Jak sprostować, żeby nie nikt nie wiedział
Sąd kazał sprostować nieprawdziwe informacje. Zrobiono to, ale tak, że treść nie jest widoczna.
- Te sprostowania świadczą tylko o braku pokory i skruchy oraz arogancji wobec wymiaru sprawiedliwości i mieszkańców - mówi Dariusz Jaworski, burmistrz Witnicy.
Sprawa dotyczy ulotek, które trafiły do mieszkańców tuż przed referendum z 12 czerwca, kiedy próbowano odwołać burmistrza. Ich autorem był Zdzisław Mikisz, miejski radny i przedstawiciel stowarzyszenia Witnica 2000. Zawierały one informacje, że władze gminy działają na jej szkodę, przez co straciła ona 15 mln zł. Z treści ulotki wynika, że nie powstało 3 km dróg, nie odnowiono 15 elewacji, nie powstały też warsztaty dla 100 uczniów. To miało oznaczać stratę w portfelu każdego mieszkańca w wysokości około 1.150 zł. - Jest to nieprawda. Przed referendum próbowano mnie oczernić - mówi burmistrz Jaworski.
W tym samym czasie witniczanie otrzymali jeszcze inne ulotki. Przygotowała je Agnieszka Chudziak, która jeszcze półtora roku temu pracowała w urzędzie na stanowisku skarbnika. Zawierały one informacje, że koszty administracji w urzędzie za czasów Jaworskiego wzrosły o 400 tys. zł. - „Formalnie” to jest prawda. Poprzednia skarbniczka koszty ukrywała w innych paragrafach. Natomiast obecna skarbnik musiała koszty wyciągnąć i wprowadzić tam, gdzie ich miejsce. Faktycznie jednak administracja nie zdrożała, a nawet kosztuje o 37 tys. zł mniej - wyjaśnia burmistrz.
3400 ulotek z nieczytelną treścią sprostowania trafi do mieszkańców Witnicy
Sprawa trafiła przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Ten 6 czerwca uznał, że były to pomówienia i postanowił, że należy informacje sprostować. Sąd określił, że sprostowanie miało być sporządzone czcionką Times N.R. o rozmiarze minimum 16 punktów, a tytuł miał mieć wielkość minimum 40 punktów. Miało ono zostać zamieszczone na stronie internetowej witnica.pl, a za pośrednictwem poczty tradycyjnej do rąk mieszkańców miały trafić ulotki z wyjaśnieniem, że doniesienia o burmistrzu były nieprawdziwe.
Sprostowania trafiły już do urzędu miejskiego w formie elektronicznej i są też rozsyłane w wersji drukowanej. Ale ich treść jest kompletnie nieczytelna, bo... do druku użyto żółtego tuszu. - W żądaniu burmistrza wobec pana Mikisza kolor czcionki nie został określony. Określono tylko, jaka ma być jej wielkość i styl. Biorąc pod uwagę ten fakt, całe sprostowanie jest zgodne z postanowieniem sądowym - komentuje dla „GL” mecenas Maciej Winiarski, pełnomocnik Zdzisława Mikisza. Jego sprostowanie pokazujemy wyżej. Sprostowanie Agnieszki Chudziak jest jeszcze gorszej jakości - nie pokazujemy go, bo widać na nim tylko białą plamę. Była pani skarbnik nie chciała tego komentować.
- Oczywistym jest, że sprostowania i przeprosiny dokonuje się w miejscach oraz w tej samej formie, w jakiej nastąpiło kłamstwo - podkreśla burmistrz.