Jak sąsiad może zamienić życie mieszkańców bloku w piekło
Jak dobrze mieć sąsiada? – śpiewały przed laty Alibabki. Jednak nie zawsze sąsiad się wiosną uśmiechnie, a jesienią zagada. Bywa, że zamienia życie innych lokatorów w prawdziwy koszmar
Mieszkańcy jednego z bloków w Aleksandrowie Łódzkim nie chcą już specjalnie wracać do sprawy sprzed kilkunastu tygodni. - Na razie mamy spokój, ale to co się wtedy działo było straszne - starszy mężczyzna zaczyna się denerwować na samo wspomnienie tamtych wydarzeń. - Boimy się, że może to wrócić. Teraz to nawet dzień dobry mówi, gdy spotykam go na klatce.
Chodzi o 40-letniego mieszkańca jednego z bloków w Aleksandrowie, który urządził piekło swoim sąsiadom. Od rana do wieczora puszczał głośną muzykę. Pani Danuta, mieszkanka sąsiedniego bloku, przyznaje że nie dało się tego słuchać.
- To nie była normalna muzyka - wyjaśnia kobieta. - Puszczał marsze żałobne, wycie wilków, a nawet jakieś syreny. Moja koleżanka mieszka w jego klatce. Opowiadała, że jak gotowała obiad to płakała. Nie mogła znieść tych wrzasków.
Pani Danuta kiedyś postanowiła, że znajdzie na sąsiada sposób. - Pomyślałam, że poczekam jak rozpocznie się cisza nocna i zadzwonię po policję - wspomina. - Ale on dwie minuty wcześniej wyłączył muzykę... W końcu policja i tak przyjechała, zabrali mu sprzęt i się uspokoiło.
Pod adresem sąsiada zaczęły też padać inne zarzuty. Mówiono, że strzelał z okna z wiatrówki, przez balkon wyrzucił rower. Uszkodził bramę, auto.
Pan Kazik mieszka tuż obok, dobrze zna hałaśliwego mężczyznę. Twierdzi, że trzeba mu współczuć, bo żyje z chorymi rodzicami. - Sąsiedzi przed świętami powinni z paczką do niego iść. Wiem, że żyje się im bardzo ciężko - zapewnia. - Mnie ta muzyka nie przeszkadzała. Ładna była, nawet rytmiczna. Widziałem jak kobitki szły do bloku i kołysały się w jej rytm. Ten problem zaczął się, gdy ktoś uszkodził starego poloneza. On się zemścił i wybił szybę w innym aucie. Konflikt się zaognił. I on zaczął puszczać tę muzykę.
Radosław Gwis, aspirant sztabowy z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi przez wiele lat pracował jako dzielnicowy i często spotykał się z sąsiedzkimi konfliktami. Dzielnicowy jest bowiem zazwyczaj tym, któremu takie sprawy są zgłaszane. Bywało, że sąsiad skarżył, że przeszkadza mu dziecko młodego małżeństwa, które bawiąc się klockami dotykało podłogi, grzechotało.
- Próbowałem załagodzić sytuacje, ale natrafiłem na mur - wspomina Radosław Gwis. - Sąsiad, który składał skargę nie miał zrozumienia dla dziecka i jego rodziców. Tłumaczyliśmy mu, że nie mieszka sam, tylko w domu wielorodzinnym. Na nic.
Sąsiadem pewnej starszej łodzianki był robotnik budowlany, który pracował przy budowie autostrady A1 koło Łodzi. By dotrzeć rano do pracy wstawał przed godziną 4.00. Starszej pani przeszkadzało, że mężczyzna spuszcza wodę, bierze prysznic.
- Nie można nikogo zmuszać, by nie mył się przed pracą, nie spuszczał wody - mówi aspirant sztabowy Radosław Gwis. - Takie skargi sąsiadów dotyczące normalnego życia są z góry skazane na niepowodzenie.
