Jak szwedzki pięciolatek zaczął od zapałek i... stworzył imperium
Był wizjonerem, skąpcem, a zarazem sympatykiem nazizmu. Stworzył jedną z najsilniej rozpoznawanych marek na świecie. Mowa o Ingvarze Kampradzie ze szwedzkiej Smalandii, jednej z bardziej kontrowersyjnych postaci świata biznesu.
Cztery litery, które zna niemal każdy. Nie byłoby ich bez tego, który kryje się pod literami „I” oraz „K”. Ingvar Kamprad z farmy Elmtaryd w Agunnaryd w południowej Szwecji. Twórca marki IKEA zmarł 27 stycznia tego roku w wieku 91 lat. I choć kilkanaście lat przed śmiercią przestał być jej prezesem, to bez jego wizji nie powstałaby jedna z najpopularniejszych marek świata. Tych zasług nie odbiorą mu nawet wyjątkowo ciemne karty z jego życia, gdy przyłączył się do ruchu szwedzkich nazistów i wspierał ich nawet po zakończeniu wojny.
Almhult - niewielkie miasteczko w pobliżu rodzinnej farmy Kamprada. To tam wszystko się zaczęło. Można je spokojnie przechrzcić na „Ikea City”. Tu mieści się pierwszy sklep sieci, otwarty w 1958 roku. Ale to nie koniec. Działają tu także laboratorium Ikei, można w nim między innymi oglądać fotel, który jest odchylany za pomocą dźwigni, i wiele innych mebli poddawanych licznym testom, np. dźganiu i uciskaniu.
Miasteczko to też siedziba centrali firmy i banku, który należy do Ikei. Można się tu wybrać do muzeum sieci, które mieści się przy ulicy IKEAgatan 5. Logo widać nawet z miejscowej nekropolii, na której najbardziej okazałe pomniki są zwrócone... w stronę sklepu. A gdyby komuś było jeszcze mało, to po całym dniu odwiedzania sklepu i innych firmowych przybytków, może się jeszcze przespać w hotelu, który do niej należy. Ikea City. Ikea to zresztą główny pracodawca w mieście i najbliższej okolicy. Firma zatrudnia większość mieszkańców, kilkanaście lat temu było to nawet 80 procent pracujących dorosłych.
Nie sądź, że jesteś kimś wyjątkowym
O Kampradzie krążyły legendy, a wiele powstało na bazie jego skąpstwa. Choć był jednym z najbogatszych ludzi nie tylko w Szwecji, ale i na świecie, to jeździł starym samochodem, ubierał się w sieciówkach i niczym się nie wyróżniał. Był typowym wyznawcą prawa Jante znanego z książki „Uciekinier w labiryncie”, którą napisał Axel Sandemose. To zbiór nieformalnych zasad obowiązujących w sąsiedniej Norwegii, z których pierwsza brzmi: nie sądź, że jesteś kimś wyjątkowym, a kolejne przekonują, że nie jest się mądrzejszym, lepszym od innych, a także czymś więcej niż inni. Taka norweska urawniłowka.
I do tej urawniłowki Kamprad przekonywał także rodzinę. Nie pozwalał synom rozbijać się drogimi samochodami ani luksusowo mieszkać. Twierdził, że na luksus ich nie stać, choć stać ich było na naprawdę dużo.
A jednak w pewien sposób był wyjątkowy. Nie każdy pięciolatek bowiem zarabia pierwsze pieniądze, trudniąc się obwoźną sprzedażą zapałek, tak jak nie każdy siedemnastolatek zakłada przedsiębiorstwo handlowe. I choć to drugie nie byłoby możliwe bez finansowej pomocy rodziny, to i tak jego biznesowe początki zasługują na uwagę. Po zapałkach przyszła kolej na wieczne pióra, segregatory i paski do zegarków. Branża meblowa była dopiero kolejnym krokiem, ale jej pozostał wierny do końca.
Płaska paczka i polskie meble
Miał nie tylko smykałkę do biznesu, był także wizjonerem. Świat zawdzięcza mu ideę płaskiej paczki. Kamprad był ponoć przeciwnikiem wożenia powietrza i tak wymyślił sprzedaż mebli do samodzielnego montażu, za to do odbioru w płaskich paczkach. Takich, które są znane do dziś i... które wpakowały go w kłopoty.
Nie zawsze był doceniany i lubiany, nawet w Szwecji. Dość szybko narobił sobie wrogów w ojczyźnie wśród firm działających w branży meblarskiej. Jak przypomina Joanna Solska w „Newsweeku”, na początku lat 70. ubiegłego wieku organizacja, która zrzesza szwedzkich sprzedawców i producentów mebli, wypowiedziała mu handlową wojnę. Konkurentom z branży podpadł m.in. płaskimi paczkami. Ultimatum było krótkie: kto podpisze kontrakt z Ikeą, ten nie dostanie zamówień od innych firm. Groźba poskutkowała, a wówczas Kamprad zwrócił uwagę na Polskę i tu zaczął zamawiać meble. Współpraca trwa do dziś, a ponoć dzięki niej twórca Ikei zbytnio rozsmakował się w wódce i musiał potem zmagać się z chorobą alkoholową.
