Jak opisywano Powstanie Wielkopolskie w 1933 r.? Jest pomysł, aby ponownie wydać książkę napisaną 14 lat po zakończeniu walk

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Muzeum Regionalnego w Wągrowcu
Arkadiusz Dembiński

Jak opisywano Powstanie Wielkopolskie w 1933 r.? Jest pomysł, aby ponownie wydać książkę napisaną 14 lat po zakończeniu walk

Arkadiusz Dembiński

Jan Wojtyszyn z Mieściska chce, aby ponownie wydano książkę „Szkice i fragmenty z Powstania Wielkopolskiego 1918/19 pod redakcją Zygmunta Wieliczki”. Jej wyjątkowość polega na tym, że została wydana w 1933 r., czyli zaledwie 14 lat po zakończeniu walk.

W 1933 r. pamięć o Powstaniu Wielkopolskim była jeszcze bardzo żywa. Wydarzenia z czasów walk doskonale pamiętali ich uczestnicy, a ich relacje nie miały żadnych naleciałości, luk w pamięci spowodowanych upływem czasu. Niestety, książka „Szkice i fragmenty z Powstania Wielkopolskiego 1918/19 pod redakcją Zygmunta Wieliczki” jest dziś praktycznie niedostępna.

- Kilka lat temu wpadł mi w ręce jeden egzemplarz. Udało mi się znaleźć skany w cyfrowej bibliotece. Jednak normalnie książki nie można dostać. W publikacji znajdziemy między innymi także opisy dotyczące wydarzeń z terenu powiatu wągrowieckiego

- przyznaje Jan Wojtyszyn, regionalista, miłośnik historii i działacz Stowarzyszenia im. Jana Pawła II z Mieściska.

W publikacji, do której dotarł pan Jan nie brakuje opisów sytuacji w Wągrowcu w przeddzień powstania i tego, co działo się w jego trakcie.

"W zamiarze wprzęgnięcia szerokich mas w prace towarzystwa, dr Kuliński zwołał do Wągrowca na dzień 15 grudnia wielki wiec żołnierzy - Polaków całego powiatu. Na zew ten zebrało się w strzelnicy około 1000 chłopa, którzy w uroczystym pochodzie udali się do kościoła farnego na mszę świętą, odprawioną przez ks. prob. Władysława Wróblewskiego, by dziękować bogu za szczęśliwy powrót z wojny i wspomnieć w modlitwie poległych braci" - czytamy w publikacji sprzed blisko wieku.

Jest także opis wydarzeń z 27 grudnia 1918 roku, kiedy to wyzwolono Wągrowiec.

"Po zajściach w Poznaniu z dnia 27 grudnia, myśl wypędzenia załogi Heimatschutzu z Wągrowca nabrała coraz realniejszych kształtów. Do podjęcia skutecznej akcji potrzebną była broń. Niestety, w posiadaniu Polaków było wszystkiego kilkanaście karabinów. Wobec wiadomości o zajściach w Poznaniu, Wrześni, Witkowie i Gnieźnie, Niemcy poczuli się na odosobnionej wągrowieckiej placówce nieswojo. Major Elsner czuł, że wokoło niego dzieje się coś tajemniczego i okazywał skłonność do opuszczenia miasta.

Położenie wymagało niezwłocznego wyjaśnienia. W tym celu zeszli się wczesnym rankiem dnia 30 grudnia w hotelu Kajkowskiego niemieccy oficerowie z przedstawicielami polskiej ludności miasta Wągrowca. Po wstępnych rozmowach przystąpiono do spisywania układu, mocą którego Niemcy mieli z bronią w ręku opuścić miasto (oryginał tego układu posiada Kajkowski). Tuż przed podpisaniem umowy wpadł do pokoju wysłany przed dr. Kulińskiego powstaniec Wegenke i oznajmił, że kwatery Heimatschutzu są już przez Polaków zdobyte. Wobec dokonanego faktu starosta Ewert-Krzemieniewski uznał zawieranie układu za zbyteczne - czytamy w książce. Nie brakuje także relacji dotyczących zachowania dowództwa niemieckiego na poddanie się żołnierzy słabiej uzbrojonym Powstańcom.

Powstańcy wynosili właśnie zdobyte karabiny maszynowe i wyprowadzali konie. Major Elsner widząc swych żołnierzy, pakujących manatki, krzyknął: „Was? - ihr habt euch ergeben? - warum habt ihr nicht geschossen?” (Co? - poddaliście się? - Dlaczego nie strzelaliście?). Gdyby nie starosta, jeden z powstańców byłby w odpowiedzi na te słowa przebił majora na miejscu bagnetem. Widząc grozę i beznadziejność położenia, komendant niemiecki oddał niebawem staroście swą broń i poddał się przykremu losowi. Tego samego dnia o godzinie 15 odjechał rozbrojony Heimatschutz pociągiem w kierunku Piły, jednak jak wieści głoszą, wysiadł w Chodzieży. Miasto było wolne" - czytamy w książce Wieliczki.

Pan Jan chce, aby publikacja sprzed blisko stu lat doczekała się przedruku.

- Udało się nam pozyskać już środki na to zadanie. Problemem są jednak prawa autorskie, a dokładniej prawa, jakie mają potomkowie Wieliczki, który już nie żyje

- wyjaśnia pan Jan.

Jak tłumaczy, udało mu się dotrzeć do jednej z osób, które są bezpośrednimi spadkobiercami praw po zmarłym autorze.

- Wyraziła ona już pisemną zgodę na to, aby publikacja mogła się ukazać. Nie jest to jednak jedyna osoba, która jest potomkiem autora. Apeluję więc o kontakt pozostałe osoby tak, aby publikacja mogła się ponownie ukazać i upamiętnić powstańców wielkopolskich - prosi pan Jan.

Z regionalistą można skontaktować się telefonicznie pod numerem 662 013 563.

Arkadiusz Dembiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.