Jadłodzielnie czekają w Wielkanoc. Jedz, dziel się i częstuj!
Pierwsza jadłodzielnia w regionie powstała 3 lata temu. - Mylono ją z jadłodajnią dla ubogich. Dziś świadomość tego, że chodzi o ratowanie żywności, jest większa - mówi Sylwia Kowalska.
Jadłodzielnia, jak sama nazwa wskazuje, służy do dzielenie się jadłem. - Przyniesionym tu produktem poczęstować się może zarówno ktoś ubogi, jak i zamożny. Odda trzy słoiki z majonezem, a zabierze pomidory, bo akurat mu się przydadzą. Tak to działa: jak wymiana, której celem jest niemarnowanie żywności - cierpliwie objaśnia Sylwia Kowalska, miejska aktywistka z Torunia. I dodaje, że w lot łapie tę ideę młodzież.
Ratownicy na wagę złota
Pomidory, kapusta, ziemniaki - one akurat najczęściej trafiają do jadłodzielni przy targowisku „Manhattan” w Toruniu. To pierwsza jadłodzielnia w naszym regionie, otwarta w 2016 roku. Jej współzałożycielami byli społecznicy: wspomniana Sylwia Kowalska i Michał Piszczek.
- Warzywa i i owoce trafiają tutaj z pobliskiego targu. Czasem zdarza się sytuacja idealna: przynoszą je sami handlowcy. Częściej jednak to, co im zostanie po targowym dniu, zbierają ratownicy żywności. To wolonatariusze. Jest wśród nich poruszający się na wózku Łukasz, przed którego zaangażowaniem wszyscy chylimy czoło oraz Michał, świetny w swojej robocie - chwali Sylwia Kowalska.
Jadłodzielnia przy „Manhattanie” pierwotnie była pomieszczeniem z lodówką i półkami. Po zmianach wygląda jak druga jadłodzielnia toruńska - przy ul. Waryńskiego. To po prostu... duże szafy. W środku znów są lodówki, ale nikt tutaj nie wchodzi. To samoobsługowe typy jadłodzielni: wkładasz-wyjmujesz.
Jeszcze inny charakter ma jadłodzielnia, którą w Toruniu otwarto jako ostatnią (na razie). Mowa o tej działającej w Domu Studenckim nr 3, przy ul. Moniuszki. Jej specyfiką jest sezonowość. Najczęściej korzystają z niej studenci z Erasmusa. Gdy są - potrafią zarzucić półki różnym dobrem i sami się częstować co dnia. Gdy ich nie ma, bywa, że lodówka świeci pustkami.
Grunt, żeby nie marnować!
Zasady korzystania z jadło-dzielni są proste. Jeśli mamy czegoś za dużo - możemy tu zostawić. Jeśli jesteśmy w potrzebie - możemy sobie produkt wziąć. Grunt, żeby żywność się nie marnowała, tylko komuś przydawała. Oto podstawowe reguły.
Przynosimy żywność zdatną do spożycia, której nie potrzebujemy. Powinna być dokładnie opisana, włącznie z terminem przygotowania, jeśli takie wcześniej było. Nie przynosimy alkoholu ani surowego mięsa. Wolontariusz dba o czystość miejsca, świeżość produktów i potraw oraz transport, jeśli jest potrzebny. Żywność można zabierać w godzinach otwarcia jadłodzielni. To ważne, bo nie wszystkie są całodobowe.
Nie ma ograniczeń, dotyczących tego, kto i co może zabrać ani też kto może oddać produkty spożywcze. Jeśli więc herbata, ciasto lub pomidory mają się zepsuć pod twoją nieobecność w domu, oddaj je do najbliższej jadłodzielni.
Do oddawania zachęcane są nie tylko osoby prywatne. Darczyńcami mogą zostać lokale gastronomiczne, producenci żywności czy sklepy, którym zostaje towar. Po świętach Wielkanocy przynosić można nie tylko sklepowe produkty, ale i potrawy samodzielnie wykonane (upieczone) w domu. Ważne, żeby je odpowiednio zapakować oraz podpisać (nazwa potrawy, data przygotowania).
