czasem. Konferansjerkę prowadziła Grażyna Torbicka.
Placido Domingo przyleciał z Wiednia rządowym samolotem JAK40. Pod Dom Muzyki i Tańca w Zabrzu podjechał białym lincolnem z Barbarą Piasecką-Johnson. Sala pękała w szwach. Wśród ludzi kultury, świat medycyny, a także publiczność, która kupiła bilety. Na zewnątrz telebim i tłum widzów, dla których zabrakło miejsc na widowni.
Placido Domingo śpiewał solo, a także w duecie z młodymi polskimi artystami. To był wspaniały gest wielkiego twórcy. Mistrz był w znakomitej formie. Wspaniale grała też Wielka Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia (obecnie NOSPR), którą dyrygował Andrzej Straszyński. Wieczór był niezapomniany. W pewnej chwili konferansjerka Grażyna Torbicka poprosiła na scenę młodych chłopców i łamiącym głosem powiedziała, że w nich biją nowe serca wszczepione przez prof. Religę. Na sali zapanowała grobowa cisza. Po chwili dopiero wybuchły oklaski i owacje.
Po koncercie Placido Domingo wrócił z garderoby na scenę, po której kręcili się już tylko pracownicy służby technicznej.
Ukląkł w miejscu, gdzie przed chwila śpiewał i zaczął się modlić. Widząc naszą konsternację wyjaśnił, żeby się nie dziwić, bo zawsze w ten sposób dziękuje Bogu za to, że przyszła publiczność, by go posłuchać
- przypomina Tomasz Beler, były dyrektor Domu Muzyki i Tańca.
W foyer był skromny koktajl. Pojawiły się kwiaty i tort. W tym dniu urodziny obchodziła żona Placido Domingo - Marta. Wszyscy zaśpiewali „Sto lat”. Spóźnione serdeczności okazano również Barbarze Piaseckiej-Johnson z powodu imienin - Barbórki.
Barbara Piasecka-Johnson była wśród pierwszych osób nagrodzonych Oscarem Serca. Na cele charytatywne w Polsce przeznaczyła 25 mln dolarów.
Następnego dnia Placido Domingo odwiedził klinikę prof. Religi. Jest wzruszające zdjęcie artysty pochylonego nad łóżeczkiem z chorym dzieckiem. Okazał się przy tym wszystkim szalenie wrazliwym i ujmującym człowiekiem. Nie było w jego zachowaniu żadnego gwiazdorstwa.
Profesor Religa wspominał potem, że do końca tego koncertu odczuwał zdenerwowanie i napięcie. Śniło mu się nawet, że w Domu Muzyki zawalił się sufit albo że w przeddzień koncertu Placido Domingo dostał anginy. Profesor miał jednak odwagę porywać się na rzeczy, o których inni tylko marzyli. Na początku lat 90. zorganizowanie takich imprez było nie lada wyczynem.
To była niepotrzebna kłótnia
Kłopoty pojawiły się przed drugim koncertem „Serce za serce”, w 1993 roku, na który zaproszono José Carrerasa i Monserrat Caballé.
Melomanom byli dobrze znani. Trzy lata wcześniej, na zakończenie mistrzostw świata w piłce nożnej, w rzymskich Termach Karakalli odbył się słynny koncert Trzech Tenorów: Luciano Pavarottiego, Placida Domingo i - najmłodszego z nich - José Carrerasa. Do opery przekonali wówczas niezliczone rzesze melomanów. Carrerasa podziwiano nie tylko na scenach muzycznych, ale także za to, jak triumfalnie powrócił na nie po strasznej chorobie, ostrej białaczce. Odtąd mocno angażował się w programy leczenia raka. Z kolei hiszpańska śpiewaczka Caballé znana była wcześniej z niecodziennych nagrań z Freddie Mercurym, wokalistą zespołu Queen. Pomagała młodym śpiewakom w ich drodze do sławy, m. in. wypromowała José Carrerasa, który przez wiele lat był jej partnerem scenicznym.
W Zabrzu artyści mieli wystąpić z towarzyszeniem Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod dyrekcją Antoniego Wita. José Carreras wchodził do Domu Muzyki nucąc jakąś melodię, był w dobrym nastroju, ale na scenie było już bardzo gorąco. Doszło do nieporozumienia, kto ma poprowadzić orkiestrę. Carreras przyjechał z własnym dyrygentem i nie zgodził się, by Wit dyrygował w czasie jego występu. Doszło do ostrej i nieprzyjemnej rozmowy między Carrerasem a Witem, po której orkiestra spakowała instrumenty i wyjechała razem ze swym szefem. Carreras oraz Caballé wystapili przy akompaniamencie pianisty. Miało być wydarzenie kulturalne, ale z powodów ambicjonalnych tak się nie stało. To nie był dobry koncert, a szkoda.
To pan, profesorze, robi wielkie rzeczy
Po tych zgrzytach prof. Zbigniew Religa zarzekał się, że na uroczystość wręczenia Oscarów Serca już nie zaprosi śpiewaków. Na szczęście, emocje opadły. Poza tym atmosfera wokół wydarzeń artystycznych firmowanych przez profesora była tak ekscytująca, a oczekiwania coraz większe, że nie sposób było zrobić kroku wstecz. W 1994 roku kolejne rozdanie honorowych wyróżnień Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii uświetnił występ operowej gwiazdy, June Anderson ze Stanów Zjednoczonych.
