Jak sandomierzanin został gwiazdą piłki ręcznej w...Australii
Pochodzący z Sandomierza Tomasz Szklarski po raz piąty zagrał ostatnio w nieoficjalnych klubowych mistrzostwach świata piłkarzy ręcznych Super Globe. Opowiedział nam jak trafił do Australii, jak sobie tam radzi.
Tomek pierwszy raz poleciał do Doha w 2011 roku, od tego czasu opuścił tylko jeden turniej, gdy w 2014 roku rodziła mu się córka. W tym roku był kapitanem drużyny „Kangurów”. W 2011 roku jego drużyna zagrała przeciwko hiszpańskiemu Ciudad Real, którego trenerem był wtedy obecny szkoleniowiec Vive Tauronu i reprezentacji Polski, Tałant Dujszebajew, a w składzie byli między innymi Mariusz Jurkiewicz, Julen Aginagalde, Jonas Kallman, Arpad Sterbik, Joan Canellas, Didier Dinart, Luc Abalo i Kirył Łazarow. W kolejnych latach Sydney Uni też mierzyło się z najmocniejszymi europejskimi klubami – w 2012 z THW Kiel, w 2013 z HSV Hamburg, w 2014 z Barceloną, a w 2015 z Barceloną i MVM Veszprem.
- Kiedy byłem na Super Globe pierwszy raz, poznałem trenera Tałanta Dujszebajewa, i Mariusza Jurkiewicza. Z trenerem poznałem się w siłowni. Z Mariuszem spotykałem się tam kilkakrotnie, wymieniliśmy się koszulkami, rozmawialiśmy przy kawie. To bardzo sympatyczny i inteligentny człowiek. Zapraszałem go do Australii, ale ... musi przekonać żonę, żeby przestała bać się pająków – śmieje się 28-letni Tomasz Szklarski.
Pięć lat temu sandomierzanin nawet nie marzył, że na Super Globe jako zwycięzca Ligi Mistrzów przyjedzie polska drużyna, w barwach której zobaczy Dujszebajewa, Jurkiewi
cza, a także swojego krajana z Sandomierza, Karola Bieleckiego.
- Dlatego ten Super Globe jest dla mnie szczególny, można powiedzieć, że to dla mnie turniej życia – mówi Szklarski.
Sydney Uni HC to amatorski klub, w którym zawodnicy raczej dokładają do tego, aby móc grać w piłkę ręczną. Sami też szukają sponsorów. - Możemy śmiało powiedzieć, że gramy, bo kochamy ten sport. Nasze cele są jasne: Super Globe to dla nas wielka szansa, aby pokazać się na arenie międzynarodowej i promować handball w Australii. Nie mamy do tego wielu okazji. Teraz chcemy promować ligę, która rusza w tym roku, po raz pierwszy obejmie ona całą Australię, a nie tylko jeden stan. Nie jesteśmy profesjonalistami, ale zawsze zachowujemy sie jak oni. I wielokrotnie to udowodniliśmy. Chociażby w zeszłym roku, wygrywając mecz z katarskim Al-Saddem o niewyczerpanych funduszach. I grając jak równy z równym z Barceloną, co może potwierdzić Kamil Syprzak. Tak wściekłego trenera Barcy (Xaviera Pascuala – przyp. red.) nie widziałem, a słychać go było z szatni na pół hali – śmieje się kapitan Sydney Uni.
- Nasz drugi cel to oczywiście samo granie. Co roku widać u nas postęp, a potwierdza to, że co roku jesteśmy zapraszani do Kataru i stanowimy ważny element tych rozgrywek. Ciężko trenujemy każdego dnia, chociaż nie zawsze mamy dostęp do hali i czasem brakuje pieniędzy na koszulki- mówi Szklarski.
W tym roku „Kangury” zmierzy się w ćwierćfinale z katarskim Al-Sadd i wyraźnie przegrali.
- Podczas turnieju ważne było dla mnie, że w Vive Tauron Kielce grał mój krajan z Sandomierza , Karol Bielecki. Vive to od zawsze partner Wisły Sandomierz i w pewnym sensie rywal, bo jako juniorzy od zawsze toczyliśmy z nimi bitwy. Ale zawsze docenialiśmy ten klub i kibicowaliśmy Vive w lidze seniorów. A teraz mamy w Świętokrzyskim zespół, który wygrywa Ligę Mistrzów, z zawodnikiem, który szlifował swoje umiejętności z tymi samymi trenerami i zawodnikami, co ja – mówi Tomek, który wspólnie z kolegami z australijskiej drużyny często ogląda w telewizji mecze Vive Tauronu w Lidze Mistrzów, mimo że dla mieszkańców Antypodów są one rozgrywano w nieludzkich porach.
Tak było podczas ostatniego Final Four, kiedy w półfinale kielczanie grali z francuskim PSG. Vive Tauronowi, przeciwko koalicji francuskich kolegów, kibicowali tylko on i Hiszpan. Mecz oglądali u pochodzącego z Radomia drugiego trenera drużyny, Adama Molendy.
– Oprócz satysfakcji z wygranej polskiego zespołu miałem z tego skrzynkę piwa i niewielką sumkę, którą wygrałem od kolegów – dodaje Tomasz Szklarski.