Na osiedlach zamieszkałych przez starszych ludzi, jak na przykład łódzkim Teofilowie czy Dąbrowie, pojawia się jeszcze jeden problem. Często mieszkania zajmowane dotąd przez babcię czy dziadka, spokojnych, wzorowych sąsiadów, po ich śmierci przejmują wnuczkowie. Wprowadzają się sami lub wynajmują je innym młodym ludziom. Nagle zaczynają się tam odbywać głośne imprezy, na klatkach schodowych widać porzucone butelki po wódce czy piwie. Ale jak zaznaczają policjanci, gdy takie imprezy mają miejsce przed ciszą nocną i nic nie można zrobić, gdy nie dochodzi do awantur. Jeśli odbywają się w nocy można zgłosić sprawę do dzielnicowego lub zadzwonić pod numer alarmowy policji. Policjanci przyjadą, upomną niesfornych sąsiadów. Jeśli sytuacja będzie się powtarzać mogą ich ukarać mandatem lub skierować wniosek o ukarania grzywną.
Inną grupę uciążliwych sąsiadów stanowią osoby chore psychicznie. Radosław Gwis pamięta, że gdy pracował jako dzielnicowy to skargi składała pewna 80-letnia pani. Skarżyła się, że ktoś z sąsiadów otwiera potajemnie drzwi jej mieszkania, a potem ją... gwałci.
Katarzyna mieszka w jednej z kamienic w centrum Łodzi i od dłuższego czasu ma problem z uciążliwy, sąsiadem, który najprawdopodobniej ma duże problemy psychiczne.
- Słyszeliśmy, że ma tzw. żółte papiery i tak naprawdę nikt nie może mu nic zrobić - żali się Katarzyna. - Poza tym jest wielki, silny i każdy się go boi, bo naprawdę może być niebezpieczny. Nie jest też stary, nie ma jeszcze 40 lat.
Ten uciążliwy sąsiad w nocy puszcza na muzykę, tak głośno drżą mury kamienic. Kiedyś była to muzyka techno, ostatnio przerzucił się na disco polo. Katarzyna i jej mąż Paweł śmieją się przez łzy, że przez to dobrze zapamiętali słowa wielu discopolowych przebojów.
- Taki koncert trwa do rana - opowiada Katarzyna. - Sąsiad wykrzykuje jeszcze w nocy przekleństwa, a głos ma donośny. Policja przyjeżdżała parę razy, upominała go. Ale zdążyli odjechać i muzyka znów grała. Kiedyś w naszej okolicy elektrownia wyłączyła prąd. Ten człowiek znów stanął na balkonie i zaczął, żeby włączyli mu prąd. Zauważyliśmy też, że muzykę puszcza zwykle wtedy, gdy następuje nagła zmiana pogody, szykuje się burza lub wieje silny wiatr.
Katarzyna nie ma szczęścia do sąsiadów, bo inny, blisko 60-letni mężczyzna, lubił rąbać drzewo w środku nocy. - Po takiej kolejnej nieprzespanej nocy mój mąż naklei na drzwiach jego komórki kartkę z informacją, że cisza nocna obowiązuje od godziny 22.00 do 6.00 - wspomina Katarzyna. - Pan zerwał kartkę, ale od tej pory drzewo zaczynał rąbać o godzinie 6.00 rano.
Elżbieta mieszka w jednym z bloków na łódzkiej Retkini. Do tego bloku wprowadziła się, gdy była dziewczynką, w 1976 roku. Sąsiadkę z parteru zna dobrze. Kiedyś była elegancko ubraną kobietą. Ale od dłuższego czasu dzieje się z nią coś złego. - Kiedyś mnie zaczepiła i zaczęła opowiadać, że w przebraniu, w peruce jechała do sądu, gdy odbywały się jakieś sprawy dotyczące spółdzielczości - opowiada Elżbieta. - Bez przerwy skarżyła się na sąsiadów. Przeszkadzało jej nawet to, że palą w swoim mieszkaniu papierosy...
Zaczęło się od niewinnego walenia szczotką w rury centralnego ogrzewania
Elżbieta mieszka nad tą sąsiadką i przyznaje, że czasem nie może wytrzymać.
- Przez tzw. szacht wędrują do mnie wszystkie zapachy z jej mieszkania - mówi. - Nie wiem czy gotuje mięso ze śmietnika, czy też kupuje jakieś zepsute odpady, bo zapach jest nie do wytrzymania. Najgorzej wytrzymać to zimą, bo latem i wiosną mam cały czas otwarte okna. Nie wiem co tam się dzieje u niej w mieszkaniu. Od lat nie widziałam, by miała choćby uchylone okno.
