Felieton. Za nami dwutygodniowy okres świętowania, balowania, jedzenia, picia i używania życia. Ale nie wszyscy próżnowali. O czym sporo można dowiedzieć się z kronik dolnośląskich policjantów, raportujących o różnych wyczynach złodziei i rabusiów.
Zwykłe złodziejstwo kręci mnie średnio, ale bywają też przypadki osobliwe. Oto znaleźli się śmiałkowie, którzy pod okiem kamer miejskich monitoringów zrabowali pamiątkową płytę satyrykonową z chodnika w centrum Legnicy oraz kawałek pomnika Tkacza na rynku w Chojnowie. Prawdopodobnie ich zainteresowanie satyrą i historią wynika z tego, że skradzione elementy wykonane są z brązu i mieli ochotę położyć je nawadze w skupie złomu. Wciąż tkwi we mnie zbudowana przed dziesiątkami lat wiara w ludzi - gdy skradziono mosiężny szyld (ok. 10 kg) naszej gazety w Legnicy, a po opisaniu tego na łamach, „zgubę” odniósł do redakcji właściciel takiego punktu.Czy na taki gest możemy liczyć teraz, gdy ceny metali kolorowych wzrosły? Na pewno policja musi się sprężyć w przypadku rabunku w legnickiej fabryce Patelec-Elpena, gdzie w nocy wpadli we czterech, związali panie strażniczki i wywieźli szpulę z drutem miedzianym za pół miliona złotych. W świątecznym zamieszaniu zamaskowani faceci zjawili się też w lubińskiej hurtowni masarskiej. Czyżby nasz swojski gang Olsena, szukający czegoś na sylwestrową zagrychę? Związali kierownika i zniknęli z 25 tys. zł w gotówce. Zawsze byłem za ograniczeniem nocnej kanonady o północy na powitanie Nowego Roku. Z powodu cierpienia zwierząt, ale też ludzi, bo nie wszyscy kochają ten hałas. A okazuje się, że na ostre strzelanie fajerwerkami liczyli rabusie, którzy czatowali na bankomat w Zgorzelcu. I się nie przeliczyli. Dokładnie o północy dołączyli do miejskiej kanonady odpalając swój „fajerwerk”, który uszkodził nie tylko szafę z forsą, ale też powybijał szyby w banku, sąsiednim przedszkola i żłobku. O czym policję zawiadomiono po 10 godzinach. A więc z Nowym Rokiem głośnym krokiem.