Przed świętami za dużo
Pierwsza w Polsce była jadłodzielnia na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego przy ul. Stawki 5/7. Kolejne wyrastały jak grzyby po deszczu. Wraz z ich rozwojem pojawiały się zarzuty, że stanowią konkurencję dla działań np. Banku Żywności. Jest wprost przeciwnie. Jadłodziel-nie wspierają działania innych organizacji oraz uzupełniają akcje ratowania żywności i dzielenia jej wśród potrzebujących.
Światowe organizacje i rządy państw biją na alarm. Marnujemy stanowczo za dużo żywności! W Unii Europejskiej gospodarstwa domowe wyrzucają rocznie ponad 98 milionów euro do kosza. W przeliczeniu na każdego mieszkańca Unii marnuje się średnio 173 kg żywności.
W Polsce problemem tradycyjnie są okolice świąt, bo wciąż kupujemy na nie zbyt wiele żywności. Według polskich szacunków, co roku marnujemy około 9 milionów ton jedzenia! Z tego aż 2 mln w gospodarstwach domowych, co daje nam niechlubne piąte miejsce w Unii Europejskiej.
Odwrócić tę tendencję mogą naprawdę drobne zmiany w życiu każdego z nas. Chodzi o uważniejsze planowanie zakupów, branie na wynos niedokończonego jedzenia w restauracji czy wyrobienie w sobie nawyku korzystania z jadłodzielni właśnie.
- Nadzieją są też dzieci i młodzież. Coraz częściej jestem zapraszana na spotkania do szkół i przeszkoli, by rozmawiać o ekologii, niemarnowaniu żywności, szacunku do rzeczy. Widzę, że najmłodsze pokolenie chwyta te idee w lot - cieszy się Sylwia Kowalska.
Wymiana dobra i modna
Nadzieją jest też moda na wymienianie się książkami, odzieżą, przedmiotami codziennego użytku, a także - jedzeniem. To trend wpisujący się antykonsumpcjonizm. Szlachetny, racjonalny.
- I taką modę warto promować. Dla mnie, osoby dorastającej w czasach kryzysu lat 80., było normalne, że mama wymienia się rzeczami z sąsiadką, że to, co ma w nadmiarze w ogrodzie zamienia na coś innego - wspomina Sylwia Kowalska. - Dziś wymienianie się rzeczami (produktami spożywczymi też) albo po prostu dzielenie się nimi to część postawy ekologicznej. I pewna forma sprzeciwu przeciw konsumpcyjnej postawie życiowej, chciwej, łapczywej, chcącej „więcej i więcej”.
Ruch w całej Polsce
Ruch foodsharingowy (dzielenia się żywnością) ogarnia cały kraj. W wielu miastach działa już po kilka jadłodzielni, o różnych specyfikach. W Bydgoszczy np. Karmnik przy ul. Królowej Jadwigi 14 (samoobsługowa) oraz Wspólna Spiżarnia przy ul. Gdańskiej 79 (ta z wyraźnym zacięciem charytatywnym). Każda jest ważna i potrzebna.
Twórcy jadłodzielni trzymają się razem. Z trzech krajowych zlotów dwa odbyły się w Toruniu. - To zawsze okazja, by powymieniać się doświadczeniami, przedyskutować problemy i dodać sobie wzajemnie sił - podkreśla Michał Piszczek, współtwórca toruńskich jadłodzielni.
Ruch jest potrzebny, bo jest co ratować i kogo edukować. Jak wynika z raportu „Nie marnuj jedzenia!” Federacji Polskich Banków Żywności, tony jedzenia lądują w koszach gospodarstw domowych nie tyle ze złej woli, co z niewiedzy. Często nie wiemy, jak obchodzić się z żywnością. Kupujemy za dużo, przechowujemy nieprawidłowo, nie mamy nawyku oddawania nadwyżek.
- Zmiany każdy może zacząć od dziś. A jeśli chce pomóc, czekamy na ratowników żywności. Kontakt przez Facebooka - kończy Sylwia Kowalska.