Niedawno sąsiadka z parteru zatrzymała ją na klatce schodowej. I zaczęła rozmowę od pretensji:- Całe dnie u pani jakaś dziewczynka skacze na skakance. Głowę mi rozsadza, nie mogę tego wytrzymać.
Elżbieta nie podjęła rozmowy, bo nie ma dzieci, a ze względu na pracę w domu jest gościem.
Radosław Gwis mówi, że mieszkając w wielorodzinnym domu mamy prawo prowadzić normalne życie.
- Nikomu nie można zabronić chodzić po mieszkaniu, gotować, prać, słuchać muzyki - dodaje. - Oczywiście z zachowaniem obowiązujących reguł, przestrzegając ciszy nocnej. Niestety niektórzy z mieszkańców takich domów widzą tylko czubek swego nosa i wszystko im przeszkadza. Wtedy takie konflikty sąsiedzkie mogą trwać latami, jak to było w przypadku Kargula i Pawlaka.
Wiesław Cyzowski, od 1984 jest prezesem spółdzielni mieszkaniowej, a od ponad 20 lat stoi na czele Spółdzielni Mieszkaniowej im. Władysława Jagiełły w Łodzi. O sporach sąsiedzki wie wiele.
Przyznaje, że mieszkanie w bloku zbudowanym z tzw. wielkiej płyty ma swoją specyfikę. - Ściany nie mają izolacji cieplnej, akustycznej - wyjaśnia prezes Wiesław Cyzowski. - Zapachy przenikają przez tzw. szachty. A wielu ludzi nie jest niestety tolerancyjnych. Niektórym przeszkadza na przykład, gdy ktoś w nocy napuszcza wodę do wanny.
Jedna z mieszkanek osiedla przy ul. Łagiewnickiej zaczęła podejrzewać, że z jednej z pracowni plastycznych mieszczących się w jej wieżowcu wydobywają się chemikalia. Przeprowadzono kontrole, która nic nie wykazała.
- Mamy też mieszkańców, którzy podejrzewają sąsiadów o prowadzenie w mieszkaniu różnej produkcji - mówi Wiesław Cyzowski. - Na przykład o to, że wytwarzają bimber. Skarżą się na dzieci, które ćwiczą na pianinie. Mieszkając jednak w bloku znajdującym się przy ruchliwej ulicy Łagiewnickiej czy Julianowskiej musimy zdawać sobie sprawę, że nie będzie tu tak cicho, jak w domku jednorodzinnym w Łagiewnikach.
Edyta, łódzka nauczycielka, nie lubi wracać do chwil, gdy mieszkała w bloku na Retkini w Łodzi. Sąsiad zamienił życie jej rodziny w koszmar.
- Dziś to może wyglądać śmiesznie, ale wtedy nie było mi do śmiechu - mówi łodzianka. Zaczęło się od niewinnego walenia szczotką w rury centralnego ogrzewania. Edyta nie wiedziała co się dzieje. Nie urządzała głośnych przyjęć, mąż nie robił pijackich awantur. Walenie w rury się powtarzało. W końcu któregoś dnia w drzwiach mieszkania stanęła pani z administracji.
- Zaczęła sprawdzać, czy mamy położony na podłodze dywan i czy dziecko chodzi po domu w pantoflach - opowiada . - Dopiero wtedy dowiedziałam się, że poskarżyli się na nas sąsiedzi z dołu. Twierdzili, że dziecko biega tak głośno po pokoju, że nie mogą wytrzymać. Syn miał już 10 lat i naprawdę w mieszkaniu nie szalał...
Potem w tej samej sprawie interweniowała też policja, bo i tam powędrował upierdliwy sąsiad. Nie zażegnało to jego agresji. Gdy widział Edytę i jej rodzinę na ulicy wygrażał im przez okno. Jego żonie przeszkadzało nawet to, że pelargonie z balkonu Edyty zaczepiają o jej daszek.
- Na szczęście się stamtąd wyprowadziłam, bo nie wiem co by stało się dalej - mówi.