Tragiczna historia psa, który dogorywał na terenie posesji w Wiśniowej, znalazła szczęśliwe zakończenie.
Kiedy inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zobaczyli Szoguna, byli przekonani, że nie uda się go uratować. A jedyne co można dla niego zrobić, to wezwać lekarza weterynarii, który skróci cierpienie zwierzęcia.
- To był straszny widok, pies miał gnijącą, krwawiącą ranę w łapie - tak głęboką, że widać było ścięgna i kości. Jego sierść była posklejana odchodami, krwią, ziemią, nie miał siły ruszyć się - mówi Beata Porębska z KTOZ.
Szogun nie podniósł się nawet na widok obcych, którzy chodzili wokół kojca, rozmawiali, robili zdjęcia.
Jego właściciel wytłumaczyć tego, w jakich okolicznościach doszło do zranienia łapy, nie potrafił. Konające zwierzę było trzymane w kojcu na łańcuchu.
Inspektorzy wezwali przedstawicieli Urzędu Gminy w Wiśniowej, policję z komisariatu Dobczycach i lekarza weterynarii współpracującego z gminą. Pies został przewieziony do lecznicy w Wieliczce. O sprawie owczarka niemieckiego z Wiśniowej pisałam miesiąc temu.
KTOZ zabrało jeszcze trzy suki wegetujące w fatalnych warunkach. Wszystkie psy były karmione wyłącznie chlebem. Pilnowały domu i firmy. Suki trafiły do Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie.
Zanim lekarze przystąpili do operacji łapy Szoguna,przez kilka godzin wycinali i golili sierść posklejaną ekskrementami i błotem. Gnijąca rana nie była jedynym problemem.
Pies był bardzo wyniszczony, miał około dziesięciu kilogramów niedowagi i poważny zanik mięśni w tylnych łapach. Lekarze mieli wątpliwości, czy przeżyje operację, ale tylko ona mogła go ocalić. Ze względu na stan rozkładu tkanek nie udało się uratować łapy, poza tym jej amputacja zmniejszała ryzyko zakażenia całego organizmu.
Dwa domy
Pacjent przeżył operację. Po emisji programu „Kundel bury i kocury” emitowanego na antenie TVP Kraków zgłosili się ludzie gotowi przygarnąć trójłapka.
Na Szoguna czekały dwa domy: pod Krakowem i w Bielsku-Białej, ale zwierzak w lecznicy jeszcze miesiąc walczył o życie. Przeszedł kolejne dwa zabiegi i miał dwie transfuzje krwi, kilka razy było z nim kiepsko.
Nie zrażało to ludzi, którzy postanowili dać mu dom. Natasza z Bielska-Białej przyjechała do Wieliczki, żeby poznać Szoguna, a mieszkająca niedaleko Krakowa Kinga odwiedzała psa systematycznie. Przywiozła nawet swoją suczkę, z którą miał zamieszkać pod jednym dachem. Spotkanie na neutralnym gruncie było sprawdzianem, czy zwierzaki będą w stanie „dogadać się”.
Żadna z kobiet nie wiedziała, czy Szogun przeżyje i który dom wybierze Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Po prostu chciały dać mu szansę na dobre psie życie, choć było wiadomo, że w tym wypadku nie wystarczy dobre serce - opiekun będzie musiał poświęcić wiele godzin na rehabilitację, zanim zwierzak jako tako zacznie radzić sobie na trzech łapach.
Wybór był trudny. W bielskim mieszkaniu jest trochę schodów do pokonania i nie ma windy, Szoguna trzeba byłoby wynosić na spacer, który mimo niedowagi jednak waży trzydzieści kilogramów.
Nowe życie
Wreszcie zapadła decyzja, że pies jedzie do domu pod Krakowem. Byłam u niego na drugi dzień. Mieszka w połączonym z domem ogrzewanym garażu, w którym są okna. Ma wygodny, nowy materac. Pani domu gotuje dla niego jedzenie.
Na razie pies nie jest zainteresowany długimi spacerami, po załatwieniu potrzeb wraca na legowisko. Jeszcze jest słaby, a tylna łapa z powodu zaniku mięśni z trudem utrzymuje ciężar ciała, a poza tym zwierzaka po prostu ciągnie do domu. Tak jakby jeszcze bał się, że w każdej chwili może go stracić.
Kiedy Szogun w lecznicy walczył o życie, kilkuletnia córka Kingi napisała do niego list. Życzyła mu dużo zdrowia.
Dziecięce życzenia spełniły się, Oliwka nie odstępuje psa, a ten bardzo delikatnie i ufnie odnosi się do dziewczynki.
Właściwie już nie jest Szogunem. - Postanowiliśmy odciąć złą przeszłość - mówi pan domu - daliśmy mu imię Miś.
Słuszna decyzja. Trójłapek już nie walczy o przetrwanie, jest bezpieczny, nie musi być wojownikiem. Zresztą jest misiowaty, ma kudłaty łeb, łagodne usposobienie, lubi głaskanie. Sierść powoli mu odrasta; jeszcze będzie pięknym owczarkiem długowłosym. Powoli zaprzyjaźnia się z suczką Tolą, która jako dobrze wychowana pannica toleruje przybysza. Nowa opiekunka dwa razy w tygodniu jeździ z Misiem na rehabilitację, psiak wzmacnia mięśnie na bieżni wodnej. Kobieta pracuje z nim również w domu.
- Kupimy jeszcze jeden duży materac - mówi Kinga. Leczenie psa i rehabilitację finansuje Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, a tak naprawdę to ludzie dobrej woli, również Czytelnicy „Gazety Krakowskiej”, którzy po publikacji pierwszego artykułu odpowiedzieli na apel i ofiarowali datki. Przed trójłapkiem jeszcze długa rehabilitacja, wszystkim, którzy mu kibicują i chcą dalej wspierać, przypominamy numer konta, na który można przekazywać pieniądze:
Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami 83 2030 0045 1110 0000 0390 3540 - z dopiskiem „Szogun-Miś”, ul. Floriańska 53, 31-019 Kraków
Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami złożyło doniesienie o znęcaniu się nad psami odebranymi z posesji w Wiśniowej. Komisariat policji w Dobczycach prowadzi postępowanie pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Myślenicach.
Jeśli w związku z zagrożeniem życia i zdrowia zwierzę jest odbierane czasowo w trybie administracyjnym, to opiekę nad nim przyjmuje gmina. Pies trafia do schroniska i pozostaje tam do rozstrzygnięcia sprawy w sądzie, a to może trwać i dwa lata. W ten sposób zwierzę skrzywdzone przez człowieka jest jeszcze dodatkowo karane. O ewentualnym przepadku czworonoga decyduje sąd i dopiero wtedy można go przekazać nowemu opiekunowi. Kosztami leczenia i pobytu zwierzęcia w schronisku gmina obciąża właściciela.
Czasem udaje się znaleźć rodzinę zastępczą, która musi zadeklarować, że w przypadku wyroku uniewinniającego zwróci psa właścicielowi. Miś mógł od razu po wyleczeniu trafić do nowego domu, bo jego poprzedni właściciel zrzekł się odebranych psów. Takie rozwiązanie daje zwierzakom szansę na szybką poprawę losu. Czasem w negocjacjach z ludźmi, którzy krzywdzą zwierzęta, wygrywa argument finansowy. Właściciel woli zrzec się psa czy kota, niż opłacać jego pobyt w azylu. Może to mało wychowawcze, ale korzystne dla odebranego zwierzaka...