Jacek Żakowski: Wiem, że po Białymstoku nie chodzą białe niedźwiedzie
Jacek Żakowski swoją wypowiedzią, że każdy ma swój Białystok oburzył wielu mieszkańców. Uważa, że mógł tak powiedzieć, bo według niego tolerujemy ksenofobiczne wybryki.
Komentując w radiu decydujący wpływ prowincji na wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych, powiedział Pan, że „każdy ma swój Białystok”. O co właściwie Panu chodziło? O domniemane zacofanie naszego miasta czy regionu?
Jacek Żakowski: O zacofaniu nic nie wiem. Bardzo często słyszałem natomiast o ksenofobicznych incydentach, które mają miejsce w Białymstoku. Oraz o uporczywej ciszy, w jakiej reszta mieszkańców przyjmuje takie zdarzenia. I jeszcze o spokoju władz lokalnych, który zburzyła dopiero rzecznik praw obywatelskich, gdy zorganizowała specjalny wyjazd do waszego miasta.
Do ksenofobii dochodzi nie tylko w Białymstoku.
Oczywiście patologie są wszędzie. Gdzie indziej odpowiedzią na te akty była wyraźna reakcja społeczna. Mam wrażenie, że w Białymstoku tak nie było.
Mimo wszystko wielu mieszkańców jest oburzona Pańskimi słowami. Zdecydowana większość mieszkańców nie bije cudzoziemców na ulicach!
Ależ ja to doskonale rozumiem. Na całym świecie tak jest, że większość społeczeństwa składa się z dobrych ludzi. Od ich reakcji zależy, jak będzie wyglądała rzeczywistość. Kiedy ulicami Białegostoku szedł marsz narodowców, to wzdłuż trasy nie stały tysiące ludzi sprzeciwiający się ksenofobii. Bardzo bym chciał, żeby w Polakach wzrósł poziom poczucia odpowiedzialności za całość społeczeństwo. Dziś bardzo nam tego brakuje, dlatego narodowcy są tak rozwydrzeni.
Jednak piętnowanie naszego miasta utrwala stereotyp na temat Białegostoku. Przez to ktoś ciemnoskóry może się dwa razy zastanawiać, czy tu przyjeżdżać. Bo pomyśli, że na ulicy jeszcze go pobiją.
Jeśli chodzi o studentów zagranicznych to Białystok - podobnie zresztą jak Wrocław - już teraz ma problem. W waszym interesie jest radykalne przeciwdziałanie aktom ksenofobii. Poglądy każdy może mieć jakie chce, ale tolerowanie agresji wobec obcokrajowców wydaje się absolutnie samobójcze.
Mam nadzieje, że wizyta w nieustannie rozwijającej się stolicy Podlasia przekona Pana do tego, że nie „każdy ma swój Białystok”, a wręcz przeciwnie. Nasze miasto jest wyjątkowym miejscem, z którego jesteśmy dumni”. Tak w liście do Jacka Żakowskiego napisał Tadeusz Truskolaski.
Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Nie wymaga Pan chyba, by białostoczanie wzięli do rąk kije i poszli bić się z narodowcami?
Wystarczyłoby, gdyby podczas marszu narodowców na chodnikach stali uczciwi obywatele i skandowali dwa słowa: „Hańba, wstyd”. Może w tłumie staliby rodzice lub znajomi maszerujących? Może wywołałoby to w nich jakąś refleksję, że źle robią. Władze są bezradne, gdy społeczeństwo coś toleruje. Gdy białostocki prokurator stwierdził, że swastyka to symbol szczęścia, na ulicach nie było protestów, więc władze przyjęły to spokojnie.
Wyniki ostatnich wyborów zarówno w Polsce, jak i USA pokazały, że społeczeństwa chcą wymiany elit. Może zwykli zjadacze chleba mają w liberalnej gospodarce już tak złą sytuację materialną, że chcą władzę oddać każdemu kto obieca poprawę - nawet populistom?
Myślę, że nie chodzi dosłownie o sytuację materialną. Polacy, podobnie jak wielu Amerykanów, są przecież mistrzami skromnego życia. Miliony naszych emerytów żyje za niewielkie pieniądze już od bardzo dawna. I jeszcze znajduje pieniądze na pomoc finansową swoim dzieciom. Moim zdaniem problem tkwi gdzie indziej. Chodzi mianowicie o niepewności. Nawet ci którzy mają mało obawiają się, że ich bardzo skromna stabilizacja jest zagrożona. Wywołuje to oczywiście ogromny stres. Szczególnie kiedy jest to połączone z obserwacją beztroski elit, które mówią, że tak musi być, trzeba było wziąć kredyt itd. (to przytyk do słynnej wypowiedzi Bronisława Komorowskiego w kampanii wyborczej, który poradził młodemu człowiekowi: zmień pracę i weź kredyt - przyp. red.). W efekcie prowadzi to do tego, że część społeczeństwa stawia na ludzi, na których w innych okolicznościach nigdy nie oddałaby głosu. Ludziom wydaje się, że robią tak, bo nie mają wyjścia.
Strach ma wielkie oczy.
Szczególnie wtedy, gdy ludzie słyszą, że emerytury za ileś lat będą jeszcze niższe niż dziś, że nie wszyscy mają ubezpieczenie zdrowotne itd. Wyobraźmy sobie rodzica, który myśli o przyszłości swojego dziecka pracującego na śmieciówce. A co będzie jak syn mi się rozchoruje? - martwi się taki rodzic. Mamy z żoną sprzedać mieszkanie, by ratować jego zdrowie i pójść mieszkać na ulicę? Z takich powodów w społeczeństwach wielu krajów wygenerowało się napięcie, a bunt przeciw elitom jest tym silniejszy, im większy jest udział śmieciówek na rynku pracy. Głoszona przez liberałów elastyczność zatrudnienia jest fajna, ale człowiek nie jest z gumy.
A wracając do Białegostoku, czy przyjmie Pan zaproszenie prezydenta Tadeusza Truskolaskiego i przyjedzie do nas?
Bardzo chętnie was odwiedzę. Listu jeszcze nie dostałem, ale to może moja wina, bo w ostatnich dniach nie byłem w redakcji „Polityki”. Zresztą nie raz przyjeżdżałem do Białegostoku. Wiem, że na ulicach nie chodzą białe niedźwiedzie, a ludzie nie są obrośnięci futrem... (śmiech).