Michał Wenklar

Jak panna Tosia pomogła uciec patriotom więzionym w Tarnowie

Antonina Niemczurówna. Zdjęcie zrobione w czasie ukrywania się w Kłodzku. Na odwrocie podziękowania dla matki za wsparcie „w ciężkich chwilach” Fot. fot. Ze zbiorów rodziny Antonina Niemczurówna. Zdjęcie zrobione w czasie ukrywania się w Kłodzku. Na odwrocie podziękowania dla matki za wsparcie „w ciężkich chwilach”
Michał Wenklar

Uwalnianie więźniów było ważnym przejawem działalności polskiego podziemia niepodległościowego. W latach 1944-1948 na obszarach Polski pojałtańskiej i ziemiach anektowanych przez ZSRS w co najmniej 120 akcjach odbitych zostało co najmniej 4500 więźniów.

Tarnowskie więzienie, noc z 1 na 2 lipca 1945 r. Strażniczka Antonia Niemczurówna skulona ukrywa się pod schodami oddziału kobiecego, by tam doczekać do momentu rozpoczęcia akcji uwalniania więzionych akowców. Jej rola jest kluczowa - ma otworzyć cele i przekazać wybranym więźniom broń. Nagle dostrzega ją pełniąca wartę inna strażniczka i zaskoczona pyta: „Tośka, co tu robisz?”. Niemczurówna wykręca się jakimś tłumaczeniem i opuszcza więzienia. Z determinacją i odwagą ponownie dostaje się jednak za więzienne mury, by dopełnić wyznaczonej jej misji. Tej nocy 35 osób odzyskało wolność.

Uwolnić towarzyszy broni

Akcje uwalniania więźniów były jednymi z ważniejszych przejawów działalności podziemia niepodległościowego. Były to akty samoobrony, ratowania towarzyszy broni, którym groziły tortury w czasie śledztwa, drakońskie wyroki sądowe i śmierć. Oblicza się, że na obszarach Polski pojałtańskiej i ziemiach anektowanych przez ZSRS, w latach 1944-1948 w co najmniej 120 akcjach zostało odbitych co najmniej 4500 więźniów.

Jedną ze słynniejszych było uwolnienie 71 lat temu, 18 sierpnia 1946 r., 64 osób z krakowskiego więzienia św. Michała przy ul. Senackiej. Brawurowa, przeprowadzona bez jednego wystrzału akcja była możliwa dzięki współpracy dowodzonej przez Jana Janusza „Siekierę” 6. kompanii Zgrupowania „Ognia”, strażniczki Ireny Odrzywołek i grupy więźniów, z Bolesławem Pronobisem „Ikarem” na czele. Nie była to pierwsza ucieczka „Ikara”. Rok wcześniej w podobnej akcji uciekł z ponad trzydziestoma osobami z więzienia w Tarnowie. Tę pierwszą ucieczkę również umożliwiła pomoc z zewnątrz oraz współpraca strażniczki - Antoniny Niemczurówny.

Akowcy w więzieniu

Niemczurówna pochodziła z rodziny kolejarskiej, przed wojną zdążyła ukończyć szkołę powszechną. W czasie wojny pracowała na Warsztatach Kolejowych w Tarnowie. W lutym 1945 r. dwudziestoletnia dziewczyna podjęła pracę jako strażniczka w tarnowskim więzieniu. Nie mamy pewności, czy jeszcze w czasie okupacji związała się z podziemiem, ale wiele na to wskazuje.

W podaniu o przyjęcie do pracy w więzieniu napisała: „Od czerwca [1944 r.] do chwili obecnej pozostawałam w domu”. Wiemy jednak, że w domu jej nie było, nie pracowała też już w warsztatach - przebywała wówczas w pogórskich okolicach na południe od Tarnowa. W tym rejonie formował się i działał w ramach akcji „Burza” 1. batalion 16. pp AK, noszący krypt. „Barbara”. Rodzina zapamiętała kilka nazwisk czy pseudonimów, które pojawiały się w jej późniejszych wspomnieniach. Okazuje się, że wszystkie pasują do żołnierzy 5. kompanii tego batalionu, o krypt. „Janina”. W skład tej kompanii wchodził pluton Józefa Zielińskiego „Wyrwy”, który budował organizację w warsztatach kolejowych, gdzie pracowała Niemczurówna. W tym plutonie był również znany nam już Bolesław Pronobis „Ikar”. Prawdopodobnie Niemczurówna nie przebywała stale przy kompanii „Janina”. Raczej pozostawała na zapleczu, w zaprzyjaźnionych gospodarstwach, pomagając np. w zdobywaniu zaopatrzenia.

Jest więcej niż prawdopodobne, że strażniczką więzienną w rządzonej przez komunistów Polsce została na polecenie AK. Po wojnie tarnowscy akowcy wysyłali zaufanych ludzi do pracy w różnych instytucjach. Niespełna dwa tygodnie przed Niemczurówną zatrudnił się w więzieniu Jan Mojek „Smok” z tarnowskiej placówki AK, późniejszy działacz WiN. Dostarczał organizacji informacji z terenu więzienia, przekazywał grypsy, a w sierpniu - czyli miesiąc po ucieczce Pronobisa - umożliwił odbicie z więzienia Zbigniewa Madeja ps. „Laks”, również żołnierza wspomnianej kompanii „Janina”. Wiemy też, że Niemczurówna jako strażniczka pomagała więźniom. Przekazywała grypsy, umożliwiała spotkania z rodziną. Z drugiej strony nie utrzymywała przyjacielskich relacji z pozostałymi strażniczkami z oddziału kobiecego.

„Wychodzić!”