Przyjechała sama, specjalnie wcześniej, by odbyć próby z nieznaną sobie orkiestrą Filharmonii Śląskiej, którą tym razem poproszono do współpracy. Mimo to podczas gali nie wszystko wyszło, jak tego oczekiwała, momentami widać było jej zdenerwowanie, niemniej był to udany wieczór. Artystka pokazała swoją światową klasę. Była nieco zmieszana honorami, z jakimi przyjmowano ją w Zabrzu; specjalny wojskowy samolot, policyjny patrol. Przed przyjazdem zastrzegła, że nie może być w jej pobliżu dymu tytoniowego.
Prof. Religa, jak wiadomo, był niepoprawnym palaczem i szczerze przyznawał się do swoich słabości. Koledzy lekarze nie mogli mu darować, że daje pacjentom fatalny przykład. Nałóg rzucił dopiero wtedy, gdy dowiedział się o raku i potem przestrzegał innych przed skutkami palenia. Profesor, podczas powitalnego obiadu June Anderson, co chwilę przepraszał, że musi zatelefonować i wychodził. Za jego przykładem wychodzili inni współbiesiadnicy, nałogowcy.
- Co panowie są tacy zapracowani - zastanawiała się artystka.
Wtedy profesor wskazał na paczkę papierosów.
- To są te telefony - wyjaśnił.
W 1995 roku na zaproszenie prof. Religi przyjechał do Zabrza jeden z najwspanialszych twórców muzyki filmowej, paryżanin Michel Legrand, autor między innymi przeboju „Kocham Paryż”.
Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę po raz pierwszy wystąpić w Polsce i to na koncercie dla tak wspaniałej Fundacji
- rozpoczął swój występ ciepłym powitaniem.
Towarzyszyła mu tym razem Polska Orkiestra Radiowa z Warszawy. Bajkowa sceneria składała się wyłącznie z parasolek. Przypomniał melodie z trzech filmów, za które dostał Oscary: „Parasolki z Cherbourga” , „Lato roku 1942” i „Yentl”. Śpiewał dyrygował i grał na fortepianie.
Należy wspomnieć także o koncercie Irlandczyka Chrisa de Burgha, który zaprezentował piosenki ze swojej płyty „Piekne marzenia”. Przed koncertem, w towarzystwie prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej, zwiedził pracownię biologicznej zastawki serca oraz pomieszczenia Fundacji prof. Religi.
Z doświadczenia wiem, jak trudno dziś znaleźć tych, którzy chcą otwierać serca i portfele. Tymczasem problemy Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii spotykają się z odzewem, a publiczność w Zabrzu podziwia wykonawców światowej sławy. Mogła tego dokonać tylko osoba o wielkim sercu - profesor Religa
- mówiła Jolanta Kwaśniewska.
W następnych latach gwiazdami koncertów „Serce za serce” byli m. in. Oesterreichische Strauss Virtuosen z Wiednia, Cygańska Orkiestra Symfoniczna z Budapesztu, argentyński gitarzysta Eduardo Falú i Juan José Falú, Michał Bajor, Małgorzata Walewska, Marek Torzewski, pianista Marek Tomaszewski, Golec uOrkiestra, artyści zespołu Śląsk.
Zbigniew Religa (1938-2009) Kardiochirurg, naukowiec i polityk. Ślązak z wyboru. Wierny kibic Górnika Zabrze. Absolwent medycyny w Warszawie. W 1966 roku, po ukończeniu stażu podyplomowego i odbyciu służby wojskowej, rozpoczął pracę w Szpitalu Wolskim w Warszawie. Tam też uzyskał pierwszy i drugi stopień specjalizacji lekarskiej z chirurgii, a w 1973 roku obronił doktorat. W latach siedemdziesiątych dwukrotnie wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych na staże z chirurgii naczyniowej i kardiochirurgii. Po powrocie pracował w Instytucie Kardiologii w Warszawie, a w 1984 roku objął kierownictwo Katedry i Kliniki Kardiochirurgii w Zabrzu. 5 listopada 1985 roku dokonał pierwszego w Polsce przeszczepu serca właśnie w Zabrzu, w Wojewódzkim Ośrodku Kardiologii (obecnie Śląskie Centrum Chorób Serca). Przeszczep był udany, ale 62-letni pacjent zmarł dwa miesiące później. Dla dalszego rozwoju kardiochirurgii były potrzebne duże pieniądze. Dlatego założył Fundację Rozwoju Kardiochirurgii. Sam, na własną rękę, zabiegał o fundusze na dalsze badania. W tym roku Fundacja, która po śmierci profesora przyjęła jego imię, obchodzi swoje 25-lecie. Był senatorem RP w latach 1993-1997 i 2001-2005 oraz posłem od 2007 do 2009 roku. Na scenie politycznej pozostał bodaj rekordzistą, jeśli chodzi o zmianę partyjnych barw. Gdy w 2005 roku zrezygnował z wyścigu do Pałacu Prezydenckiego, oddał głosy Donaldowi Tuskowi, by kilka miesięcy później zostać ministrem zdrowia w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Świat polityki wciągnął go bez reszty. Nie lubił wielkich słów. Nie aspirował do roli wszechwiedzącego autorytetu. |