Jak porażka to winny jest tylko zarząd
Czy Marek Cieślak jest obarczany przez właścicieli klubu winą za brak awansu? Zwykle to właśnie szkoleniowcy płacą za błędy na torze
Brak awansu do finału został przez zielonogórskie środowisko odebrany jako porażka. A kiedy jest porażka to nad trenerem w pierwszej kolejności zaczynają krążyć sępy. Czy Marek Cieślak przebolał brak awansu? Jak wygląda jego pozycja w klubie?
- Wiadomo, że człowiek jest piorunochronem. Wygrywamy wszyscy, a przegrywa jeden. W każdym sporcie tak to właśnie jest. Kupę lat siedzę w trenerskim fachu i wszystko już przeżyłem. Mistrzostwo świata i Polski, spadek... Człowiek po takim niefortunnym półfinale jednak choruje. Ale z drugiej strony taka choroba też dobrze robi, bo człowiek szuka, gdzie była przyczyna i jest okazja do rewanżu. To sport. Nawet Tyson dostał po ryju, kiedy przyszedł na niego czas - powiedział trener Falubazu.
Kupę lat siedzę w trenerskim fachu i wszystko już przeżyłem. Mistrzostwo świata i Polski, spadek...
- Nie można sobie zakładać korony przed sezonem ani w trakcie, bo sport jest okrutny i odziera nas ze złudzeń. Z drugiej strony jest piękny, bo nieprzewidywalny. W kadrze miałem to samo. Wygrywało się Puchary Świata i raz się nie wygrało. Potem znów się wygrało. Potem człowiek miał takie finały, że praktycznie miał złoty medal, ale ktoś nie dojechał do mety i po medalu. Klub z Zielonej Góry obchodzi w tym roku siedemdziesięciolecie, a ile razy był mistrzem Polski? Siedem. No to 63 razy nie był. Jestem w tym wszystkim sporo czasu i walczę teraz z drużyną o mój 18. medal mistrzostw Polski. Jako trener o 13. - podliczył Cieślak.
Czy szkoleniowiec wyobraża sobie zespół bez siebie? - Nie muszę sobie wyobrażać, bo mam umowę z Falubazem. Nie lubię łamać danego słowa, ale też każdą umowę można zmienić. Na razie nie widzę potrzeby i następny rok... chyba, że mnie zwolnią. Wtedy to będzie co innego i będę się z nimi sądził o odszkodowania. Na razie trzeba zbudować skład.
Lekko licząc brak finału oznaczał dla zielonogórskiego klubu utratę konkretnych korzyści. Ile? Około 1.500.000 mln zł. Składa się na to premia od telewizji nc+ i wpływy z biletów, które w przypadku decydującego starcia ze Stalą Gorzów mogły być imponujące. Ucierpiał też prestiż. Jak właściciele przeżyli wejście drużyny jedynie do finału pocieszenia? - Jak nie wiadomo kto jest winny, to winny jest zarząd. Kiedy przychodziłem do klubu to Kamil (Kawicki - dop. red.) powiedział, że jak sukcesy to wielu występuje, ale jak porażka to tylko zarząd. Tak naprawdę możemy na to spojrzeć na dwa sposoby. Krótkoterminowo: zawalił Piotr. W dalszej perspektywie mówimy Patryk. Ja myślę, że wszyscy zrobili swoje i to chyba urok tego sportu. Wynik nie da się do końca przewidzieć i na początku sezonu nie można napisać scenariusza. Ta niepewność wyzwala emocje. Nie sztuką jest szukać winnych i „wieszać” ich. Cierpimy z powodu braku awansu i pewnie długo jeszcze będziemy cierpieli. Jakieś chwilowe wahnięcia, niedyspozycje czy inne przyczyny techniczne spowodowały, że jednak nie jedziemy w finale. Druga połowa sezonu była w wykonaniu Falubazu bardzo dobra i sercem już w nim byliśmy - ocenił prezes Zdzisław Tymczyszyn. - Jeśli chodzi o Marka to chcę, żeby został. Rozmowy trwają. Nie wyobrażam sobie, żeby jakieś historie powodowały, że się z kimś rozstajemy. Nie wydarzyło się nic takiego. Marek ma umowę i chcę, żeby został. Jest tylko jedno, ale główne pytanie: czy klub stać dziś na zatrzymanie drużyny w dotychczasowym kształcie?
Wygląda na to, że jesień jeszcze się nie zaczęła, a sezon ogórkowy w Falubazie zapowiada się bardzo emocjonująco.