Latem 1945 r. z Niemczurówną skontaktował się por. Mieczysław Wałęga „Jur”, „Rojek”, wcześniej adiutant Inspektora Tarnowskiego AK. Przekazał jej polecenie udziału w akcji uwolnienia więźniów. W samym więzieniu działała w porozumieniu z „Ikarem” oraz Zdzisławem Wojtanowskim „Pierogiem”.

W nocy z 1 na 2 lipca przedostała się na oddział męski, otworzyła celę, w której znajdował się Wojtanowski i przekazała mu dwa pistolety. Następnie razem otworzyli celę Pronobisa oraz kolejne - w sumie jedenaście. Jak zeznawał później jeden z więźniów, również były akowiec: „o godz. 2:00 w nocy otworzyła drzwi celi panna Tosia i powiedziała: wychodzić!”. Kierowana przez Pronobisa grupa uwolnionych więźniów obezwładniła kilku strażników, zerwała kabel telefoniczny i zabrała 10 karabinów z dyżurki. Następnie trzydziestu pięciu więźniów wydostało się na wolność. Była to jedna z większych akcji grupowego uwalniania więźniów przez podziemne oddziały w Małopolsce.

Podkreślić trzeba, że rola Niemczurówny nie ograniczała się do otwarcia cel i przekazania broni. To ona prowadziła uwolnionych korytarzami więzienia, sama podchodziła do kolejnych krat między oddziałami prosząc strażników o otwarcie. Kiedy widząc znajomą strażniczkę otwierali przejście, ciałem blokowała je przed zamknięciem póki nie nadbiegł Pronobis z bronią. Zimną krwią i opanowaniem wykazała się też powracając do więzienia po nakryciu ją przez inną strażniczkę.

Życie w ukryciu

Udział w organizacji ucieczki oznaczał dla Niemczurówny koniec normalnego, jawnego życia. Przez jakiś czas przebywała przy utworzonym przez Pronobisa oddziale partyzanckim „Huragan”. Jedna z pierwszych akcji oddziału miała na celu zdobycie dla niej podstawowych środków do życia, bo z więzienia uciekła nawet bez torebki.

Później przez kilka tygodni ukrywała się u znajomej w Bobowej, w końcu znalazła schronienie na plebani u ks. Kazimierza Moździocha w Jastrzębiej, gdzie kilka miesięcy pracowała jako służąca.

Pronobis odwiedzał ją kilkakrotnie, proponował też wspólną ucieczką na Zachód, później kontakt się urwał. Niemczurówna posługiwała się w tym czasie fałszywą kenkartą, którą otrzymała od „Jura”, wystawioną na nazwisko Leonarda Piątkowska. Co ciekawe, Piątkowska to nazwisko panieńskie matki Pronobisa.

Zimą 1945 r. musiała opuścić Jastrzębią i rodzinne strony. Z poleceniem od ks. Moździocha udała się do Poznania, a po miesiącu do Warszawy. Stamtąd odważyła się napisać list do domu. W odpowiedzi dostała wiadomość, że jedna z jej sióstr mieszka w Kłodzku na Dolnym Śląsku. W lipcu 1946 r. Niemczurówna się do niej przeprowadziła. Tam spotkała przypadkowo na ulicy Juliana Kubalę, jednego z uwolnionych więźniów z Tarnowa. Kubala pod fałszywym nazwiskiem mieszkał w Radkowie, radził sobie nieźle, miał wiele znajomości. Od razu zaoferował Niemczurównie pomoc, znalazł jej pracę w radkowskiej drukarni. Niemczurówna spokojnie mieszkała tam przez dwa lata, sprowadziła też do siebie młodszą siostrę, z którą razem pracowały w drukarni. Mówiły, że są siostrami przyrodnimi, czym tłumaczyły odmienne nazwiska.

Represje

Niestety, na trop Niemczurówny w końcu trafiła komunistyczna bezpieka. 9 października 1948 r. - ponad trzy lata po akcji w więzieniu - została aresztowana. Przewieziono ją do Tarnowa, potem do Krakowa, do więzienia na Montelupich. Po trzymiesięcznym śledztwie została skazana na osiem lat więzienia. Odbyła niemal całą karę - przesiedziała w Grudziądzu i Fordonie ponad siedem lat. Dzięki staraniom rodziny w połowie 1955 r. zawieszono resztę kary. Została wypuszczona 1 września 1955 r. W momencie akcji uwalniania więźniów miała 20 lat, gdy sama opuszczała więzienie 30 lat. Równe 10 lat, dla wielu najlepsze 10 lat życia, spędziła w ukryciu i w stalinowskim więzieniu.

Mimo tak strasznych przeżyć udało jej się rozpocząć życie od nowa. Podjęła pracę w tarnowskim szpitalu, jako salowa. Przypadek zrządził, że trafił tam niejaki Zdzisław Bartik, który połamał sobie nogi na nartach. Trzy lata młodszy od Niemczurówny Bartik też miał za sobą różne przeżycia, kontakty z powojenną konspiracją młodzieżową, z jednej strony nie do końca jasne relacje z UB, z drugiej akcje z bronią w ręku i dwa wyroki więzienia. Słowem kobieta z przeszłością i mężczyzna po przejściach. Ślub odbył się szybko, w listopadzie 1956 r. W 1957 r. urodził im się syn, później jeszcze dwie córki.

Nie doczekała wolnej Polski, zmarła 11 sierpnia 1989 r. Najwyższy czas nazwać po imieniu jej bohaterską postawę. Takim jak ona Polska dzisiaj powinna dziękować za to, że w podłych czasach potrafiła „zachować się jak trzeba”.

WIDEO: Dlaczego warto dbać o środowisko?

Źródło: Dzień Dobry TVN, x-news

Michał Wenklar

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.