Jak komputery pomagają w dzisiejszych czasach tworzyć filmy
Czeka nas dużo dni wolnych, więc korzystajmy z uroków różnych majówek pod gołym niebem. Ale, jak wiadomo, trzeba zawsze być przygotowanym także na gorszą ewentualność. Jeśli więc pogoda nas zawiedzie i nie będzie zachęcać do spacerów, to może wybierzemy się do kina? Albo zaprosimy kino do domu, korzystając ze świątecznej oferty telewizji albo z serwisów VOD (video on demand), oferujących dostęp do filmów i seriali przez media strumieniowe.
Podziwiając filmowych aktorów i reżyserów, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak dużą rolę we współczesnym kinie odgrywają komputery. A tymczasem animacje komputerowe są już powszechnie stosowane. Wiadomo, że bez ich użycia nie mogłyby powstać takie filmy, jak „Matrix”, „Titanic” czy „Park Jurajski”. W filmach tych połączono sceny generowane przez komputer z ujęciami nakręconymi z udziałem rzeczywistych aktorów, przy czym zrobiono to tak umiejętnie, że widz absolutnie nie domyśla się tego, gdzie się kończy scena rzeczywista i zaczyna się komputerowo generowana iluzja.
Ale obecnie z tej techniki korzysta wielu twórców filmów wcale niewymagających akrobatycznych wyczynów bohaterów („Matrix”), ogromnej skali filmowanych obiektów („Titanic”) czy nieistniejących stworów („Park Jurajski”). Nakręcenie fragmentu filmu wypełnionego komputerową animacją jest po prostu tańsze niż tworzenie trójwymiarowej scenografii i opłacanie statystów. Możliwe jest nawet tworzenie sztucznego tłumu czy armii staczających walki bez zatrudnienia setek ludzi.
Sięgnijmy do historii. Warto może przypomnieć, że w 1982 roku powstała pierwsza scena całkowicie wygenerowana komputerowo - sekwencja „Genezis” w „Star Trek 2. Gniew Khana”. W 1985 roku wygenerowano całkowicie komputerowo pierwszą postać - „rycerza z witraża” w „Piramidzie strachu”. W 1988 roku powstała pierwsza sekwencja morfingu (technika przekształcania obrazu polegająca na płynnej zamianie jednego obrazu w inny). Natomiast z pierwszym komputerowym bohaterem mieliśmy do czynienia w drugiej części „Terminatora”.
Ale to były początkowo tylko kawałki wstawiane do filmów generalnie tworzonych technikami tradycyjnymi.
Pierwszym filmem w całości zrealizowanym metodą grafiki komputerowej i algorytmicznej animacji była bajka „Toy Story”, nakręcona w 1995 roku. W tamtym czasie automatyczna praca animującego komputera była jeszcze bardzo niedoskonała, więc przy realizacji tego filmu pracowało 400 animatorów, którzy poświęcili ponad 800 tysięcy godzin na to, by wytworzyć 114 240 animacji składających się w sumie na ten film.
Obecnie większość typowych zadań związanych z animacją komputer wykonuje automatycznie z pomocą gotowych programów, co znakomicie obniża koszty.
Animować komputerowo można nie tylko wymyślone twory (na przykład dinozaury), ale również realnych ludzi. Uratowało to film „Gladiator”, podczas kręcenia którego jeden z aktorów (Oliver Reed) umarł przed zakończeniem zdjęć. Katastrofie zapobiegli specjaliści komputerowi, którzy na bazie scen już nakręconych przez tego aktora stworzyli jego animowaną kopię. Widzowie do dziś nie wiedzą, w których scenach Reed występuje osobiście, a w których zastępuje go postać komputerowo animowana!
Z komputerowo animowanej „dublerki” korzystała też Natalie Portman w „Czarnym łabędziu”.
Efekty specjalne w filmach są tworzone przez osobny zespół pracujący pod nadzorem Visual Effects Supervisor, czyli szefa działu efektów specjalnych, który współpracuje ze scenografem. Oprócz niego ważny jest VFX, czyli producent efektów specjalnych, troszczący się o projekt od strony finansowej. No i jeszcze kilku innych specjalistów, bez których animacja by nie powstała.
Ale dość już o tym. Lepiej obejrzyjmy jakiś dobry film!