Jak premier z prezydentem [komentarz]
Na początek cytat z prawicowego portalu wPolityce: „Prezydent naprawdę kocha swoje rodzinne strony. W ciągu swych rządów latał na trasie Warszawa-Kraków kilkadziesiąt razy. Prezydent ewidentnie nie lubi Warszawy. Zdarzały się weekendy, w czasie których wracał do stolicy na kilka godzin. A potem znów ucieka do Krakowa. Weekendowe podwózki prezydenta kosztują podatników równowartość luksusowego mercedesa. Prezydent ma oczywiście prawo do korzystania z lotów rządowym samolotem. Jednak pojawia się pytanie, czy musi być aż tak ruchliwy”?

Teraz przyznam się do manipulacji. Napisał to rzeczywiście prawicowy portal wPolityce, ale cztery lata temu. Słowo „premier” zastąpiłem „prezydentem”, a w miejsce Gdańska wpisałem Kraków. Oczywiście chodzi o premiera Donalda Tuska i prezydenta Andrzeja Dudę. Za czasów rządów Platformy prawicowe media kpiły z niego, że na weekendy lata rządowym samolotem. Ile to kosztuje podatników? - pytali dramatycznie dziennikarze. Dużo - rocznie ponad milion złotych. Tymczasem „Newsweek” wyliczył, że prezydent Andrzej Duda wylatał przez osiem miesięcy 700 tys. złotych.
Zdziwiłbym się, gdyby dwie najważniejsze osoby w państwie wracały do domu polonezem albo leciały kukuruźnikiem. Jednak moralność Kalego jest charakterystyczna dla wszystkich polskich „elit” politycznych i - niestety - dziennikarzy z partyjnymi zaświadczeniami.
Prezydent Duda, zapytany przedwczoraj przez „Rzeczpospolitą” o koszty przelotów, odparł z niewzruszonym spokojem (w trzeciej osobie zresztą): „Niektórzy chcieliby, aby prezydent Andrzej Duda w ogóle się nie ruszał, tkwił w Pałacu, przez pięć lat nic nie robił i tylko siedział pod żyrandolem. Prezydent Andrzej Duda nie będzie siedział pod żyrandolem”. Niby racja, ale - cytując wPolityce z 2012 roku -pojawia się pytanie, czy musi być aż tak ruchliwy?
Dalej powiada prezydent, że prawo nie przewiduje, by mógł pojechać w rodzinnych sprawach jako osoba prywatna. Natomiast pytany o to, czy w czasie feralnego wybuchu opony w swej limuzynie miał zapięte pasy, zasłonił się bezpieczeństwem państwa...
Ostatnio mam coraz częściej wrażenie, graniczące z pewnością, że zbyt wielu dziennikarzy przyjmuje dziś taktykę Franza Rosenbauma z warszawskich Nalewek. Onże na przyjęciu urodzinowym małżonki wznosi toast:
- Muszę powiedzieć, że moja żona jest wspaniała!
Matka Franza odciąga go natychmiast na bok i z widoczną złością pyta:
- Jak mogłeś powiedzieć, że ta twoja ruda, wygadana wiedźma jest wspaniała?
- Ależ mamusiu, ja nie powiedziałem, że jest wspaniała. Ja tylko powiedziałem, że muszę tak powiedzieć...