Jak wspomina to ma ciarki. Zmęczony jest zadowolony
- Na pewno 2015 rok był fajny i na długo zapadnie w mojej pamięci. Teraz mamy nowe rozdanie. Trzeba nadal pracować - przyznał Bartosz Zmarzlik.
Spotykamy się na Gali Sportu Lubuskiego. Odebrałeś statuetkę za drugie miejsce w gronie naszych najlepszych sportowców. Co stanowi dla ciebie to wyróżnienie?
To bez wątpienia bardzo fajna nagroda. Karolina Naja (zwyciężczyni dop. red.) osiągnęła olbrzymi sukces. Dla mnie ta druga lokata jest sporym zaskoczeniem i wielkim zaszczytem. Miło jest znaleźć się w gronie tak świetnych sportowców. Jestem zadowolony.
Chcę pokazać się na torze z jak najlepszej strony. Dam z siebie wszystko.
A sama gala, bal. Jakie robi na tobie wrażenie?
Najbardziej zwróciłem uwagę na same miejsce imprezy, czyli Palmiarnię. Nigdy wcześniej tutaj nie byłem i bardzo mi się podoba. To ładny obiekt. Jak tylko dotrę do domu to o wszystkim opowiem mamie (śmiech). Nie planowałem długo zostawać. Coś zjemy, porozmawiamy i uciekamy z moją partnerką do rodziny.
Jaki dla ciebie był 2015 rok?
Myślę, że dobry. Zdobyłem to, co chciałem. Tytuł mistrza Polski, świata, znalazłem się w kadrze. Wszystko ułożyło się dobrze, chociaż musze przyznać, że o pewnych sukcesach, takich jak awans do Grand Prix nawet nie myślałem. To wzięło się tak z dnia na dzień. Na pewno był to fajny rok i na długo zapadnie w mojej pamięci. Teraz mamy nowe rozdanie. Przed nami 2016 i trzeba nadal pracować.
Cofnijmy się jeszcze o kilka miesięcy. Co smakowało lepiej: wspomniany awans do Grand Prix czy jednak zdobycie mistrzostwa świata juniorów?
Szczerze mówiąc, nie raz sam siebie o to pytałem. Ja wiem? Na pewno jedno i drugie ma ten swój smaczek. Zostając najlepszym juniorem globu mogę powiedzieć, że czuje się spełniony, jeżeli chodzi o występy w gronie młodzieżowców. Mam tutaj jeszcze jeden rok startów, ale ze względu na stały udział w Grand Prix nie pojadę we wszystkich zawodach juniorskich. Po prostu nie będzie na to czasu. Co do awansu... Mega dzień! Ogólnie to był świetny miesiąc, bo oba turnieje odbyły się na przestrzeni kilkudziesięciu dni. Jak je wspominam, to aż przechodzą mnie ciarki. Chciałbym poczuć jeszcze raz dokładnie to, co wówczas przeżywałem.
Jeżeli chodzi o występy drużynowe to nie był udany rok dla Stali Gorzów. Tak już z perspektywy czasu, jak uważasz, co poszło nie tak?
Szczerze mówiąc, nie lubię sam oceniać. Stanowiliśmy drużynę i wszyscy zawaliliśmy. Myślę, że to trener bardziej powinien dokonać analizy. Uważam, że należy o tym zwyczajnie zapomnieć. Mamy nowy rok, nowy sezon i trzeba być zgraną ekipą już od pierwszego pojedynku, inauguracyjnego wyścigu. Na pewno będziemy walczyć.
Zostając najlepszym juniorem globu czuje się spełniony, jeżeli chodzi o występy w gronie młodzieżowców.
W twoim zespole doszło do zmiany kadrowych...
To prawda, jednak ja jestem zawodnikiem i moje zdanie polega na jeździe, a od analiz jest na przykład osoba prowadząca drużynę. Chcę się zająć sobą i prezentować się skutecznie na torze. Powiem tak: każde roszady mają swoje plusy i minusy. Później zobaczymy czego będzie więcej.
Jak wyglądają przygotowania?
Mamy zajęcia z chłopakami z klubu praktycznie codziennie, od poniedziałku do soboty. Oprócz tego ja jeszcze ćwiczę indywidualnie. Tych zajęć jest jeszcze więcej, niż w poprzednim roku. Z resztą ja je bardzo lubię. Ostatnio zauważyłem, że jak nie jestem zmęczony, to nie jestem zadowolony. Po treningu lubię wskoczyć do łóżka i zasnąć. Jak się spocę to jestem szczęśliwy (śmiech).
Jakie cele, założenia stawiasz sobie na ten rok?
Nigdy o tym zbyt głośno nie mówię. Chcę pokazać się na torze z jak najlepszej strony. Dam z siebie wszystko.
Samo Grand Prix, w którym teraz przyjdzie tobie dodatkowo startować będzie stanowić spore wyzwanie organizacyjne?
To się okaże. Będę mógł to powiedzieć po sezonie. Ja dopiero wkraczam do tego cyklu. Wraz z rodzicami i wszelkimi osobami z mojego otoczenia spróbujemy sprostać temu zadaniu.