Już po zmianie ustroju w Polsce powstaje Grupa Swedwood, która po latach zostanie przekształcona w Ikea Industry Poland. W jej ramach działa m.in. fabryka w Konstantynowie Łódzkim, w której produkowane są krzesła. W 2015 roku jej przedstawiciele pochwalili się wyprodukowaniem dwumilionowego krzesła, które zjechało z fabrycznej taśmy 28 maja 2015 roku o godzinie 11.28. Wyprodukowanie dwóch milionów krzeseł trwało 2,5 roku. W ciągu doby firma może wyprodukować 8,5 tysiąca krzeseł lub 6,5 tysiąca stołów. Ikea Industry Poland to ponad 10 tysięcy pracowników, w tym ok. 600 w Konstantynowie.
Dziś Ikea to globalny potentat. Na całym świecie posiada 355 sklepów, które w ciągu roku zostały odwiedzone przez 817 milionów klientów. Strona internetowa sieci rocznie odnotowuje 2,1 mld odwiedzin. To nie koniec. W ciągu roku Ikea sprzedała towary za 34,1 mld euro, a sieć na całym świecie zatrudnia 149 tysięcy osób.
Polskie dane też robią wrażenie: w ciągu roku w Polsce kupiono meble i akcesoria w tej sieci za 3,64 mld zł. Tyle wydało prawie 28 milionów polskich klientów. Polacy aż 91 milionów razy odwiedzili stronę ikea.pl. W tym roku związki Ikei z woj. łódzkim jeszcze się zacieśniły. Otwarte zostało bowiem centrum dystrybucyjne w Jarostach koło Piotrkowa. Stąd realizowane są zamówienia internetowe, a meble i inne akcesoria wysyłane do klientów. Plan jest następujący: 100 tysięcy zamówień w pierwszym roku od otwarcia centrum.
Nie dowiemy się już, czy wymyślając płaską paczkę, zakładając pierwszy sklep i rozwijając sieć, był świadomy, że po dziesięcioleciach badany będzie tzw. efekt IKEA. Pewnie nie był, ale takie pojęcie rzeczywiście funkcjonuje. Efekt ten został opisany przez trzech naukowców: Michaela Nortona, który reprezentuje Harvard Business School, Daniela Mochona (Yale) oraz Dana Ariely’ego (Duke University). Przeprowadzili oni badania, z których wynika, że bardziej cenimy to, do czego powstania się przyczyniliśmy. A przy meblach z Ikei mamy czym się wykazać: musimy je bowiem sami złożyć. Im więcej wysiłku nas coś kosztuje, tym bardziej to cenimy.
Ciemna strona Kamprada
To, co Kamprad chciał ukryć, przez lata w Szwecji było tajemnicą poliszynela. Mówiono o tym, z czasem coraz głośniej, ale oficjalnym stało się m.in. dzięki Elisabeth Asbrink i jej książce „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa”. W 2010 roku autorka spotkała się z Kampradem i jego asystentem i zapytała go o jego działalność w ruchu nazistowskim. „INGVAR: Tak, ukazał się mój list z przeprosinami w naszej wewnętrznej gazetce. Napisałem tam, że to moja wina, straszna historia. Że gorzko żałuję swoich dawnych poglądów. Nie pamiętam dokładnie sformułowania, ale prosiłem o wybaczenie. W odpowiedzi dostałem list ze słowami: „Chętnie Panu wybaczymy, panie Ingvarze” oraz „Jest Pan dla nas wszystkim”. Podpisane przez setki pracowników. Napisałem również do przyjaciół i wysłałem im kopię listu... Wszystko się wtedy odbywało w piekielnych nerwach. Rozumie pani, dzwoniłem chyba do dwudziestu pięciu osób i do setki różnych innych, których znałem, poza tym załączyłem list do pracowników wraz z odpowiedzią od nich”.
Tak spotkanie zrelacjonuje Elisabeth Asbrink. Opowie także o Fanny Kamprad, babce Ingvara, która sympatyzowała z nazizmem i o zauroczeniu Ingvara osobą Pera Engdahla, który był twórcą Narodowego Ruchu Szwedzkiego. Pisarka określa Engdahla mianem przywódcy faszystów. Kamprad w czasie wojny był m.in. jego asystentem. W wieku 18 lat twórca Ikei należał do dwóch organizacji nazistowskich, a z Perem Engdahlem nie zerwał kontaktów nawet po wojnie. Powierzono mu wówczas zadanie werbowania nowych członków. W 1947 roku - jak pisze Asbrink - Kamprad i Engdahl są bliskimi przyjaciółmi, a listy do siebie zaczynają zwrotem „drogi bracie”. Trzy lata później przywódca faszystów będzie gościem na ślubie Ingvara. Po latach twórca Ikei będzie to wszystko bagatelizował, mówiąc o „błędach młodości”...