Jak jeść tanio i smacznie na wakacjach? Felieton prof. Ryszarda Tadeusiewicza
Smutno to odnotować, ale zbliża się nam „półmetek” wakacji. Dlatego jeśli ktoś jeszcze nie „zaliczył” wakacyjnego wyjazdu, to najwyższy czas już o tym pomyśleć. Urlop, jeśli ma być dobrze spędzony, wymaga wielu decyzji.
Po pierwsze, dokąd jedziemy? Jest wiele miejsc, do których warto się wybrać. Zamożniejsi wybierają się za granicę. Jest tych Polaków wędrujących po świecie coraz więcej. Ale ja twierdzę, że warto zwiedzać także własny kraj. Możliwości jest tu sporo: Bałtyk i Pobrzeże, Mazury i Pojezierze Pomorskie, Wyżyna Krakowsko-Częstochowska, Małopolska i Lubelska, Sudety, Karpaty i Tatry. Naprawdę, mamy piękny kraj!
Gdziekolwiek jednak pojedziemy - dopada nas problem, gdzie i co jeść, żeby te wakacje nie kosztowały zbyt drogo?
Tym, którzy wybierają wyjazdy zagraniczne, doradzał nie będę, bo jadą oni zwykle na wycieczkę lub pobyt zorganizowany przez biuro podróży, więc wyżywienie mają z góry ustalone i zapłacone. Wcale nie tanio, ale skoro już zapłacili, to mogą o tym nie myśleć. Natomiast ci, którzy wędrują po Polsce, stwierdzają, że stołowanie się w restauracjach i barach wiąże się z kosztami znacznie przewyższającymi te, które ponoszą w miejscu stałego zamieszkania, gdy posiłki przyrządzają w domu, a produkty kupują w dyskontach.
Rezultatem są pokazywane w Internecie „paragony grozy”. W miejscowościach wczasowych bywa naprawdę drogo! A o suchym chlebie i wodzie trudno o szampański humor.
Co zrobić, żeby jeść tanio i smacznie na wakacjach?
Otóż ja bardzo cenię makarony błyskawiczne. Nauczyłem się je lubić, gdy pierwszy raz wyjechałem w 1990 roku na kongres naukowy do Singapuru. W Polsce szalała reforma Balcerowicza więc o zabraniu większej ilości waluty w ramach delegacji służbowej mogłem tylko pomarzyć. Miałem na kongresie zaproszony referat plenarny, więc gospodarze pokryli koszty przelotu i hotelu, ale o żadnym jedzeniu nie było mowy. Więc wybrałem się do sklepu i zakupiłem wiele paczek makaronu błyskawicznego. Na obiad i kolację, bo hotel dawał śniadanie. W pokoju miałem czajnik i kubki, więc mogłem sobie przygotowywać jedzonko.
I polubiłem je!
Dlatego z całą odpowiedzialnością namawiam Państwa na to, żeby przynajmniej obiad zastępować (lub uzupełniać) właśnie takim makaronem, który teraz stał się łatwo dostępny także w polskich sklepach. Bułkę i serek na śniadanie i kolację można sobie kupić po normalnych cenach, ale obiadu już nie. No więc przynajmniej czasem makaron!
A żeby było naukowo, to opowiem Państwu, jak ten makaron wynaleziono.
Otóż w latach 50. w pokonanej przez USA Japonii było bardzo głodno. Ryż był drogi i nie starczało dla wszystkich. Amerykanie nie chcąc byłych przeciwników zagłodzić wysłali do Tokio kilkadziesiąt statków z mąką pszenną, ale Japończycy nie mieli tradycji pszennego pieczywa. I wtedy pojawił się geniusz. Nazywał się Mamofunku Ando. W 1958 roku opracował on technologię wytwarzania bardzo cienkiego makaronu, który wystarczyło polać gorącą wodą - i po dodaniu paru dodatków smakowych dostawało się pożywną zupkę. Technologia polegała na tym, żeby usunąć z makaronu wodę, smażąc go kilkadziesiąt sekund w oleju palmowym. W 1971 roku Ando wymyślił, że makaron dobrze jest sprzedawać w styropianowym kubku - wtedy po zalaniu wodą można go jeść bez talerza i sztućców.
Makaron błyskawiczny stał się bardzo popularny w całej południowo-wschodniej Azji, a podczas wojny w Korei pokochali go także Amerykanie, którzy jedzą go często i dużo. Obecnie spożycie makaronu błyskawicznego rośnie w krajach Afryki. W latach 2018-2022 prawie się tam podwoiło!
Oczywiście nie jest to potrawa, którą można się odżywiać stale, bo to by było niezdrowe. Ale na wakacjach naprawdę może się przydać!