Jak smartfony robią z naszych mózgów sieczkę
Lista psychologicznych skutków ubocznych stałego używania smartfonów ciągle się wydłuża. Nasze mózgi zdecydowanie nie są gotowe na bycie online przez cały czas.
Minęła właśnie 10. rocznica wprowadzenia na rynek pierwszego smartfona z Androidem. Apple swoje 10. urodziny iPhone’a świętowało już przed rokiem. Jeśli się uprzemy, możemy uznać, że pierwsze urządzenia, które można nazwać smartfonami, rozpowszechniły się jeszcze kilka lat przed iPhone’ami i telefonami z Androidem, np. Nokia N95 zadebiutowała na rok przed pierwszym iPhone, Sony Ericsson wypuszczał zaawansowane urządzenia z serii P jeszcze dwa lata wcześniej, a za pierwszego (choć bynajmniej nie upowszechnionego) smartfona w historii uważa się (choć trwają tu spory) prototyp firmy IBM o nazwie Simon z 1992 roku.
W każdym razie od momentu, w którym smartfony zaczęły trafiać pod strzechy, minęło maksymalnie kilkanaście lat. Dziś smartfona ma w kieszeni prawie każdy - prawie każdy też korzysta z jego możliwości i jednocześnie mierzy się ze specyficznymi skutkami ubocznymi, które niesie nam rozwój technologii.
Wiemy więc już dobrze, że smartfony stawiają naszym mózgom ciągłe wyzwania, którym często nie do końca da się sprostać. Niektórym - sprostać nie sposób. Wciąż za to nie wiemy tak do końca, jak smartfony wpływają na nasze więzi społeczne czy relacje z bliskim.
Ale to, że smarfony znacząco wpływają na sposób działania naszych umysłów, ba, nawet na ich intelektualną „zawartość”, to już wiemy na pewno. Pod ich wpływem stajemy się trochę innymi ludźmi - choć jeszcze nie do końca potrafimy tę inność nazwać i dookreślić. Ale jeśli ktoś nie wierzy, to na koniec sprawdzimy.
FOMO
Skrótowiec od „Fear of missing out”, czyli „lęku przed byciem pominiętym”. FOMO - niezależnie od stopnia i postaci - można już uznać za jedną z bardziej rozpowszechnionych chorób cywilizacyjnych współczesności, jeden ze skutków ubocznych rozwoju sieci komunikacyjnych i społecznościowych. Pod tym hasłem kryje się rodzaj uzależnienia od smartfona i innych urządzeń służących nam do komunikacji - o tyle specyficzny, że zmuszający nas do ciągłego „pilnowania”, cóż to się takiego w sieci (oraz oczywiście w naszym smartfonie) dzieje. Bo cóż by to było, gdybyśmy o tym nie wiedzieli, nieprawdaż?! Między innymi właśnie dlatego mamy tę specyficzną potrzebę nierozstawania się z urządzeniem ani przez moment, nawet w toalecie czy przy rodzinnym obiedzie. Dlatego zerkamy na ekran pod stołem na ważnym firmowym zebraniu. Dlatego obsesyjnie pilnujemy stopnia naładowania baterii i taszczymy ze sobą powerbanki. Naprawdę w każdej chwili spodziewamy się tego najważniejszego telefonu z propozycją życia? Naprawdę nieustannie oczekujemy maili o kluczowym i strategicznym znaczeniu? Tęsknimy za kimś i wyglądamy od niego wieści. Ależ skąd. Głównie to przeglądamy te wszystkie newslettery i oferty wpadające nam do skrzynki albo przewijamy zdjęcia kotów i obiadów na Fejsie. Ale jednak każde powiadomienie, każde mrugnięcie smartfonowej diody powoduje rodzaj ekscytacji, choć przecież niemal na pewno chodzi najwyżej o to, że gdzieś tam właśnie dostaliśmy lajka. Nie jest do końca jasne, jaką dokładnie część naszej dobowej uwagi i koncentracji może pochłaniać FOMO, tym bardziej nie jest też stuprocentowo jasne, jakie jest jego oddziaływanie na nasz poziom stresu - i wszystko, co się w tym wiąże. Ale nie miejmy złudzeń - w jednym i w drugim wypadku FOMO nie pozostawia naszych organizmów obojętnymi.
Fatalne zauroczenie
Wiele wskazuje na to, że smartfon może mieć na nas przemożny wpływ nawet wtedy, kiedy nie bierzemy go do ręki. Wystarczy sama jego obecność, byśmy już podświadomie czuli, że coś zupełnie innego niż to, czym się właśnie zajmujemy, oczekuje naszej uwagi, rychłego przeniesienia koncentracji i pilnej atencji. Co takiego? Otóż ten czarny, biały albo i złoty przedmiot, który leży tak niedaleko. I czeka, czeka, czeka. Jak to możliwe? Otóż w zeszłym roku badacze z Uniwersytetu w Austin poddali 800 studentów ochotników szczególnemu badaniu. W jego trakcie uczestnicy mieli rozwiązać serię dość skomplikowanych testów. Podzielono ich na trzy grupy. Pierwsza z nich musiała na czas ich rozwiązywania zostawić smartfony w osobnym pomieszczeniu. Druga miała położyć je na biurku - oczywiście wyciszone. Trzecia - włożyć do kieszeni, również wyciszone. Wyniki były uderzające. Najlepiej rozwiązali testy ci badani, którzy zostawili smartfony w innym pokoju - średnia wyników wyniosła 8,4 pkt na 10. Na drugim miejscu znaleźli się studenci z telefonami w kieszeni - średnia ich wyników to 8 pkt. Najgorzej poszło tym, którzy mieli smartfony na biurku, oni zarobili już prawie o punkt mniej od najlepszej grupy. Owszem, różnice mogą wydawać się na pierwszy rzut oka nieznaczne. Ale w rzeczywistości chodzi o prawie 10-procentowy spadek wyników. Gdy nam na czymś zależy - w pracy, w nauce, w życiu społecznym - to bardzo, bardzo dużo. Dodajmy, że spadkom wyników w rozwiązywaniu testów towarzyszył bardzo zbliżony spadek zdolności badanych do zapamiętywania.
Lista mikrouzależnień
Uzależnia nie tylko samo urządzenie - charakter nałogu może przybierać również korzystanie z jego pojedynczych funkcji czy aplikacji. Uzależnienia od gier, sieci społecznościowych, ba, nawet obsesyjnego sprawdzania pogody, czy „pilnowania” aplikacji burzowych to dziś nasza codzienność. Co do zasady, to jeszcze wcale nie jest jakiś szczególnie wielki problem - człowiek ma wrodzoną skłonność do popadania w uzależnienia od różnych bodźców warunkujących mu przyjemność, te smartfonowe nie różnią się pod tym względem wcale tak bardzo od innych. Problemem i to poważnym może być za to natężenie tych uzależnień. Im dłuższa, i im bardziej ograniczająca się do smartfona ich lista, tym gorzej.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień