Jak przeżyć święta i nie oszaleć

Czytaj dalej
Piotr Brzózka

Jak przeżyć święta i nie oszaleć

Piotr Brzózka

O perfekcyjne święta walczyliśmy od dwóch miesięcy. Głównie w galeriach handlowych. Jak zawsze kłóciliśmy się też, u kogo Wigilia. Ale dziś będzie fajnie.

Jak przeżyć święta?

Zaczęło się... nawet późno się zaczęło w tym roku. Dwa tygodnie po Wszystkich Świętych. Jak by tak policzyć, do Bożego Narodzenia było wtedy najwyżej 40 dni. A tyle do zrobienia.

Sygnał do startu jak zawsze dała pierwsza choinka w lokalnym centrum handlowym. Panie z obsługi dekorowały chojak z poświęceniem godnym dużej sprawy. Co tu się dziwić. Od pieńka z igłami zawsze wiele zależało, przynajmniej w takich miejscach jak to. Przecież nie każdy myśli o prezentach 15 listopada. Ale jak zapachniało, to od razu się zaczęło zbierać na zakupy. Czy oni przypadkiem nie dodali do choinki sztucznego aromatu (zgodnego z naturalnym)? Gwoli ścisłości trzeba zauważyć, że kolędę lokalne centrum handlowe zaczęło puszczać dopiero w grudniu.

W tym roku na zakupach ciężko było się opamiętać. Nie chodzi nawet o choinkę z jej choinkowymi feromonami ani kolędę prosprzedażową. Chodzi o to, że zima w sklepach skończyła się na przełomie listopada i grudnia... A wiadomo, że jak zima się kończy, to można trafić superokazję. Posezonową, oczywiście. Zresztą sklepy nie czekały biernie na swoich Mikołajów. Salon jubilerski, dla przykładu, postanowił obdarować swoich klientów kwotą 100 złotych. W postaci upustu, co oznaczało, że wpierw klient powinien obdarować swój salon kwotą 500 zł. Inni nie wyrażali swoich uczuć w kwotach, lecz procentach. 20 procent, 30 procent. Magii procentów trudno było nie ulec. Nic tak nie cieszy, jak prezent z obciętym procentem, zwłaszcza jak się jest Mikołajem.

Na pierwsze rodzinne polowanie na prezenty udaliśmy się w połowie listopada. Żeby tłumów nie było. Ale tłumy to u nas akurat są zawsze. Zawsze wszyscy wpadną na ten sam pomysł w tym samym czasie.

Mimo to pierwsze zakupy przebiegły sprawnie. Trach, trach i po prezencie. Był to doskonały prognostyk w perspektywie kilku następnych, kryzysowych tygodni. Gdyby tak całą rodzinę obskoczyć z prezentami do końca listopada, góra do Barbórki - święta w tym roku mogłyby wyglądać inaczej. Choć raz spokojnie. Plan był aktualny tak długo, aż się zdezaktualizował wskutek braku postępów.

Przez chwilę wydawało się, że tłumów, stresu i pośpiechu unikniemy za pomocą internetu. Ale w sieci też łatwo nie jest. Nad wyborem siedzieliśmy dobry tydzień, od czasu do czasu trzaskając laptopem. Czerwony czy beżowy ten prezent. Czerwony. Nie beżowy. A skąd wiadomo, czy on na pewno jest beżowy. Może tylko tak go namalowali w tym całym internecie. A to w ogóle plastik jest czy metal?

Kupiliśmy prezent beżowy i dobrze zrobiliśmy. Ale to był przypadek. Na zdjęciu nic nie było widać. Już lepsze kolejki w sklepach.

W połowie grudnia domowe napięcie zaczęło narastać, a to w związku z zauważalnymi luzami w świątecznym portfelu. Trzeba było zacząć liczyć. A może coś za bony z zakładu pracy kupić? Trochę nie wypada. Niby nikt się nie dowie, ale niesmak zostaje. Może coś zrobić własnoręcznie? Też głupi pomysł. Własnoręcznie to laurki w przedszkolu rysowaliśmy. Kto chciałby laurkę pod choinkę.

W międzyczasie pojawił się staropolski problem. U mnie czy u ciebie? Z czyją rodziną spędzimy ten jedyny w swoim rodzaju dzień, czyli Wigilię. Dlaczego ja u ciebie? Liczę, że ty u mnie. Wszyscy w domu tak liczą. W twoim też? Do ciebie możemy pójść w pierwszy dzień świąt. W pierwszy to nie chcesz? Ale pierwszy dzień świąt też jest ważny. W sumie ważniejszy niż Wigilia. Wigilia to przecież nie święta, tak właściwie.

Problemu Wigilii nie rozwiązują ciche dni, nie rozwiązują stłuczone talerze, problem musi się rozwiązać sam. Czyli jak zawsze, ty u siebie, ja u siebie. Do nas zaprosimy gości w drugi dzień świąt. Kiedy w telewizji mówią sakramentalne "święta, święta i po świętach".

Tak czy siak, do uroczystości trzeba się przygotować odpowiednio wcześniej. Zwłaszcza że w święta markety zamknięte - kto to wymyślił? Z tym, że - przypomnijmy - dwa tygodnie temu stanęliśmy przed problemem pustego portfela. Stanęło na świątecznym kredycie. W tym akurat zakresie świat polskiej bankowości nie zawodzi nigdy. Spłaci się w przyszłym roku. Problem tylko, z czyjego konta. O to pokłócimy się po świętach.

A! I jeszcze choinka. Rok temu popruła tapicerkę w aucie. Trzeba było wieźć w środku, jeszcze przez okno wystawała. Bagażnik? Nie mieszkamy w Ameryce, nie na nasze bagażniki te święta.

Wigilia. W domach i na ulicach trwa gorączkowa walka o dopięcie wszystkich spraw przed pierwszą gwiazdką. Do zrobienia są: bigos, pierogi, śledzie w oleju. Dlaczego wczoraj nie było na to czasu? I czemu wciąż ten telefon dzwoni. Nie można życzeń esemesem przysłać? XXI wiek mamy. A teraz mąki zabrakło. Kurs do marketu. W markecie żniwa stulecia. Można się połamać opłatkiem z sąsiadami. Pół bloku kupuje mąkę, pół szuka prezentu dla tych mniej lubianych w rodzinie.

Rok temu była awantura o karpia. Kto go ma stuknąć. W tym roku, co za szczęście, karp market opuścił w siatce, już całkiem martwy.

I znowu telefon brzęczy. A nie, to dzwonek do drzwi. Ciocie wpadły wcześniej. Pomogą przy bigosie. No jak pomogą, kiedy kuchnia ma dwa metry wszerz. Nie zmieszczą się. Niech idą pooglądać telewizor. I co, że nic nie ma. To niech się przejdą. Naprawdę to nie jest dobry czas na dyskusje. Bigos się przypala. Ciocie na spacer nie idą. Muszą pogadać o tej rodzinnej sprawie, tej nieprzyjemnej. Pora zła, ale kiedyś trzeba. No i po bigosie, dziękuję wam wszystkim bardzo.

Gwiazdkę widać. Zaraz siadamy do stołu. Znowu będzie fajnie.

Piotr Brzózka

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.